Twórca Days Gone wie jak uniknąć anulowanych sequeli. Ale jednak to nie do końca wie, jak uniknąć anulowanych sequeli.
Twórca gier każe nie płakać po anulowanych grach, skoro nie kupujemy ich w pełnej cenie. Ale dlaczego mielibyśmy to robić?
Ostatnie przetasowania w Sony sprawiły, że wielu fanów japońskiej firmy zaczęło kwestionować podejmowane przez nich kroki. Mniejsze produkcje wyleciały, bo liczą się pewniaki AAA. Kosztują krocie, ale zwracają się w mgnieniu oka — a przy okazji przyciągają nowych odbiorców. Choć na ich brak Sony nie narzeka. PlayStation 5 jest najszybciej sprzedającą się konsolą w Stanach Zjednoczonych — nawet pomimo ogromnych problemów z dostępnością sprzętu. Mimo wszystko fani anulowanych gier i ubitych studiów dostarczających regularnie prawdziwe perełki (np. Japan Studio, twórców m.in. Gravity Rush) mają powody do smutku. Ale nie tylko oni — twórcy również. Od kilku dni nie ustaje dyskusja wokół anulowania sequelu Days Gone. Wydana dwa lata temu produkcja (wówczas) na wyłączność konsol Sony budziła skrajne emocje. Jedni byli rozczarowani, inni wręcz przeciwnie — po dziś dzień twierdzą, że to perełka która dała im od groma frajdy. Ci drudzy są niezwykle rozczarowani anulowaniem przez Sony kontynuacji. Dość wymownie w sprawie zabrał głos John Garvin (przy Days Gone pełniący rolę dyrektora kreatywnego) w ostatnim wywiadzie udzielonym Davidowi Jaffemu. Mimo że od dwóch lat nie współpracuje już z Sony, dość ostro skrytykował... nie, nie japońskiego giganta. Graczy.
Chcesz więcej gier, które Ci się podobają? Kupuj je w pełnej cenie!
Garvin szorstko wyraził swoją opinię na temat podejścia graczy. W rozmowie powiedział:
Mam opinię na temat czegoś, co może zainteresować twoich odbiorców i może niektórych z nich wkurzyć. Jeśli kochasz grę, kup ją za pie******* pełną cenę. Nie wiem nawet ile razy widziałem, jak gracze mówią „tak, mam to z wyprzedaży, kupiłem to przez PS Plus, cokolwiek.
I od kiedy przeczytałem fragmenty transkrypcji z tej rozmowy, mam spory problem z argumentem Garvina. Bo nie do końca wiem jak gracze powinni się do tego ustosunkować w świecie, w którym wersje demonstracyjne dostaje... raptem garstka tytułów wypuszczanych na rynek. Każdego dnia publikowanych są dziesiątki, o ile nie setki, nowych produkcji. Aby móc poświęcić czas im wszystkim trzeba byłoby mieć czasowstrzymywacz, który pozwoliłby zapoznać się ze wszystkim hurtowo, nie mówiąc już o kosztach. No a właśnie: ceny gier stale rosną. Rekomendowane ceny nowych gry 1st party na PlayStation 5 to 349 złotych. W mojej opinii — dużo, dlatego nie dziwię się, że ludzie czekają na promocje i decydują się na zakupy produktów z drugiej ręki, które pozwolą im zaoszczędzić.
Doskonale rozumiem argumenty twórców: duża sprzedaż w pełnej cenie przekłada się na zyski. Jest też jasną wiadomością do wydawcy, że warto było zainwestować i jest to produkt, nad którego dalszym rozwojem warto się zastanowić, albo przynajmniej docenić twórców bo wykonali kawał dobrej roboty i warto wspierać ich dalej. To działa.
Im dłużej jednak zastanawiam się nad słowami Garvina, tym więcej pytań i chęci do dyskusji rodzi się w głowie. No bo skąd gracze mają wiedzieć, czy gra im się spodoba czy nie, skoro w nią nie grali? Nie ma dema, które pozwoliłoby im sprawdzić czy to rzecz dla nich, trailer często nie wystarczy. A zresztą nawet z demami bywa różnie (do dziś boli mnie to Yakuzy 3, którą przedstawiło w formie... beat'em upa). Garvin najwyraźniej nie ma odpowiedzi na pytanie skąd mają wiedzieć — bo o to samo zapytał Jaffe, na co odrzekł, że gracze nie mogą wiedzieć czy ją kochają skoro nie zagrali, ale też niech nie narzekają gdy nie dostanie kontynuacji — bo nie otrzymała odpowiedniego wsparcia na starcie.
Idealnie zatem byłoby po zachwyceniu się grą gdy kupiliśmy ją w pełnej cenie... kupić ją ponownie, już po promocji?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu