Chiński producent dronów DJI nie będzie już blokował możliwości latania nad obszarami dotychczas wykluczonymi z użytku.
Zdrowy rozsądek zamiast zakazów. To może skończyć się kolejną tragedią
Jeśli kiedykolwiek miałeś okazję wcielić się w rolę operatora drona, to zapewne doskonale wiesz, że na niektórych obszarach bezzałogowymi pojazdami latającymi nie polatamy. Należą do nich lotniska, niektóre elektrownie, bazy wojskowe, parki narodowe czy miejsca katastrof naturalnych, w których działają służby ratownicze. DJI – jeden z najpopularniejszych producentów dronów – od ponad dekady stosował się do tych zakazów, uniemożliwiając odpalenie drona w wykluczonych obszarach z poziomu oprogramowania. Teraz jednak chiński gigant nieoczekiwanie zmienia taktykę i to tuż po incydencie, który przeszkodził strażakom w gaszeniu płonącego Los Angeles.
Kontrowersyjna decyzja tuż po incydencie
Nagrania z Kalifornii przypominają film katastroficzny – to jednak nie reżyserska fikcja, a prawdziwa tragedia, pociągająca za sobą 25 ofiar śmiertelnych i tysiące hektarów spalonej ziemi. Oddziały straży pożarnej z kilku hrabstw pracują bez wytchnienia, wykorzystując pomoc z powietrza w postaci samolotów gaśniczych CL-415. Niestety przez lekkomyślność użytkownika komercyjnego drona, pragnącego nakręcić zgliszcza płonącego Los Angeles, jeden z samolotów „Super Scooper” został poważnie uszkodzony po zderzeniu z dronem, o czym pisałem w tej publikacji.
Zarówno władze stanowe jak i przedstawiciele Federalnej Administracji Lotnictwa mieli podejść do sprawy bardzo poważnie, zapowiadając dotkliwe karanie wszystkich osób, które dronami będą przeszkadzać w działaniach straży pożarnej. I to właśnie w obliczu rozpaczliwych próśb amerykańskich strażaków o powstrzymania się przed użytkowaniem dronów w obszarach zagrożonych pożarem pojawia się dziwna decyzja DJI o zaprzestaniu stosowania softwarowych ograniczeń w urządzeniach chińskiego producenta na terenie USA. Dlaczego podjęto taką decyzję?
Widmo kary ma być wystarczające
Przedstawiciel DJI w wypowiedzi dla The Verge przekazał, że zasady geofencingu zostały wprowadzone lata temu, gdy komercyjne drony były nowością, a użytkownicy nie byli jeszcze świadomi potencjalnych zagrożeń. Teraz zakazy zostaną zastąpione ostrzeżeniami, wyświetlanymi na ekranach urządzeń sterujących. DJI uważa bowiem, że potencjalna kara, wisząca nad użytkownikiem, jest wystarczająca, a egzekwowaniem tych zasad powinny zająć się władze. Przedstawiciel dodał także, że dotychczasowy geofencing był aktem dobrej woli ze strony DJI, a nie realizacją narzuconego obowiązku.
System geofencing, który obowiązywał wcześniej, był dobrowolnym środkiem bezpieczeństwa wprowadzonym przez DJI ponad 10 lat temu, kiedy małe drony produkowane masowo były nowością w przestrzeni powietrznej, a regulatorzy potrzebowali czasu na ustanowienie zasad ich bezpiecznego użytkowania – przedstawiciel DJI w wypowiedzi dla The Verge
To bardzo istotne w obliczu obecnych konfliktów między władzami USA a chińską firmą. Departament Handlu USA rozważa przepisy, które ograniczą lub nawet zakażą sprzedaży chińskich dronów na terenie Stanów Zjednoczonych – powodem tej decyzji mają być obawy przed szpiegostwem. Ta decyzja może być również podyktowana chęcią odcięcia odpowiedzialności producenta za incydenty z dronami w trakcie pożarów, bo jak udowadniają liczne materiały wideo z Los Angeles, użytkownicy za nic wzięli sobie prośby strażaków o zaprzestanie używania dronów w rejonach objętych działaniami ratowniczymi.
Według komentatorów zza oceanu nowa polityka DJI ma być właśnie czymś w rodzaju pstryczka w nos administracji Trumpa, która niebawem podejmie decyzję o możliwym zablokowaniu sprzedaży na terenie USA – a jak wiemy, Donald Trump dobrych relacji z Państwem Środka nie ma, więc scenariusz jest łatwy do przewidzenia.
Stock image from Depositphotos
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu