E-sportowcowi przyłapanemu na oszustwie można odebrać rekordy. Jeżeli jednak odwróci się od niego społeczność, następuje jego definitywny koniec.
Internetowy Lance Armstrong pokazuje, dlaczego e-sportowcy mają więcej do stracenia
Pomimo tego, że e-sport jest z nami już od lat, ciągle wiele osób ma wyraźne problemy, żeby uznać go za odmianę sportu. I o ile sam mam do tego "jakieś" zastrzeżenia, o tyle nie da się nie zauważyć, że e-sport i rzeczywisty sport dzielą pomiędzy sobą wiele podobieństw. I tu i tu liczy się wytrwałość, umiejętności, a kluczem do sukcesu jest ciężki trening. Nic więc dziwnego, że wśród graczy są osoby, które szukają drogi "na skróty", próbując oszukać system by zdobyć upragnione trofeum. Pół biedy, jeżeli mówimy o cheatowaniu w przypadku niezobowiązujących rozgrywek, gorzej, jeżeli sprawa dotyka samego topu graczy - osób które nie tylko wyznaczają standardy tego, jak powinno się grać, ale też - które mają za sobą ogromne społeczności, sponsorów i które są autorytetem dla aspirujących e-sportowców. Jeden z incydentów, który ujrzał niedawno światło dzienne, pokazuje, dlaczego e-sportowcy w przypadku przyłapania na "cyfrowym dopingu" mają znacznie więcej do stracenia niż inni.
Trackmania: od bohatera do zera w niecałe 20 minut
Zapewne część z was kojarzy grę Trackmania - zręcznościową grę wyścigową w której gracz ma za zadanie jak najszybciej przejechać z punktu A do B po specjalnie do tego wyznaczonych trasach (w sumie brzmi to jak opis każdej gry wyścigowej, ale mniejsza o to). Wyróżnikiem Trackmanii jest jej nastawienie na rywalizację. Zarówno sterowanie, jak i pomiary czasu są tu bardzo precyzyjne, a mechanika gry zachęca do tego, by wielokrotnie powtarzać trasy, szukając jak najszybszych sposobów na ich pokonanie. Jeżeli więc od wypuszczenia danej trasy do sieci minęło już kilka miesięcy, można się spodziewać, że różnice pomiędzy topową dziesiątką graczy będą mierzone w tysięcznych częściach sekundy. Oznacza to też, że jeżeli chce się być w tej grze najlepszym, trzeba dać z siebie absolutnie wszystko.
Jeżeli ktoś śledzi scenę Trackmanii, wie, że od dłuższego czasu lista topowych graczy pozostaje niezmieniona. Pseudonimy takie jak Scrapie, SPAM, riolu, Carl Jr. czy polski evoN są doskonale znane w środowisku. Ci gracze nie tylko uczestniczą w turniejach na żywo, ale też - ustanawiają rekordy na wspomnianych już mapach do speedrunningu. Większość z nich ma też swoje kanały na YouTube, gdzie publikują materiały z gry, najlepsze momenty ze streamów czy porady odnośnie techniki gry. Obok tego środowiska znajduje się też gracz Wirtual, który rzadko uczestniczy w wyścigach na żywo, a bardziej - skupia się na ustanawianiu najlepszych czasów na mapach solowych oraz znajdowaniu wartościowych skrótów. Niedawno wrzucił on do sieci film, w którym dokładnie i ze szczegółami wyjaśnił, dlaczego jego zdaniem jeden z najlepszych graczy na świcie, riolu, uciekał się do oszustwa, aby ustanawiać swoje rekordy czasowe podczas gry solo. Naprawdę polecam obejrzeć ten materiał:
W dużym skrócie, każdy rekord, aby został uznany, musi być umieszczony w specjalnej tablicy wyników wraz z wygenerowaną przez grę powtórką. Powtórka ta jest zbiorem danych wejściowych z kontrolera, dzięki czemu po jej pobraniu każdy gracz może ścigać się z "duchem" innego gracza. Mechanizmy antycheatingowe nie pozwalają więc używać żadnych modów do gry, które zmieniałyby to, jak gra rejestruje sterowanie, ponieważ to szybko zostałoby wykryte. Jest jednak jedna metoda, której gra nie wykryje i jest nią granie w Trackmanię w zwolnionym tempie. Taki sposób zdobywania rekordów pozostawia jednak specyficzny ślad w postaci bardzo charakterystycznych logów (m.in. nieludzko częste przyciśnięcia klawiszy). Wirtual przeprowadził bardzo rozbudowane dochodzenie, w którym wykrył, że riolu, a także kilku innych graczy przesyłało powtórki, na których widać takie zachowanie. Wszyscy, oprócz riolu, przyznali się do stosowania właśnie tej metody oszustwa.
Sportowiec traci karierę. E-sportowiec - także społeczność
Jeżeli popatrzymy na społeczność Trackmanii, widać wyraźnie, że pomimo, iż wydarzenia takie jak mistrzostwa świata są oczywiście ważne, to codzienna interakcja ze swoim ulubionym streamerem jest tu zdecydowanie ważniejsza. Dlatego też, kiedy W świat poszła praktycznie niepodważalna informacja, że topowy e-sportowiec branży przez ostatnie 10 lat oszukiwał wszystkich, fani riolu nie wiedzieli, co mają powiedzieć. Streamer prowadzi swój kanał na YouTubie, który z miejsca zaczął tracić subskrypcje, a sekcja komentarzy zapełniła się wpisami które nie tylko wypominały riolu oszukiwanie, ale też - karciły go za to, w jaki sposób odnosił się do Wirtuala, kiedy ten dawał mu szansę na udowodnienie swojej niewinności.
W świecie sportu wielokrotnie widzieliśmy sportowców, którym udowodniono m.in. branie dopingu, ale którzy byli w stanie wrócić do sportu. Ba, takim sportowcem jest przecież uwielbiany u nas Mariusz Pudzianowski. Jednak przyznanie się do nieuczciwych praktyk jest znacznie trudniejsze, kiedy do równania doda się społeczność. Społeczność, która w każdym momencie może obrócić się przeciw swojemu idolowi i która na pewno nie zapomina. Sam przyznam, że ze wszystkich twórców treści związanych z Trackmanią riolu był moim ulubionym i ciężko było mi uwierzyć w przedstawione dowody, ale w tym wypadku fakty mówią same za siebie. Za siebie mówi też zachowanie zawodnika, który od momentu publikacji materiału nie pojawił się online w żadnym ze swoich kont.
Nie chciałbym być obecnie w skórze riolu. Na szali jest nie tylko jego reputacja i kontrakty sponsorskie, które w oczywisty sposób może stracić, ale też - jeżeli społeczność się od niego odwróci - może nigdy nie wrócić na szczyt, nawet jeżeli jego umiejętności będą na to pozwalały. Takie wydarzenia z pewnością podkopują też chociażby zaufanie do innych topowych graczy oraz do sensu spędzania czasu nad grą, jeżeli przez 10 lat najlepsi uciekali się w niej do oszustw. Póki co - brak odpowiedzi od riolu jest niemym potwierdzeniem zarzutów. Myślę, że wiele osób byłoby w stanie wybaczyć oszustwo, gdyby w tym momencie riolu otwarcie przyznał się do wszystkiego. Być może jednak strach przed reakcją swoich widzów sprawi, że jesteśmy świadkami zakończenia jego kariery.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu