Kiedy zastanawiałem się nad tytułem do tego wpisu, miałem do wyboru dwie opcje, albo - tylko 37% Polaków przeczytało w 2016 roku książkę albo 63% nie przeczytało żadnej. W końcu, z uwagi na to, że te statystyki ani się nie pogorszyły ani nie poprawiły, postanowiłem zatytułować tak, jak jest naprawdę, czyli beznadziejnie.
Wczoraj na stronach Biblioteki Narodowej opublikowano raport o stanie czytelnictwa w Polsce. Poziom czytelnictwa mierzony jest od 2000 roku, według odsetka osób deklarujących przeczytanie choćby jednej książki przez ostatni rok oraz tych, które deklarują przeczytanie co najmniej 7 książek.
Na tym wykresie widać, że źle zaczęło się robić po 2006 roku, kiedy to odsetek czytających gwałtownie spadł, zarówno jeśli chodzi o osoby sporadycznie sięgające po książkę, jak i te intensywnie czytające. W 2016 roku obraz ten przedstawia się, tak, że mamy 37% czytelników w Polsce, w tym 10% intensywnych.
Również stabilnie kształtuje się obecnie odsetek osób, które przyznają się do czytania jakichkolwiek tekstów, dłuższych niż 3 strony.
Pod jednym z moich wpisów o uldze podatkowej za kupowanie książek, pojawił się komentarz, który niejako potwierdza powyższe dane z wykresu. Większość Polaków czytała tylko w szkole, później z jakichś powodów, być może właśnie z takich, że zraziły ich te lektury, przestali.
Jeśli chodzi o źródła, skąd nabywamy książki, zaskoczenia nie ma. Głównie pożyczamy od znajomych, kupujemy, są prezentem albo sięgamy po nie z domowej biblioteki. Biblioteki publiczne są na dalszym planie.
Co czytamy? Najczęściej wymienianym autorem czytanych książek był Henryk Sienkiewicz, na drugim miejscu znalazła się E. L. James. Poza tym Polacy czytają głównie literaturę popularną – powieści sensacyjno-kryminalne, romansowo-obyczajowe oraz książki, na podstawie których nakręcono film.
W przypadku prasy drukowanej i elektronicznej widać wyraźny trend spadku popularności czytania papierowych wersji na rzecz czytania w sieci.
Jak to wygląda w rozbiciu na grupy zawodowe? BN porównała tu świetny bazowy rok 2002 do ostatniego roku. Największy spadek osób deklarujących przeczytanie choćby jednej książki w roku widać wśród bezrobotnych, robotników i co ciekawe wśród kadry zarządzającej i specjalistów.
Podobnie sytuacja wygląda, jeśli chodzi o kadrę zarządzającą i specjalistów, w przypadku osób intensywnie czytających, czyli co najmniej 7 książek w roku.
Biblioteka Narodowa rozbiła jeszcze te grupy według wieku badanych, by wykluczyć powód spadku wynikający z różnic pomiędzy młodszymi a bardziej doświadczonymi przedstawicielami kierowników i specjalistów. Okazało się, że to stała zmiana praktyk w czytaniu tej całej grupy zawodowej.
A może nie mamy czasu na czytanie książek? Niewielki odsetek osób znajduje czas tylko dla siebie w ciągu dnia, a kilka razy w tygodniu czy w miesiącu nie jest wystarczające, by zanurzyć się w lekturze. Wolimy ten czas poświęcić na inne rzeczy.
Argument cenowy można by podważyć poniższym wykresem. Nie korzystamy praktycznie z bibliotek. Ani razu nie odwiedziło ich 83% badanych.
I to nie z takiego powodu, że nie odpowiada nam księgozbiór, ale właśnie z braku czasu czy w ogóle potrzeby.
Na koniec spójrzmy jeszcze, jak poziom czytelnictwa w Polsce wygląda w rozbiciu na wiek badanych.
Jak widać, nie jest dobrze, poziom czytelnictwa w Polsce, choć jest stabilny, to nie napawa optymizmem. Ostatni pomysł z ustawą o jednolitej cenie książek prawdopodobnie nie zmieni aktualnego stanu rzeczy. Może rzeczywiście jedynym sposobem jest wrócenie do źródeł, czyli do reorganizacji zasobów lekturowych w szkołach. Tak, aby już od najmłodszych lat zainteresować uczniów ciekawymi pozycjami, by w następnych latach nie uciekali już od tego zwyczaju.
Photo: gdolgikh/Depositphotos.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu