Czy gracze powinni wpływać na ostateczny kształt gry? Przez lata mieliśmy różne przykłady testów siły po obydwu stronach, czy tak powinno być?

Gaming to dziwna forma rozrywki. Dziwna nie dlatego, że jest czymś niewłaściwym, lecz ze względu na jego inną relację w porównaniu do innych popularnych mediów. W końcu gdy słuchamy muzyki lub oglądamy film, jesteśmy wyraźnie odbiorcami. Zaś w przypadku gier, wciąż, ale sprawy wyglądają trochę inaczej. W skrócie – to jest skomplikowana relacja.
Skomplikowana relacja i testy sił
Sama rozmowa o grach jest już dość skomplikowana. Jeszcze trochę ponad dwie dekady temu, wyglądało to dość łatwo. Mówiliśmy o komputerowych i konsolowych (lub telewizyjnych! Jednakże nie wiem, czy to nie było tylko dziwactwo mojego domu rodzinnego), dzisiaj mówiąc "gry" trzeba określić, o jakiej konkretnie platformie mówimy i czy w ogóle chodzi nam o gry "wideo", a może o planszowe? Świat tworzą bowiem gracze, każdy z nas jest już graczem i bynajmniej nie wyłącznie w filozoficznym sensie tego słowa.
Czy to Candy Crush, FIFA czy "liga", większość obecnych pokoleń w coś gra. Nic więc dziwnego, że ta branża zdławiła muzykę i film razem wzięte. To oznacza, że każdy chce na tym zarobić i w jakiś sposób bardziej wyciskać pieniądze z odbiorców tego medium (jak w każdym, ale...). Po drugiej stronie są gracze, którzy tworzą grupę zgoła odmienną niż kinomaniacy czy melomani. Oni inwestują swój czas i otoczenie w hobby, które pokochali. Nie są tym samym odbiorcom co w innych mediach, bowiem aktywnie biorą udział w jego kreowaniu.
Spójrzmy na przykład MMO czy League of Legends albo Counter Strike'a.
World of Warcraft i Final Fantasy XIV są naturalnie stworzone przez swoich deweloperów, którzy przygotowali w tych ogromnych światach szereg wyzwań i przedmiotów do zdobycia. Jednak bez tego elementu ludzkiego, byłaby to tylko pstrokata wydmuszka. Gracz jest niezbędnym elementem, kończącym całą ukłądankę. Czym zaś byłaby "Liga", gdyby nie urósł wokół niej cały fandom, gotowy się przebierać za postać z gier, kupować upiększające akcesoria, czy po prostu spędzać czas wraz z przyjaciółmi podczas wymagających pojedynków (ktoś pamięta jeszcze czasy, jak jedna parta potrafiła trwać ponad 40 minut?). To samo się tyczy Counter Strike'a, który chyba jak żadna inna z wymienionych gier, w sposób łatwy do zrozumienia ukazuje powagę konieczności posiadania graczy. Wszystkie mapy są dosłownie arenami do pojedynków. Bez osób skłonnych do zostawienia swojego czasu w murach Dusta, wszystko byłoby tym, czym jest dzisiaj Koloseum w Rzymie.
Gracze są newralgicznym elementem, tworzącym gry, a to sprawia, że czują się, jakby w jakiejś formie one do nich należały. Z tego powodu dochodzi do licznych starć, nieprzyjemnych tematów, bombardowań niskimi ocenami, kłótni wewnątrz fandomów i cóż... Zmian, oto kilka przykładów, kiedy gra zmieniła się z powodu okrzyków graczy.
Te tytuły się zmieniły, bo gracze tak chcieli
Mass Effect 3
Kulminacja serii wzbudzała wiele emocji. Po pierwsze była to seria stworzona przez wówczas ukochane studio wielu graczy. BioWare, chociaż dzisiaj już spadło z piedestału, wtedy mieli szczególne miejsce w sercach graczy, a do tego nikt poza nimi nie miał zasobów, aby dostarczyć space operę tego kalibru. Co więcej, ta zapoczątkowana w 2007 roku seria, pozwala przez kolejnych pięć lat przenosić stany gry z poprzednich części, dzięki czemu gracze tworzyli spójną historię wykutą ich rękami. Jakim zaskoczeniem było ujrzeć finał trzeciej części, który wszystkie te decyzje wyrzucał do kosza. Fani byli szalenie oburzeni i nie pozostawiali suchej nitki na deweloperze. Złość była tak ogromna, że aż wywarła nacisk na wydawcy, który dał zielone światło na stworzenie darmowej zawartości dodatkowej. Jak się można domyślić, była to zupełnie nowa historia, która miała uratować twarz BioWare'u, a graczom dać zakończenie, na które zasługiwali.
Assassin's Creed Shadows
Najnowsza część z uwielbianej serii UbiSoftu, nie ma szczęścia. Od samego początku jest atakowana przez graczy, którzy nigdy nie sięgnęli do książek historycznych i woleli się skupiać na tym co im się wydaje, że jest słuszne a co nie. Przekonani, że Ubisoft bezcześci ich "romantyczne" wizje homogenicznej feudalnej Japonii, nieprzerwanie rzucają kłody pod nogi, wzniecając gorące dysputy. Oliwy do ognia dorzucił także japoński urzędnik państwowy, który wyraził swoją złość na możliwości w grze. Stety lub niestety, w ostatnim czasie Japonia przeżywa największy od lat boom turystyczny. W morzu kulturalnych turystów, którzy się odnoszą do odwiedzanego kraju z szacunkiem, znajdują się niestety ci, którzy obraz rozsądnego turysty burzą. Ryją swoje inicjały w świątyniach, traktują historyczne ulice jak plac zabaw i inne, okropności. Hiroyuki Kada wygłosił więc opinię, że możliwość na przykład niszczenia świątyń w grze, zachęci turystów do robienia tego samego. Brzmi szalenie, ale Ubisoft ma już dość kontrowersji i taką możliwość usunięto.
Destiny
To była bardzo ciekawa sytuacja. Biorąc pod uwagę, że byliśmy w samym sercu popularności Gry o Tron. Wydarzyły się rzeczy oczywiste i znów nie takie, które łatwo było przewidzieć. Ta rozsądna to było zaangażowanie serialowego Tyriona Lannistera (Petera Dinklage'a) do odegrania roli asystenta wewnątrz gry. Polegało to wyłącznie (i aż) na odegraniu swojej roli głosem. Cóż, okazało się to być katastrofalne w skutkach. Aktor całkowicie nie potrafił udźwignąć roli asystenta AI ze świata gry i zagrał tak pusto, że nawet maszyny zadawały sobie pytanie, czy to jest na pewno robot? Gracze nie pozostawiali suchej nitki na odegraniu tej roli i doprowadziło to aż to całkowitej zmiany osoby podkładającej głos. Kwestie dialogowe zostały ponownie nagrane, a Petera Dinklage'a zastąpił Nolan North.
Sonic z filmu jeżył włosy na plecach!
Fandom ma wpływ nie tylko na gry. Wielu od lat wyczekiwało, aż w końcu na kinowe ekrany trafi ich ulubiony, sarkastyczny i szybki jeż z dzieciństwa. Gdy zapowiedziano filmową wersję Sonica, na pewno wielu się ucieszyło i wystraszyło jednocześnie. Zewsząd docierały jednak bardziej pozytywne niż negatywne opinie, ale to się miało szybko zmienić. W końcu nadszedł dzień, w którym wszyscy poznali pierwotne – bowiem dzisiaj już zapomniane – oblicze jeża Sonica. Wszyscy byli dosłownie przerażeni. Bohater miał dziwnie ludzką twarz, "rękawiczki" były jego futrem i cała jego sylwetka była mroczną mieszanką antropomorficznego jeża rodem bodyhorroru. Niechęć była ogromna i przesunęła premierę filmu. Gdy Sonic wrócił, tym razem rozkochał w sobie każdego. Był uroczy, bliski oryginału i zabawny. Zupełnie taki, jakim kreowała go dziecięca wyobraźnia.
Czy tak to powinno wyglądać? Dobre pytanie, bez jasnej odpowiedzi!
Przykładów jak te powyżej są w tej branży powszechne i liczne, chociaż nie wszystkie jednakowo głośne. Niedawno w League of Legends, przywrócono darmowe lootboxy, po czymś co prawdopodobnie było testem jak wiele można sobie pozwolić z wyciąganiem pieniędzy. Opór był ogromny i po krótkim czasie twórcy cofnęli wcześniejszą, niezbędną zmianę. Dawniej, podobny przykład miał miejsce w Diablo III i lupieżczym domu aukcyjnym w parze z wyraźnie słabym, darmowym lootem. Znów gracze musieli zawalczyć o swoje.
Z drugiej strony, gdzie jest granica? Kiedy użytkownicy walczą o swoje, a w którym momencie jest to zwyczajny krzyk głośnej mniejszości, której nie chodzi o sprawiedliwość, lecz o zwykłe larmo, że świat nie chce się kreować po ich myśli? Jak wiele w tej branży potrzeba jeszcze stalkowania i bullingu na miarę GamerGate, żeby coś się zaczęło zmieniać? Niestety nie ma jasnej odpowiedzi, a na wszystko mają jeszcze wpływ siły większe niż deweloperzy i gracze. Miejmy tylko nadzieję, że częściej gracze się będą budzić w dobrej sprawie jak wyzysk zawyżonymi cenami, aniżeli na płeć i naturalny stan rzeczy, stojący wbrew ich wyidealizowanym wizjom. W końcu wszyscy chcemy po prostu fajnych gier, stworzonych z pasji, prawda?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu