Felietony

Czy Uber powinien odpowiadać za gwałt dokonany przez kierowcę?

Maciej Sikorski

Fan nowych technologii, ale nie gadżeciarz. Zainte...

Reklama

Pytanie zadane w tytule chodzi za mną od rana. Przeczytałem dzisiaj kilka tekstów, w których obok siebie pojawiają się słowa Uber, gwałciciel i wyrok....

Pytanie zadane w tytule chodzi za mną od rana. Przeczytałem dzisiaj kilka tekstów, w których obok siebie pojawiają się słowa Uber, gwałciciel i wyrok. Ale na dobrą sprawę kwestia zainteresowała mnie już kilka kwartałów temu, gdy wokół tego tematu było naprawdę gorąco. To pokazuje, ile szkód może wyrządzić podjęcie współpracy z niewłaściwym człowiekiem. Z bandytą. Nie jestem jednak pewien, czy pokuta odbywana przez Ubera jest słuszna...

Reklama

W mediach, także polskich, pojawiła się następująca informacja: "kierowca Ubera winny gwałtu w Indiach". Za kilka dni ma być wydany wyrok w tej sprawie, możliwe, że gwałciciel dostanie dożywocie. Oby tak się stało. Sprawa, chociaż istotna i warta uwagi, stała się obiektem zainteresowania mediów technologicznych, co może już dziwić. Podkreślę jednak, że w nagłówkach pojawia się słowo "Uber" - to sprawia, że dotyczy ona świata IT. Nie muszę chyba dodawać, że dla amerykańskiej firmy jest to spory problem, pojawianie się nazwy korporacji w takim kontekście obrzydza ją bardziej niż spory z taksówkarzami. Tylko czy w tym przypadku firma odpowiada za swoje grzechy?

Uber święty nie jest

Nie zamierzam bronic Ubera, gdy jest atakowany w kontekście nieuczciwej konkurencji, omijania systemu podatkowego, lawirowania między przepisami. Chociaż nie uważam, by wina leżała jedynie po stronie firmy, to zgodzę się z tym, że nie można jej pozwolić na swobodne działanie, które rozsadza rynek. Nie dziwią mnie artykuły na ten temat, nagłówki wytykające Uberowi jego wady i podnoszące kontrowersyjne kwestie. Trzeba o tym rozmawiać, trzeba szukać wspólnie rozwiązania, złotego środka, trzeba wreszcie skłaniać Ubera do współpracy. Przywołany problem jest chyba jasny. Nie oznacza to jednak, że na Ubera zawsze należy wskazywać jako na tego złego.

Za gwałty też mają odpowiadać?

Część z Was może pamiętać sprawę gwałtu, jakiego na pasażerce dokonał kierowca współpracujący z Uberem. Był rok 2014, temat stał się bardzo głośny, w Indiach, gdzie doszło do zdarzenia, działanie Ubera na jakiś czas zawieszono, miejsce miały protesty. W tej kwestii nałożyło się na siebie parę kwestii. Po pierwsze Uber wzbudzał tam wcześniej kontrowersje, ale z powodów, o których pisałem w poprzednim akapicie. Po drugie, Indie zmagają się z problemem gwałcicieli i walczą z prawdziwą plagą. Kolejny gwałt i to z amerykańską firmą w tle musiał się skończyć nagłośnieniem.

Dobrze się stało, że o sprawie zrobiło się głośno - Uber zaczął pracować nad poprawą bezpieczeństwa, w aplikacji pojawił się np. przycisk SOS, dzięki któremu można szybko wezwać pomoc. Korporacja zapewniała, że postara się podnieść poziom bezpieczeństwa pasażerów, a zwłaszcza pasażerek. Słuszne kroki, nic tylko przyklasnąć. Firma wyszła z twarzą z trudnej sytuacji. Ale problem nie zniknął - ostatnie doniesienia pokazują, że Uber nadal jest kojarzony z tą sprawą i długo będzie za nią pokutować. Można założyć, że w przypadku kolejnego przestępstwa dokonanego przez kierowcę współpracującego z korporacją, jej nazwa też będzie się przewijać. Nie jestem pewien, czy to sprawiedliwe rozwiązanie.

Rozumiem głosy przeciwników Ubera, krytyków korporacji, którzy piszą, że do gwałtu mogłoby nie dojść, gdyby firma wiedziała z kim współpracuje. Jednak w tym przypadku nie ma mowy o sensownej kontroli, wartościowym przesiewie chętnych. Na tę chorobę cierpi cała ekonomia współdzielenia - jadąc do mieszkania wynajętego przez airbnb nie wiemy, czy właściciel jest zrównoważony, a wybierając się do innego miasta z człowiekiem korzystającym z BlaBlaCar nie możemy mieć pewności, że to sympatyczna i godna zaufania osoba. Ale...

Czy taką pewność mamy podróżując busem albo wynajmując pokój w "tradycyjny sposób" w hotelu? Czy nie można trafić na taksówkarza, który dopuści się gwałtu? Czy pracodawcy są w stanie odpowiadać za swoich pracowników i ich czyny w 100%? Przywoływanie marki Uber w tym przypadku mija się z celem, bo równie dobrze tego czynu mógłby się dopuścić wieloletni pracownik starej korporacji taksówkarskiej. I co wtedy? W nagłówkach na całym świecie będzie się pojawiać nazwa tej firmy? Czy to ona pchnęła człowieka do tego ohydnego przestępstwa? Przypomnę, że w marcu do strasznej katastrofy lotniczej doprowadził niezrównoważony pilot, którego pracodawca mógł mieć cały czas na oku...


Reklama

Ta bliskość, procedury na papierze, badania oraz iluzja bezpieczeństwa niewiele dały. Uber też mógłby mocno przesiewać kierowców, a ostatecznie jeden z nich popełniłby przestępstwo. Jaka w tym wina firmy? Przecież całkowicie nie można odpowiadać za innego człowieka. Dlatego w tym przypadku odpuściłbym Uberowi - niech brzemię czynu spoczywa na winowajcy. W przeciwnym razie szybko może się okazać, że każda firma ma w swoich szeregach jakiegoś przestępcę i powinna za niego odpowiadać...

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama