Wpychanie kolejnej dużej gry w jesienny wysyp nowości nie ma najmniejszego sensu. Zapewne dlatego Just Cause 3 ukazał się dopiero pod koniec roku. Ale...
Wpychanie kolejnej dużej gry w jesienny wysyp nowości nie ma najmniejszego sensu. Zapewne dlatego Just Cause 3 ukazał się dopiero pod koniec roku. Ale to nie znaczy, że gra powinna dostać jakąkolwiek taryfę ulgową. Sam pomysł nie wystarczy, musi iść za nim dobre wykonanie. A tego niestety w nowej produkcji Avalanche Studios zabrakło.
Głównym bohaterem Just Cause 3 jest Rico Rodriguez, agent do zadań specjalnych. Choć gdyby ktoś dodał mu pseudonim „Demolka”, nie byłoby w tym cienia kłamstwa. To trochę amant, trochę żartowniś, a do tego mistrz kombinowania. Wyobraźcie sobie Johna Rambo, który zamiast po prostu wykonywać zaplanowaną misję, woli postawić na efektowność działań. Pierwsze skrzypce gra więc właśnie Rico, a jego najlepszym kompanem są wybuchy.
Bohater, mający już na koncie niejedną akcję, wraca do rodzimego Medici, by pomóc rebeliantom obalić dyktatora - Di Ravello. Bojownicy o wolność mają chęci, ale nie mają umiejętności. Dlatego to właśnie Rico bierze sprawy w swoje ręce i zamierza zaprowadzić porządek. Na tym zakończę temat fabuły. Ta bowiem jest zwyczajnie słaba. Bohaterowie niby są, ale zapominamy o nich równie szybko, co o ostatnio widzianej reklamie pop-up, historia jest sztampowa i trudno znaleźć tu fajny zwrot akcji. Ale to nie dla fabuły włącza się ten tytuł.
Wybuchy, wybuchy, wybuchy
Tak najłatwiej byłoby opisać Just Cause 3. Tu wybucha praktycznie wszystko, wysadzić można też prawie wszystko. I na dobrą sprawę to najlepszy sposób na rozwiązywanie każdego problemu. Dodałbym jeszcze ewentualne ostrzeliwanie wszystkiego co się da, wszystkim co się da. Rico dysponuje specjalną linką, za pomocą której może poruszać się szybciej - polecam strzelanie w ziemię i przyciąganie się do miejsca, w którym hak spotyka glebę. Drugim efektywnym sposobem na przemieszczenie się po okolicy jest kombo - spadochron+linka. Dzięki temu rozwiązaniu jesteśmy praktycznie niezależni od pojazdów i dość szybko możemy się przemieścić w każde miejsce.
Jakby tego było mało, w Just Cause 3 czeka na nas dużo broni, możliwość zwinięcia jeżdżących po okolicy pojazdów, zrzuty helikopterów i wozów opancerzonych - dla każdego coś miłego. Wyobraźcie sobie teraz, że możecie przyczepić się do helikoptera, ostrzelać z niego przeciwników, by następnie przyciągnąć się do jadącego pojazdu, strzelać z jego dachu, a następnie wsiąść za kółko, skierować auto w stronę wrogów, wyskoczyć z niego i patrzeć jak płonący wrak robi wielkie bum. Możliwości sklejenia fantastycznie wyglądających akcji jest cała masa i to w tym tkwi potęga Just Cause 3. Bawiłbym się naprawdę świetnie…
Gdyby nie problemy techniczne
Ogrywałem wersję na PlayStation 4, miejcie więc na uwadze, że na PC może być lepiej. Ale to nie wina konsoli, tylko kodu. Dawno żadna gra mnie tak nie zirytowała. Było o świetnym pomyśle na rozwałkę i totalną demolkę, przyszła niestety pora na smutną prawdę. Just Cause 3 już zawsze będzie mi się kojarzyć z frustracją. Jest świetna akcja, dużo się dzieje, coś zaczyna wybuchać - animacja spada do ok. 8-10 klatek. W tym momencie staje się niegrywalna, bohater nie reaguje na moje ruchy, umieram. Rozumiałbym, gdyby gra wyglądała jakoś kosmicznie dobrze. Ale nie wygląda - jest w porządku, ale bez rewelacji. Zdarzają się świetne widoki, szczególnie jeśli szybujecie akurat na spadochronie, czy specjalnym wingsuitcie. Ale potem atakujecie bazę wroga i nagle postacie kłują w oczy słabymi modelami i drewnianymi ruchami, a gdzieś obok wyskakuje brzydka tekstura. No, ale dobrze, ginę z powodu spadku framerate’u i co dalej…?
Restart, wiadomo. Widzę ekran ładowania. Jest godzina 0:45, ekran nie chce zniknąć. Nagle otwieram oczy. Przysnąłem na 10 minut. Mówię całkowicie poważnie, kilka razy zdarzyło mi się przy Just Cause 3 usnąć. Gra ma kosmicznie długie ekrany ładowania. Pierwszy z nich zobaczycie zaraz po uruchomieniu gry. Zanim twórcy pozwolą Wam zagrać, minie około trzech minut. Narzekaliście na ekrany ładowania w Wiedźminie 3? To był pikuś. Zaliczenie trybu fabularnego w Just Cause 3 zajmuje około 16-17 godzin i podejrzewam, że ze 3 to ekrany ładowania (z dodatkowymi zadaniami celuję natomiast w 30). Wspomniane plansze, przy których możemy tylko czekać, pojawiają się po zgonie, między misjami (często dwukrotnie), przed filmikami przerywnikowymi, po nich. Masakra. Nie mam pojęcia, jak takie coś mogło przejść przez testerów.
Jakby tego było mało, gra cały czas łączy się z siecią i porównuje wyniki ze znajomymi i nieznajomymi. Gdyby to jeszcze dobrze działało - nie było problemów z PSN, a i tak siedziałem i patrzyłem na próby synchronizacji gry z siecią. Serio? Po tych wszystkich ekranach ładowania ktoś wcisnął jeszcze taki bubel? Podobno nie kopie się leżącego, ale nie sposób nie wspomnieć o fatalnym modelu jazdy. Po co pchać do gry samochody i motocykle, skoro nie potrafi się sprawić, by jazda nimi sprawiała frajdę? Widać to doskonale przy krótkich wyzwaniach związanych z wyścigami. Przegięta fizyka fajnie sprawdza się przy demolce, fatalnie natomiast przy jeździe wirtualnym autem. Delikatne muśnięcie o przeszkodę sprawia, że auto odbija się jak gumiś po litrze soku, by ostatecznie zaliczyć podwójne dachowanie. Jazda motocyklem jest natomiast do bólu drewniana. Po kilku podejściach do pojazdów, całkowicie przerzuciłem się na spadochron.
Werdykt
Zabawy w Just Cause 3 jest cała masa. I to takiej naprawdę wykręconej. Frajdy również, choć tego potwierdzić już nie mogę. Co z tego, że byłem w stanie zrobić fajne akcje, skoro ginąłem bezsensownie przez spadki animacji, by później tracić czas przy ekranach ładowania. Czułem się jak posiadacz słabego komputera, który próbuje pograć w nowszą produkcję. Może i konsole obecnej generacji nie są mocnymi sprzętami, ale skoro inni producenci potrafią zrobić coś dobrze, po Avalanche Studios oczekuję tego samego. Już nawet przebolałbym infantylną fabułę i nierówną grafikę. Nie wierzę, że takie problemy techniczne da się załatać, dlatego nie jestem w stanie wystawić grze więcej niż 6. A szkoda, bo liczyłem na odmóżdżający relaks - a dostałem festiwal frustracji.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu