Filmy

Z fenomenalną obsadą Netflix potrafi zrobić świetny film. Diabeł wcielony – recenzja

Weronika Makuch
Z fenomenalną obsadą Netflix potrafi zrobić świetny film. Diabeł wcielony – recenzja
Reklama

Netflix po raz kolejny zaskakuje. Platforma naprawdę potrafi zaserwować nam kino na wysokim poziomie, udowadniając, że nie musimy martwić się o młode pokolenie aktorów.

Filmy, które swoje premiery mają w serwisach VOD, a nie kinach, przestają być czymś wyjątkowym. Co ważniejsze, Netflix udowadnia nam, że tego produkcje również potrafią być bardzo dobre. To nie wydmuszki czy nikomu niepotrzebne odrzuty. To kino, które jest prezentowane inaczej, ale wciąż potrafi zachwycić jakością. Po ciepło przyjętym Irlandczykui intrygujących Dwóch papieżach przyszła kolej na Diabła wcielonego. Tym razem na ekranie obserwujemy grono młodszych aktorów. Świeżą krew, którą z pewnością zobaczymy w kinach jeszcze wiele, wiele razy, bo są po prostu bardzo zdolni.

Reklama

Diabeł wcielony – recenzja. Film nie z gatunku tych lekkich

Film zabiera nas w okolice lat 50. i 60. Mamy okazję obserwować historię życia osób, które wciąż mają w sobie nieprzyjemne, wojenne wspomnienia. Patrzymy również na młode pokolenie, wychowywane przez tych zniszczonych. W prowincjonalnej, południowej okolicy istotnym aspektem życia społeczności jest Bóg. Wśród głównych bohaterów spotkamy osoby zarówno bardzo mocno wierzące jak i te, które po Bogu i kościele nie spodziewają się raczej niczego dobrego. Niestety w trakcie fabuły okazuje się, że to ci drudzy mają więcej racji. Produkcja pokazuje nam bowiem obraz ludzkiego zepsucia, grzeszności, bólu oraz brzydoty. Tom Holland odgrywa głównego bohatera, Arvina Russella. Poznajemy go jeszcze w dzieciństwie, przebywamy drogę do dorosłości, obserwując, jak radzi sobie z utratą bliskich, z despotycznością skrzywdzonego ojca oraz z kompletnym niezrozumieniem i brakiem wsparcia ze strony boskiej.

Nie tylko postać głównego bohatera została dobrze napisana i odegrana. Na pochwałę zasługuje cała obsada. Bardzo dobrze poradził sobie Bill Skarsgård, Harry Meling, Sebastian Stan czy Mia Wasikowska. Szczególnie jednak spodobała mi się rola Roberta Pattinsona. Młody aktor po raz kolejny udowadnia, że naprawdę ma talent i zasługuje na uwagę. Nie boi się odgrywać roli odpychającego pastora, którą mu wyznaczono. Całkowicie oddaje się postaci i kradnie sceny, w których występuje.

[Obsada jest największą siłą tej produkcji. Diabeł wcielony został też dobrze przygotowany pod względem technicznym. Trudno mu coś zarzucić, ale i trudno się czymś naprawdę zachwycić. Co ciekawe, film został zrealizowany na taśmie filmowej 35 milimetrów, co już dawno przestało być normą. Prawdziwi kinomaniacy, którzy cenią sobie klasyczne podejście do kręcenia filmów na pewno docenią ten gest ze strony reżysera i faktycznie poczują specyficzną magię bijącą z Diabła wcielonego. Dla większości widzów fakt ten nie będzie miał jednak żadnego znaczenia, pewnie nawet nie zauważą subtelnej różnicy.

Główną zaletą filmu jest świetna obsada,

Diabeł wcielony nie odkrywa przed widzami kart, których byśmy się nie spodziewali. To nie jest jedna z tych produkcji, która zmienia na lata nasz sposób myślenia czy patrzenia na świat. Nie zmienia to jednak faktu, że film zapada w pamięć. Pokazuje nam, że zło jest złe, a ludzie są grzeszni. Z drugiej jednak strony udowadnia, że odpowiedź na pytanie, który z bohaterów tak naprawdę jest tytułowym diabłem wcielonym, nie jest tak oczywista. Film nie spada w odmęty banału, ale również nie wznosi się na wyżyny wielowarstwowego przekazu. Na pewno nie można nazwać też tego lekkim kinem. To nie jest ta produkcja, którą obejrzyjcie w łóżku, szybciutko po niej zaśniecie, a rano nie będziecie nawet pewni, o czym dokładnie była ta opowieść. Diabeł wcielony jest brudny, prawdziwy i przykry. Jest dobrze zrealizowany i świetnie zagrany. Jest dowodem na to, że Netflix, jak chce, to potrafi.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama