Recenzja

Dodatek Forsaken sprawia, że Destiny 2 odżyło na nowo. W końcu!

Artur Janczak
Dodatek Forsaken sprawia, że Destiny 2 odżyło na nowo. W końcu!
6

Recenzujemy dodatek do Destiny 2. Forsaken to ogrom nowości, które sprawiają, że gra odżywa na nowo i staje się zdecydowanie bardziej grywalna oraz wciągająca. W końcu Destiny 2 jest takim, jakim być powinno!

Od premiery Destiny 2 na konsolach minął już rok. W tym czasie oprócz podstawowej wersji gry mogliśmy sprawdzić dwa mniejsze dodatki — Curse of Osiris i Warmind, które mimo wszystko nie zdały egzaminu. Niby dodawały nową zawartość w postaci kolejnych planet, uzbrojenia i misji, ale to wciąż było mało. Odbiorcy liczyli na coś więcej, na coś bardziej ambitnego, niż „mission pack”, który powinien dodatkowo być tańszy. Forsaken miał wszystko zmienić. Deweloper obiecał, że po wysłuchaniu graczy już wie, co należy zrobić z grą.

Najnowsze DLC trafiło już na półki sklepowe i serwery w zeszłym tygodniu. Czy warto było czekać? Czy Bungie było w stanie dotrzymać danego ludziom słowa?

Cayde-6 nie żyje

Chyba nikt nie posądzi mnie o spoilerowanie w przypadku jednej z najbarwniejszych postaci całego uniwersum Destiny. Jego klęskę pokazywano w każdym materiale, martwy towarzysz broni jest również na okładce dodatku. Kiedy pierwszy raz się o tym dowiedziałem, uznałem to za zły ruch ze strony twórców, uśmiercać tak lubianego bohatera. Teraz mam odmienne zdanie. Cała fabuła Forsaken jest podporządkowana temu zdarzeniu. Poznajemy jej początek, patrzymy jak Cayde-6 pozostaje sobą do ostatnich chwil, a następnie w akcie zemsty chcemy dorwać tego, który pociągnął za spust. Oparcie historii na czymś takim ma wywrzeć u odbiorcy odpowiednie emocje.

Złość, smutek i żądze krwi. Tak mogę określić swoje odczucia, gdy trzeba było ruszyć w pogoń i poznać całą prawdę. Do tego na obcym terenie, którego nie znałem. Tangled Shore jest pełne bandytów, morderców i wyrzutków z innych planet. Mroczne, niebezpiecznie, ale i ciekawe miejsce okazało się wspaniałą lokacją tego dodatku, nie sądziłem, że aż tak przypadnie mi do gustu, to właśnie tutaj rozgrywa się większość wątku głównego. Chciałbym Wam zdradzić więcej szczegółów, ale naprawdę lepiej będzie, jak zrobicie to sami. W przypadku tego dodatku Bungie stanęło na wysokości zadania, zresztą nie tylko w przypadku tej historii.

Ilość zmian może przytłoczyć, ale to tylko pokazuje, jak mocno zmieniło się Destiny 2

Nawet nie wiem, od czego zacząć. Destiny 2 zmieniło się nie do poznania. Nie ukrywam, że zrobiłem sobie przerwę od tego tytułu i przez trzy miesiące nie byłem na bieżąco, ale to, co zastałem po włączeniu Forsaken, zrobiło na mnie wrażenie. Poziom wzrósł do 50, światło do 600, ekwipunek wymaga dodatkowych przedmiotów, aby w ogóle go ulepszyć, dodatki do broni zmieniły się w śmieci i trzeba je zdobywać na nowo. Każdy element odzienia ma teraz inne statystyki, to samo tyczy się całego arsenału. Nie ma już mowy o ciągłym zdobywaniu tych samych rzeczy, o takich samych parametrach.

Element losowości został przywrócony i w końcu to wszystko ma ręce i nogi. Kamienie milowe nie zajmują całej wysokości ekranu, każda z ważniejszych postaci posiada dla nas jakieś dodatkowe zadania, a glimmer ma nareszcie znaczenie. Tak samo, jak wszystkie surowce zbierane na planetach. To wszystko może wydawać się mało istotne, ale gdy sami sprawdzicie te zmiany, to zrozumiecie, jak one są istotne. Ekonomia, wyzwania, rankingi, crafting i wiele więcej. Każde z nich uległo metamorfozie i to takiej pozytywnej. Destiny 2 oferuje bardziej zaawansowany system, w który warto będzie się zagłębić, uczyć się go, być na czasie z jego modyfikacjami. Głównie dlatego, że teraz ma to realny wpływ, na całą naszą zabawę.

Gambit to tryb, na który czekałem od dawna. Świetne połączenie PvP z PvE

Bungie zapowiadało, że nowy rodzaj rozgrywki będzie czymś więcej, niż kolejnym odłamem pojedynków gracze kontra gracze. Nie były to zwykłe przechwałki. Gambit oferuje całkiem spore mapy, gdzie udział biorą dwa zespoły po cztery osoby. Obie strony mają za zadanie zebrać 75 odłamków, dzięki którym zostanie uwolnione pradawne zło. Silny oponent, którego unicestwienie gwarantuje zdobycie punktu dla naszej drużyny. Oczywiście, nie jest to takie proste. Surowce można oddawać cały czas, uprzykrzając życie swoim oponentom. Jeśli takowych zgromadzimy wystarczającą ilość otworzy się również portal, do świata naszych przeciwników. Wtedy jako najeźdźca mamy szansę zabić graczy z drugiego zespołu i utrudnić im wykonanie zadania.

Tryb ten okazał się szalenie satysfakcjonujący. Mapy są różnorodne, nigdy nie wiadomo, z jakimi typem przeciwnika przyjdzie nam walczyć, a ryzyko śmierci z ręki przeciwnej drużyny dodaje całemu meczowi naprawdę dużo emocji. Trzeba kombinować, starać się, unikać zagrożeń i być jednocześnie skutecznym, jak tylko to możliwe. Nie sądziłem, że Gambit zaoferuje aż tak dynamiczną rozgrywkę, gdzie jedno zignorowanie zagrożenia może położyć całą rundę. Warto wspomnieć, że wygrywa ten zespół, który zdobędzie dwa punkty. Może wydawać się mało, ale każdy etap jest w miarę długi, a wymóg na przykład trzech zwycięstw mógłby sprawić, że ludzie unikaliby tego trybu. Deweloper zadbał także o system reputacji. Jeśli wyjdziemy z pojedynku, pojawi się komunikat, że nie można zostawiać sojuszników w potrzebie i zanim przystąpimy do gry, warto zadbać o odpowiednią ilość czasu. Niestety, nie wiadomo, jakie będą konsekwencje dla tych, którzy wolą uciekać, niż walczyć do końca. Oby wystarczająco wysokie.

Łuk to najlepsza broń, jaką otrzymałem w całym uniwersum Destiny

Dzieło studia Bungie znane jest z tego, jak dobrze zaprojektowano system strzelania. Eliminacja zagrożeń jest przyjemna, satysfakcjonująca i nie nudzi się przez długi czas. Byłem przekonany, że twórcy nie będą w stanie dostarczyć takiego rodzaju broni, aby można było czerpać jeszcze większą przyjemność z jej użytkowania. Byłem w błędzie. Pierwszy łuk, który otrzymałem podczas wykonywania kampanii, jest fenomenalny. W moim odczuciu jest nie tylko bardziej skuteczny niż jakikolwiek karabin snajperski, ale łatwiej też go opanować. Tyczy się to zarówno PvE, jak i PvP. Idealnie sprawdzał się również w starciach z bossami, które w Forsaken są najlepsze z całej serii. Potyczki z Baronami udowadniają, że można zrobić emocjonujące pojedynki w świecie Destiny.

Podczas starć w Crucible, o ile nie napotkałem kogoś na bliskim dystansie, bez problemu wyprowadzałem strzały prosto w głowę oponentów. Dodajmy do tego nowe podklasy. Warlock umiejący się teleportować na krótki dystans, gromadzić energię, a potem uwalniać ją, to coś, czego nie mogę nie docenić. Nie sprawdziłem jeszcze wszystkich nowych mocy danych klas, ale jeśli są równie udane, to czeka mnie prawdziwa zabawa. Nie wiem natomiast, czy elementy te nie są zbyt potężne, ale na takie wnioski przyjdzie jeszcze czas. Gracze się adaptują, poznają te wszystkie zmiany i nowości, trzeba dać innym szansę, w końcu nie każdy miał możliwość spędzić tyle godzin z dodatkiem, co ja.

Wszędzie pochwały, a co z wadami?

Żeby docenić to, co daje Forsaken, trzeba go po prostu kupić i doświadczyć. Zdaję sobie jednak sprawę, że nie każdy to uczyni. Bungie wraz z Activision zagwarantowali niektórym z Was awersję do tej produkcji. Rozumiem to, choć jeśli The Taken King był w stanie zmienić Wasze zdanie, to i z tym dodatkiem może być podobnie. Nie wszystko jednak, wydaje się na miejscu. Na przykład wymóg poziomu w Nightfall wzrósł aż do 540, gdzie sam jeszcze tyle nie mam. Coś, co miałem praktycznie od premiery, teraz znowu czeka na kolejne odblokowanie. Gdyby ustalono 500, to jeszcze bym rozumiał, a tutaj trzeba jeszcze trochę pograć, aby móc znowu stawić czoła wyzwaniu.

Ukrycie części fabuły w Raidzie również nie wydaje się rozwiązaniem idealnym, bo trzeba zgranego zespołu, by ten zaliczyć. Ktoś zdobył już łup z tego wydarzenia mimo, iż powinien być dostępny dopiero za kilka dni. Czyli jak zwykle, błędy w dziele Bungie są obecne nawet w nowym trybie. Wiem, że to duży projekt, ale starcia gracz kontra gracz powinny być przetestowane w 200%, jeśli uczestnicy mają mieć pewność, że nikt nie wykorzystuje luk, aby zwyciężyć. Nadal zdarzają się problemy z łącznością, a kod “baboon” jak istniał, tak istnieje. Dobre natomiast jest to, że gdy gra nas rozłączy z jakiejś aktywności, to mamy czas i możliwość do niej wrócić. Mała rzecz, a cieszy. Naprawdę ciężko mi się do czegoś tak naprawdę przyczepić. Forsaken dało mi to, na co czekałem od premiery. To jest zarówno największa wada, jak i zaleta.

Niech żyje nowy Król!

Po przejściu Destiny 2 czułem, że może mnie czekać powtórka z rozrywki. Gdzieś głęboko wierzyłem, że nikt nie będzie tak bezczelny i usprawni każdy aspekt swojej produkcji w porządnym rozszerzeniu po raz drugi. Bungie doskonale wiedziało, jakie błędy zostały popełnione w pierwszej odsłonie. Doskonale zdawali sobie sprawę, co należy zrobić, aby zadowolić odbiorców. Nie wiem, kto zadecydował, aby zaserwować danie, przyrządzone w identyczny sposób, ale nie tak powinno być. Najgorsze jest w tym wszystkim to, że Forsaken sprawił, że nie mogę się oderwać od tego dodatku. Wykonano tutaj kawał solidnej roboty, wzięto pod lupę nawet małe elementy, zmieniono sporo zasad i teraz to w końcu działa jak należy.

Po tygodniu zabawy z tą produkcją czuje to samo, co w przypadku The Taken King. Wróciła ze zdwojoną siłą cała chęć codziennego grania w Destiny. Co z tego, że deweloper wraz z wydawcą bawią się mną niczym laleczką w kukiełkowym teatrzyku. Tańczę tak, jak mi zagrają i to z uśmiechem na ustach. To jest straszne, ale szalenie satysfakcjonujące. Uniwersum, które uwielbiam. Ponownie zachwyca mnie na każdym kroku, angażuje do działania i kradnie mój czas lepiej, niż rząd podatki. Uczciwiej by jednak było, gdyby to podstawka oferowała takie doznania. Niestety, jeśli chce się brnąć dalej w świat pełen engramów, wybuchów, ukrytej historii i towarzyszących duchów, to trzeba ten stan rzeczy zaakceptować. Tak też uczyniłem. Może i nie jestem z tego dumny, ale na ten moment szczęście i frajda z zabawy wygrywają.

Ocena: 8,5/10

Plusy:
+ w końcu Destiny 2 żyje
+ przemodelowanie systemów
+ nowe bronie, nowe zadania, nowe doświadczenia
+ świetne walki z Baronami
+ porządna kampania
+ end game starczy na długo
+ Gambit to świetny powiew świeżości
+ łuk, łuk, łuk

Minusy:
- tak powinna wyglądać podstawka
- ta sama historia, co z The Taken King
- dziwne podwyższenie level cup w Nightfall
- nadal występują stare błędy

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu