Postępy w aktywności fizycznej, zapisane przez urządzenie trasy, itp. mogą posłużyć nam w ocenie progresu, jakiego dokonaliśmy w trakcie programu tren...
Dane z opaski FitBit wylądują w sądzie - robi się niebezpiecznie
Postępy w aktywności fizycznej, zapisane przez urządzenie trasy, itp. mogą posłużyć nam w ocenie progresu, jakiego dokonaliśmy w trakcie programu treningowego. I o ile do tego głównie zostały stworzone opaski (przynajmniej tak mi się wydaje), okazuje się, że w najbliższym czasie dane z takich urządzeń mogą zacząć służyć do zgoła innych celów. Nie pierwszy raz dochodzi do sytuacji, w której człowiek uświadamia sobie, że udostępnianie pewnych informacji stanowi dla niego miecz obosieczny.
Pierwszy przypadek wykorzystania opaski w sądzie wydaje się być na pierwszy rzut oka bardzo sprytny i nieszkodliwy. W tej sytuacji, pewna kobieta z Calgary (Alberta) w Kanadzie zamierza dowodzić swoich racji w sprawie dotyczącej jej wypadku, a co za tym idzie uszczerbku na zdrowiu. Swoją realną stratę zamierza udowodnić właśnie tym, iż jej aktywność po indydencie jest mniejsza, niż przed nim.
Kobieta przekazała opaskę firmie analitycznej Vivametrica, która "wyciągnie" surowe dane z opaski i następnie je przeanalizuje. Swoje ustalenia przekaże do sądu, co ma stanowić wiążący materiał dowodowy. Brzmi niegroźnie, prawda?
Zaistnienie owego precedensu może jednak skupić zainteresowanie sądów na właśnie takich gadżetach, jak opaski, zegarki i telefony komórkowe. Google na ten przykład śledzi nas dosłownie cały czas, o ile w telefonie z Androidem mamy zainstalowaną aplikację Google Maps (a kto nie ma?). Jeśli jeszcze o tym nie wiecie, pod tym adresem możecie sobie podejrzeć Wasze ostatnie wycieczki.
Sądy, o ile uznają to za kluczowe dla sprawy, mogą w przyszłości żądać wydania materiału dowodowego w postaci danych z opasek lub podobnych aplikacji. Jeśli tylko będzie dało się udowodnić, że prezentowana w danych aktywność przynależy do danej osoby, możemy się spodziewać w niedługim czasie ustanowienia odpowiednich przepisów prawnych, które będą wspomagać sądy w korzystaniu z tego typu rozwiązań. Wyobraźcie sobie - zostajecie oskarżeni o ciężkie przestępstwo. Zadaje się Wam pytanie na temat tego, co robiliście danego dnia o tej i o tej godzinie - sąd prosi o dane z opaski, włącza je do materiału dowodowego i macie alibi.
Jednak sam fakt coraz większej ingerencji władz w nasze, wydawałoby się prywatne informacje martwi. Mnie już nie jest to w stanie zaskoczyć - te dobrodziejstwa nie zostały nam dane zupełnie za darmo. O ile swoje musimy zapłacić przy kasie, by nabyć gadżet posiadający interesujące nas funkcje, tak "abonament" za przechowywanie newralgicznych informacji w Internecie opłacimy brakiem prywatności. Takie dane owszem, będą nasze. Ale tylko do tego momentu, w którym przestaniemy żyć złudzeniami.
Źródło: The Verge
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu