Bezpieczeństwo w sieci

Czy potrzebujemy bezpiecznego, prywatnego i niepodatnego na szpiegowanie komunikatora?

Tomasz Popielarczyk
Czy potrzebujemy bezpiecznego, prywatnego i niepodatnego na szpiegowanie komunikatora?
Reklama

W dobie histerii spowodowanej zakusami służb wywiadowczych różnych krajów do pełnienia kontroli nad internetem i jego użytkownikami powstanie narzędzi...

W dobie histerii spowodowanej zakusami służb wywiadowczych różnych krajów do pełnienia kontroli nad internetem i jego użytkownikami powstanie narzędzi umożliwiających bezpieczną i niewidoczną dla niczyich oczu komunikację wydaje się sprawą priorytetową. Tylko czy ja i Ty potrzebujemy takowych?

Reklama

O czym myślicie korzystając z Facebook Messengera? Co Wam chodzi po głowie, kiedy uruchamiacie Skype'a? A Hangouty? Kto zastanawia się nad tym, czy jakiś pan z polukrowanym pączkiem z dziurką w ręku za oceanem nie przegląda jego konwersacji?

Mówcie co chcecie, ale afera PRISM, Edward Snowden i działalność NSA jakkolwiek kontrowersyjne nie wywołały jakiegoś wielkiego odwrotu od internetowych usług, których centra danych ulokowane są w USA. Nie porzuciliśmy nagle Gmaila, ani nie zrezygnowaliśmy z naszych kont na Facebooku. Kilka milionów ludzi pewnie gdzieś tam kliknęło "lubię to" pod protestem przeciwko inwigilowaniu internautów, może jakaś garstka wyraziła swoje oburzenie w komentarzach pod artykułami. Psy szczekają, karawana jedzie dalej.

Slacktywizm wszedł nam w krew. Dziś najwygodniejszą i najpopularniejszą formę protestu jest "lubię to" albo "share". W końcu to takie nowoczesne i wygodne, prawda? Abstrahuję tutaj już od sytuacji, w których nie tylko klikano ale i otwarcie, klasycznie protestowano (ACTA), ale prawdę mówiąc nie miały one związku z naszą prywatnością w sieci, a raczej wolnością. Skoro zatem nie bronimy tak zawzięcie tego, że ktoś może nam przejrzeć pocztę czy odczytać dokumenty trzymane w chmurze, może wszyscy w mniejszym lub większym stopniu jesteśmy mentalnymi ekshibicjonistami? Wątpliwe.


Nie bagatelizuję tutaj tego, co wypisujemy podczas komunikacji ze znajomymi, rodziną czy współpracownikami w różnych narzędziach komunikacyjnych. Niemniej zauważam, że na większości z nas nie robią większego wrażenia rewelacje związane z aferą PRISM. Może nie czujemy jakoby miała ona nas bezpośrednio dotykać, ani nie wierzymy w to, że ktoś może zaglądać do korespondencji szarych zjadaczy chleba. Czy zatem rozwiązania takie, jak BitTorrent Chat mają jakikolwiek sens?

Mowa tutaj o komunikatorze opierającym się na sieci P2P, a więc całkowicie zdecentralizowanym i zapewniającym bezpieczną, szyfrowaną oraz niedostępną dla niczyich oczu komunikację. Będzie to kolejna po BitTorrent Sync usługa, która ma nas chronić przed NSA i mu podobnymi organizacjami. Pytanie, czy chcemy być chronieni.

BitTorrent Chat miałby być zgodny z protokołem SIP, a w przyszłości oferować również możliwość nawiązywania połączeń VoIP. Idea jest szczytna i brzmi dość przekonująco. Komunikator tego typu byłby niepodatny na jakiekolwiek ataki, a konwersacje byłyby w 100 proc. prywatne, dzięki zastosowaniu algorytmów szyfrujących. W chwili obecnej projekt jest w stadium wczesnych testów, do których można zapisać się na specjalnej stronie www.

Reklama

Projekty BitTorrent nie mają na ogół otwartego kodu, a więc zapewne i tym razem otrzymamy narzędzie z plakietką "bezpieczne" i będziemy mogli w to uwierzyć lub nie. Odnoszę jednak wrażenie, że o wiele większą skuteczność i popyt miałyby tego typu komunikatory i im podobne narzędzia na rynku biznesowym, gdzie od prywatności konwersacji może zależeć być albo nie być firmy/projektu/inicjatywy. Tym samym podejrzewam, że komunikatory a'la BitTorrent Chat będą wykorzystywane przez wąską niszę użytkowników.

Choć kto wie, czy nie będziemy świadkami obrotu o 180 stopni wywołanego kolejnymi wydarzeniami poddającymi w wątpliwość nasze bezpieczeństwo i prywatność. Tylko czy wtedy nie będzie to niczym obudzenie się z ręką w nocniku?

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama