Felietony

Determinacja fanów Star Wars godna pochwały. Ale gdzie są twórcy i dystrybutorzy?

Konrad Kozłowski

Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...

Reklama

W sierpniu 2014 roku, w jednym ze swoich tekstów, poruszyłem temat odświeżonej, oryginalnej wersji Gwiezdnych Wojen. Krążąca pod nazwą Despecialized Edition wersja trylogii jest dostępna w Internecie, lecz nie jest do końca legalną kopią filmów. Mimo to, cieszy się sporą popularnością, ponieważ dotychczas były to jedyne wydania filmów w tak dobrej jakości oparte o pierwotne, kinowe wersje Gwiezdnych Wojen.

Ogłoszony przed czterema dniami projekt zespołu pod nazwą Team Negative One po raz kolejny dokonał tego, czego nie może, a raczej nie chce zrobić studio, w którego rękach leży teraz licencja do Gwiezdnych Wojen. Disney nie wyraża zainteresowania upublicznieniem oryginalnej wersji filmu, a przyczyn takiego stanu rzeczy jest z pewnością wiele. Nikogo nie powinno więc dziwić zaangażowanie niezależnych i najwyraźniej bardzo utalentowanych osób, które dostarczają sobie i innym fanom tego, czego nie znajdą na sklepowych półkach.

Reklama

Można przypuszczać, że nie jest to jedyna tego typu inicjatywa, ale chyba jedna z najgłośniejszych, ponieważ wcale nie staram się odnajdywać tego typu informacji, a wciąż na nie natrafiam. Dostępność oryginalnej wersji filmu w takiej jakości jest czymś istotnym dla największych fanów Star Wars i gdybym również zobaczył przed wieloma laty w kinie właśnie tamto wydanie, prawdopodobnie dziś z równie dużym przejęciem interesowałbym się poczynaniami takich ekip jak Team Negative One. Nie będę jednak ukrywał, że udziela mi się atmosfera towarzysząca takim wydarzeniom i z wielką chęcią sięgnąłbym po oficjalnie dystrybuowany film w takiej edycji.

Na przestrzeni lat Gwiezdne Wojny zmieniały się wielokrotnie, a liczba i rodzaj wszystkich wprowadzonych poprawek są znane chyba tylko nielicznej grupie osób. "Ulepszone" wersje nie spotkały się z aprobatą widowni, a zapotrzebowanie na "prawdziwe Gwiezdne Wojny" wydaje się nie tyle nie maleć, a nawet rosnąć. Przyczyniają się do tego tak aktywni fani, jak ci poświęcający cały swój wolny czas na czyszczenie i poprawienie każdej klatki filmu. Wyznania jednego z nich nie pozostawiają złudzeń - na każdą z klatek przypada około 1 minuty pracy osoby, która, krótko mówiąc, zna się na tym co robi.

Zdecydowanie polecam zapoznanie się z efektami pracy zespołu oraz krótką relacją z tego, jak powstawały poprawione materiały. Mnie/nam pozostaje jedynie wciąż mieć nadzieję, że któregoś dnia do oficjalnej dystrybucji trafi pierwsza, a nie finalna czy specjalna edycja Gwiezdnych Wojen w rozdzielczości minimum 1080p. Przykładowe ujęcia doskonale udowadniają, że film oparty o efekty sprzed kilkudziesięciu lat nie wymaga takich poprawek, jakie proponował George Lucas, lecz jedynie unowocześnienia na płaszczyźnie jakościowej. Wielkie studia, wydawcy i dystrybutorzy nie powinni dziwić się pragnieniom i zapotrzebowaniom widzów (czytaj klientów), lecz starać się wychodzić im naprzeciw.

Grafika główna.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama