Recenzja

Czekaliśmy ponad rok, ale film nareszcie trafił do Polski. "Przedszkolanka" obnaża rzeczywistość

Konrad Kozłowski
Czekaliśmy ponad rok, ale film nareszcie trafił do Polski. "Przedszkolanka" obnaża rzeczywistość
Reklama

Czy Mozart byłby Mozartem gdyby dorastał w innych latach lub warunkach? To naprawdę dobre pytanie i można je zadać w kontekście każdego artysty takiego formatu. Film "Przedszkolanka" zachęca nas do zadawania pytań, rozmyślania i zwracania uwagi na mniej oczywiste rzeczy. Dzieje się to naprawdę późno, ale lepiej późno, niż wcale.

Jak powstaje poezja? Kiedy i gdzie napisane są najpiękniejsze i najbardziej doceniane utwory wszechczasów? Kim naprawdę byli i są ludzie, którzy za nie odpowiadają? Okazuje się, że odkrycia talentu można dokonać nawet... w przedszkolu. Gdy 5,5-letni Jimmy (Parker Sevak) zaczyna recytować wiersz, pierwszym odruchem jego przedszkolanki Lisy (Maggie Gyllenhaal) jest zanotowanie każdego słowa. Ona sama chce być kimś więcej, niż tylko przedszkolanką. Uczęszcza na zajęcia poezji, stara się napisać choć kilka linijek, które potwierdzą jej aspiracje. Szuka akceptacji i wsparcia. W domu oczekuje od nastoletnich dzieci zainteresowania sztuką, tworzenia. Próbuje je zainspirować do działania, ale obydwoje albo mają na siebie inny pomysł, albo stawiają się jej prośbom i nakazom dla zasady.

Reklama


Lisa odnajduje w Jimmy'm coś na wzór powołania. Choć sama nie jest w stanie tworzyć, za cel obiera stworzenie enklawy dla podopiecznego, by ten pozostał nieskażony dzisiejszym światem. Objawia się to na wiele sposobów, a jej metody stają się coraz bardziej radykalne. Zaczyna przekraczać granice, których nie powinna nigdy przekroczyć, lecz tego nie zauważa - jest przekonana o słuszności swoich działań, choć w decydujących momentach zdaje sobie sprawę, że to co robi jest niewłaściwe. W tej roli Maggie po prostu bryluje. O ile nie przypadła mi do gustu, jako Rachel w Mrocznym Rycerzu, o tyle tutaj widać, że czuje się jak ryba w wodzie. Przebywanie z dzieckiem sprawia jej prawdziwą radość, a gdy przebywa sama potrafi oderwać się od rzeczywistości, kompletnie odpłynąć myślami. Zaskakująco dobrze wypada Parker, który - takie odnoszę wrażenie - nie musiał być specjalnie przygotowywany do roli. On po prostu taki jest, dlatego z ekranu bije wiarygodność.


Pod względem realizacyjnym "Przedszkolanka" jest raczej standardową produkcją, choć miewa swoje momenty. Niektóre kadry, cięcia czy montaż kilku scen zapadły mi w pamięć. Do tego fantastyczny dobór muzyki i możemy mówić o naprawdę udanym filmie. Ale oprócz historii, którą śledzimy przez niecałe 2 godziny, scenarzystka i reżyserka Sara Colangelo serwuje nam wnikliwą analizę tego, jak wygląda nasza rzeczywistość. Co rusz łapałem się na tym, że zauważam, jak mocno, choć nie wprost, wysyła komunikaty do widza - rozejrzyj się, wyrwij z codzienności, opuść swoją bańkę.

Wszystko to prowadzi do finału, który nie jest łatwy do przewidzenia, ale jest swoistą kropką nad i. Chwilę po ostatniej scenie zamyśliłem się, bo choć ona nie szokuje, to jest prawdziwym budzikiem. Sprawia, że na następne kilkanaście minut zaczynamy zwracać uwagę na rzeczy, których wcześniej mogliśmy nie zauważać lub je ignorowaliśmy. Pokazuje i przypomina, że talent to nie wszystko. Pokazuje i przypomina, że o zmarnowanie potencjału nie jest trudno.

"Przedszkolanka" nareszcie dotarła do Polski i jeśli tylko macie możliwość, to wybierzcie się do kina. Film miał premierę ponad rok temu na festiwalu Sundance (styczeń 2018), by na jesieni (październik) stać się jednmy z filmów Netflix Original, ale tylko na wybranych rynkach i to niewielu. Nie dotyczyło to Polski, bo tutaj możemy go (nareszcie) zobaczyć dzięki M2 Films, Cinema City i wielu mniejszym kinom. Po seansie wiem, że było warto na niego czekać, nawet tak długo.

Ocena filmu "Przedszkolanka" - 8,5/10

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama