Felietony

Niech Netflix wyda te 50 milionów dolarów i tworzy historię

Konrad Kozłowski

Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...

5

Spoglądając dziś na ofertę Netfliksa można odnieść wrażenie, że czerwona etykietka "Netflix" obecna jest już na treściach każdego rodzaju. Ale serwis ma talent do wyszukiwania zupełnie nowych materiałów. Takich, które globalnie czy dla polskich widzów, nigdy nie były tak łatwo dostępne.

Licytacja trwa. Według Wall Street Journal, biorą w niej udział aż trzy strony: Netflix, Warner Bros. oraz Twentieth Century Fox. Rzekoma kwota do zapłacenia? 50 milionów dolarów. Za co? Za nagranie musicalu pt. "Hamilton", który obok "In the Heights" jest hitem na Brodway'u. Ich autorem jest Lin-Manuel Miranda, którego możecie też znać z telewizyjnego i kinowego ekranu - wcielał się w wiele epizodycznych ról w takich produkcjach jak  "Rodzina Soprano" czy "House". Udzielał także głosu postaciom "Kaczych opowieściach", "Ostatnim Jedi" czy "Ulicy Sezamkowej", gdzie był również kompozytorem i pisał teksty. Teraz przygotowuje się do wyjazdu do Portoryko ze swoim musicalem, ale jego głowa chyba nadal zajęta jest czymś innym.

"Hamilton" zdobył 11 nagród Tony, Grammy i Pulitzera - to w pewnym stopniu wyjaśnia, dlaczego wymienieni wcześniej dystrybutorzy są tak zainteresowani prawami do nagrania występu z 2016 roku. W grę nie wchodzi bowiem żaden remake - wszyscy pragną pokazać swoim widzom oryginał. "Hamiltona" można jednak wciąż oglądać na scenie - występy odbywają się na West Endzie i według tego, co donoszą media, nagranie nie trafi na ekrany wcześniej, aniżeli w 2020 roku. Mimo to, każda ze stron jest mocno zdeterminowana w walce o prawa. A komu kibicuję najbardziej?

W grę nie wchodzą tu żadne osobiste przekonania czy emocje - patrząc na całą sytuację obiektywnym okiem powinniśmy kibicować Netfliksowi, ponieważ właśnie on z całej trójki ma największe szanse na dostarczenie musicalu do każdego zainteresowanego - w tym do widzów w Polsce. Dla Netfliksa byłoby to zapewne zaznaczenie naszego regionu w systemie dystrybucji, podczas gdy Warner Bros. czy Twentieth Century Fox byłyby zmuszone do negocjacji z kinami lub lokalnymi dystrybutorami, by móc pokazać występ w kinach lub wprowadzić go na rynek na DVD czy Blu-Ray.

A przecież blobalne premiery seriali i filmów już nikogo nie dziwią, wręcz przeciwnie stają się normą - w tej samej chwili kompletny sezon pojawia się w ofercie na całym świecie i takie równe traktowanie widzów przez dystrybutora na pewno się publiczności podoba. Stacje telewizyjne starają się za tym nadążyć - coraz więcej z nich faktycznie pokazuje nowe odcinki równo z amerykańską premierą (w środku nocy), tego samego dnia wieczorem (tak robią FOX czy AMC) lub dodaje do oferty swojej usługi VOD (dokładnie tak czyni HBO Polska) - ale nie jest to wcale regułą. Na niektóre tytuły czekamy tygodniami lub miesiącami.

Rzeczywiście oferta Netfliksa też nie jest jednakowa we wszystkich krajach, gdzie jest dostępny, ale nie sądzę, by wydatek rzędu 50 lub więcej dolarów miał nie przełożyć się na globalne prawa. Warto przypomnieć, że w zeszłym tygodniu Netfliksowi udało się już nabyć prawa do innego show prosto z Broadway'u - akustyczny "The Boss" od Bruce'a Springsteena trafi do oferty serwisu już 15 grudnia, kiedy to odbędzie się ostatni zamykający serię 236 występ.

Katalog Netfliksa staje się coraz bardziej zróżnicowany - a mówimy tylko o produkcjach z etykietką Netflix Original. Oprócz filmów i seriali, Netflix zamawia i produkuje serie i filmy dokumentalne, stand-upy, serie talk-show, bajki i animacje dla dorosłych. To chyba nadszedł już czas na spektakle i musicale z desek Brodway'u?

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu