Polska

Czytam raport NIK i kręcę głową z niedowierzaniem: polskie wynalazki nie są potrzebne - powstają dla statystyk

Maciej Sikorski
Czytam raport NIK i kręcę głową z niedowierzaniem: polskie wynalazki nie są potrzebne - powstają dla statystyk
16

Co stanowi podstawę innowacji? Wiedza i badania. Trzeba mieć świadomość co się robi, na jakiej płaszczyźnie się porusza i tworzy, trzeba też mieć określony cel. Praca w oparciu o dane. Stąd biorą się nowe technologie, patenty i konkretne wynalazki. Stąd bierze się dzisiaj paliwo napędzające gospodar...

Co stanowi podstawę innowacji? Wiedza i badania. Trzeba mieć świadomość co się robi, na jakiej płaszczyźnie się porusza i tworzy, trzeba też mieć określony cel. Praca w oparciu o dane. Stąd biorą się nowe technologie, patenty i konkretne wynalazki. Stąd bierze się dzisiaj paliwo napędzające gospodarkę. Należy wymyślać, patentować i wdrażać, by utrzymać się w światowej czołówce. Niestety, w Polsce dzieje się coś niedobrego na tym polu.

Od wczoraj chodzi za mną tekst z Rzeczpospolitej, gazeta przywołała raport NIK dotyczący instytutów badawczych. Jeden z pierwszych akapitów tekstu brzmi następująco:

Choć liczba opatentowanych wynalazków wzrosła dwukrotnie, nie przełożyło się to na analogiczny wzrost ich wykorzystania – jedynie 20 proc. z nich znalazło zastosowanie w praktyce. Tymczasem w krajach o wysokim stopniu rozwoju za nieefektywne uważa się mniejsze niż 50 proc. wykorzystanie uzyskanych patentów. NIK zwraca również uwagę, że tylko 5 proc. zdobytych patentów stanowiły patenty zagraniczne, które są szczególnie ważne dla gospodarki.[źródło]

To nie napawa optymizmem, a zapewniam, że dalej nie jest lepiej. Ani w artykule, ani w raporcie NIK. Zacznę jednak od początku: czym jest instytut badawczy?

Instytut badawczy – w rozumieniu ustawy z dnia 30 kwietnia 2010 r. o instytutach badawczych jest to państwowa jednostka organizacyjna, wyodrębniona pod względem prawnym, organizacyjnym i ekonomiczno-finansowym, która prowadzi badania naukowe i prace rozwojowe ukierunkowane na ich wdrożenie i zastosowanie w praktyce.[źródło]

Zaglądam do wspomnianej ustawy i szybko trafiam na taki fragment:

Art. 2. 1. Do podstawowej działalności instytutu należy:
1) prowadzenie badań naukowych i prac rozwojowych;
2) przystosowywanie wyników badań naukowych i prac rozwojowych do potrzeb praktyki;
3) wdrażanie wyników badań naukowych i prac rozwojowych.

Ważne jest to, że instytuty badawcze nie powinny skupiać się wyłącznie na prowadzeniu badań - efektem ma być wdrożenie pomysłów, przejście od teorii do praktyki. Tak widział to ustawodawca, taki cel postawiono przed rzeszą pracowników skupionych w instytutach. Jest ich całkiem sporo:

Instytuty badawcze są reprezentowane przez Radę Główną Instytutów Badawczych (RGIB), która składa się z 31 przedstawicieli wybieranych w wyborach demokratycznych co trzy lata.
Obecnie w Polsce działalność badawczą prowadzi 116 instytutów zatrudniających ok. 40 000 pracowników. Od 2013 r. działa RGIB VIII kadencji.[źródło]

Po takiej grupie specjalistów można się spodziewać wiele. Efekty ich prac są zadowalające? Odpowiem krótko: nie. Liczba patentów może i wzrosła, ale:

Wszystkie skontrolowane placówki badawcze w znikomym stopniu zdobywały patenty zagraniczne - zaledwie 11, przy czym pięć instytutów badawczych w ogóle nie uzyskało w tym czasie żadnego patentu zagranicznego. W konsekwencji patenty zagraniczne stanowiły zaledwie 5 proc. wszystkich patentów uzyskanych przez skontrolowane instytuty. Może to po części wynikać z faktu, że instytuty otrzymywały przy ocenie parametrycznej (kompleksowa ocena jakości działalności naukowej lub badawczo-rozwojowej) taką samą liczbę punktów za uzyskanie patentu krajowego czy zagranicznego, choć ten ostatni ma dużo większe znaczenie dla gospodarki.

Od lat mówi się o tym, że Polska kiepsko wypada w zestawieniach dotyczących liczby składanych wniosków patentowych czy liczby przyznawanych patentów - zwłaszcza, gdy dane dzielone są przez liczbę mieszkańców. Per capita wypadamy naprawdę słabo w porównaniu z innymi krajami europejskimi, w porównaniu z państwami wysokorozwiniętymi. Różnie jest to tłumaczone, ale usprawiedliwienia nie mają tu większego sensu - Zachód na tym polu odjeżdża Polsce, a przepaść będzie trudna do nadrobienia. Wracam do raportu NIK:

NIK zwraca uwagę, że zdobyte patenty (krajowe i zagraniczne) w znikomym stopniu były wykorzystywane. Z 226 wynalazków praktyczne zastosowanie znalazło zaledwie 20 proc. z nich (liderem w tym zestawieniu był Instytut Ciężkiej Syntezy Organicznej „Blachownia”, który wdrożył 40 wynalazków). Jednak na tle polskich jednostek naukowych instytuty badawcze charakteryzują się największą efektywnością we wdrażaniu patentów. Dla porównania praktyczne zastosowanie znalazło 14 proc. patentów uzyskanych przez instytuty naukowe Polskiej Akademii Nauk oraz 4 proc. przez szkoły wyższe. Tymczasem w krajach o wysokim stopniu rozwoju średnio połowa wynalazków zostaje wdrożona do stosowania.

Okazuje się, że instytuty badawcze patentują... bo tak wypada. Bo muszą. Zdobywają patenty na rodzimym rynku, by wszystko dobrze wyglądało w zestawieniach i raportach, by nikt nie czepiał się przy oakzji audytów. Wygląda na to, że nie ma większego znaczenia, czy nowe rozwiązanie znajdzie zastosowanie w przemyśle, biznesie, przyniesie wymierne korzyści jakiejś firmie albo całej gospodarce czy też gra skończy się na uzyskaniu patentu.

Połowa z ośmiu skontrolowanych instytutów badawczych nie posiadała w latach 2010-2013 żadnego wdrożenia, a zatem w ograniczonym stopniu wykorzystywała swój potencjał do prowadzenia działalności wdrożeniowej oraz komercjalizacji wyników prac badawczo rozwojowych (B+R).

Praca na rzecz statystyk, a nie realnych korzyści to jedno. Kolejnym problemem jest finansowanie. Zbyt słabe? Pewnie tak, państwo zawsze może dawać więcej na naukę i badania. Ale to musi być realna praca. Tymczasem z raportu NIK wyłania się niepokojąca informacja:

Sytuacja finansowa badanych instytutów nie uległa znaczącej zmianie (ich łączne przychody zmalały z 434 mln zł w 2010 r. do 420 mln zł w 2013 r.). W 2013 r. siedem z ośmiu instytutów odnotowało dodatni wynik finansowy. NIK zwraca jednak uwagę, że łączne przychody siedmiu skontrolowanych instytutów badawczych z komercjalizacji prac badawczo-rozwojowych (B+R) w latach 2010-2013 malały (z prawie 83 mln zł w 2010 r. do ok. 66 mln zł w 2013 r.), pomimo stabilnego poziomu finansowania ze środków na naukę. Może to wskazywać na niekorzystną tendencję zastępowania środków z komercjalizacji B+R - środkami budżetowymi. Jednocześnie w analizach dotyczących barier w komercjalizacji B+R zwraca się uwagę na problem tzw. miękkiego finansowania, tj. względnej łatwości pozyskiwania przez jednostki naukowe środków publicznych co demotywuje je do współpracy z biznesem.

Ważne jest tu ostatnie zdanie, stwierdzenie, że instytuty badawcze nie muszą podejmować współpracy z biznesem. To problem. Pisałem kilka dni temu, że nauka i biznes muszą ze sobą współpracować, by obie strony mogły się rozwijać. Sytuacja, w której przedsiębiorcy będą bazować na starych rozwiązaniach, konkurować niską ceną i oszczędzać na badaniach, innowacjach może doprowadzić do katastrofy, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto wykona pracę jeszcze taniej. Analogicznie postawa instytutów badawczych pracujących na papierze nie przyniesie im chwały. To nie jest nawet sztuka dla sztuki - to oszukiwanie samego siebie.

Zdecydowanie polecam lekturę raportu NIK, ten materiał musi się rozprzestrzeniać, skłaniać do dyskusji, debaty publicznej. Funkcjonujemy w czasie przedwyborczym i takie wątki muszą być poruszane. Problemem nie są uchodźcy, przyszłe koalicje, drożdżówki w sklepikach szkolnych czy wydobywanie Polski z rzekomej ruiny. Problemem jest kwestia, która do tej ruiny może doprowadzić, a którą spycha się na daleki plan.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu