Abonamenty z ogromnymi bibliotekami to świetna sprawa. Ale przy stale rosnących zaległościach nie bardzo jest miejsce na eksperymenty i zbaczanie z obranych torów. Dlatego zamiast nich, wolałbym opcję wypożyczeń.
Zamiast cyfrowych abonamentów z grami, wolałbym wypożyczenia w cyfrowych sklepach
Dyskusje o stale zmieniających się katalogach z treściami w ramach abonamentów budzą różne emocje. Jedni płyną z nurtem i cieszą się czym jest — bo za stosunkowo niewielkie pieniądze otwierają się przed nimi ogromne biblioteki. Inni chcieliby więcej stałości, więcej jakości, bardziej przemyślanego podejścia. Sam w ostatnich latach staram się podchodzić do kwestii abonamentowych z dystansem — ulubione rzeczy kupuję, by nie musieć się zastanawiać przez jaki czas będę miał do nich jeszcze dostęp. Podobnie zresztą jak co fajniejsze edycje które wiem, że stosunkowo niebawem znikną bezpowrotnie z rynku. Nie cieszy mnie jednak ani Xbox Game Pass, ani nadchodząca rewolucja w PlayStation Store — to zawsze będzie tylko ułamek gier, jakie mogłyby się tam znaleźć. Zamiast dostępu do setek, wolę dwie-trzy w miesiącu — na więcej i tak nie mam czasu. I kiedy tak rozmyślałem jaki abonament byłby dla mnie perfekcyjny dotarło do mnie, że właściwie to bardziej niż na abonamencie zależałoby mi na... cyfrowej wypożyczalni.
Filmy wypożyczam regularnie, gry też bym chciał. Przecież po przejściu i tak nigdy do nich nie wracam
Wypożyczalnie z grami to coś, co znam wyłącznie z opowiadań podcasterów którzy przeżywali wcześniejsze generacje w Stanach Zjednoczonych. To format dystrybucji który był tam na porządku dziennym — oprócz kaset VHS (a później tez płyt DVD), można było za opłatą wypożyczyć także kartridże, kasety, dyskietki czy płyty z grami. Naturalnie w dobie cyfrowej taka forma nie ma już wielkiego sensu. Jeżeli macie wokół siebie jakieś wypożyczalnie filmów, to raczej niedobitki które jeszcze cudem trzymają się na powierzchni. W dobie VOD i wszędobylskich abonamentów nie mają one łatwego czasu. Ale era cyfrowa przyniosła nam jeszcze jedną opcję: opcję cyfrowych zakupów na własność, a obok nich także... wypożyczenia.
Przed laty zacząłem korzystać z Apple TV dzięki kodom dołączanym do kupowanych amerykańskich wydań filmów i seriali. Oprócz nośników, w pudełkach były także kody do wykorzystania, oferujące dodanie ich bez dodatkowych opłat do cyfrowej biblioteki. Od tamtych czasów świat cyfrowy zmienił się nie do poznania, ale w moim przypadku jedna rzecz wygląda ciągle tak samo. Jeżeli nie abonament, to coś z biblioteki Apple TV. Dlaczego? Nie znam żadnego streamingu, który oferowałby lepszą jakość. Ponadto to właśnie u Apple można filmy zarówno kupić, jak i wypożyczyć. Nie potrzebuję kupować nowego popcorniaka jak Spider-Man, bo wiem, że nigdy do niego nie wrócę. Wypożyczenie go na 48 godzin jest dla mnie w zupełności wystarczające — choć zdarza mi się od święta coś tam kupić. Głównie w promocji, za nie więcej niż 15-20 złotych. I to właśnie podczas niedawnego wypożyczania filmu naszła mnie myśl, że nie chcę abonamentów z grami i książkami. Chciałbym móc je wypożyczać — w PlayStation Store, eShopie, Microsoft Store czy na Steamie.
Kilkadziesiąt złotych na tydzień brzmi jak bajka. Ale wtedy gry kupowaliby... tylko kolekcjonerzy?
Lwia część gier-usług, stale rozwijanych i oferujących wsparcie przez lata, jest dystrybuowana w modelu free-to-play. Za nie płacić nie trzeba, co najwyżej po okresach próbnych zapłacić za przedłużenie abonamentu, albo za rozmaite battle passy. Jeżeli zaś chodzi o większość spoza tego zbioru - to jednorazówki. Przejście jednych zajmie nam 200 godzin, innych 100, a jeszcze inne zaoferują zabawy na 6-10 godzin. Wspólnym mianownikiem dla każdej z nich może być cena, która w okolicy premiery oscylować będzie w okolicach 250 złotych. Dlatego myśląc o wypożyczeniach cyfrowych — co krótsze pewnie cieszyłyby się wielkim powodzeniem w wypożyczeniach, gdyby te kosztowały do 100 złotych za tydzień. Jednak im dłużej, tym byłoby to mniej opłacalne (bo przecież skąd ci biedni gracze mogą wiedzieć, że jakiś niewielki procent dobrnie do końca tych najdłuższych opowieści, przecież nie przeglądają statystyk ;). Niestety - koszta z każdą generacją stale rosną, więc takie zmiany na rynku moglyby doprowadzić do... coraz mniejszej ilości krótkich gier AAA?
Na tę chwilę dla ludzi którzy nie lubią inwestować za dużo w kurzące się — czy to fizycznie, czy cyfrowo — produkty są abonamenty z pulą gier do wyboru, albo kupowanie fizycznych wydań które za niewiele mniej mogą odsprzedać po ukończeniu. No opcją trzecią (którą zresztą sam najczęściej wybieram) jest czekanie na promocję w cyfrowym sklepiku, pożyczanie od znajomych albo kompulsywnye wzięcie tu i teraz najtańszej oferty i kiedy gra tylko się pobierze, zanurzenie się w wirtualnym świecie. Ta ostatnia jednak często jest znacznie droższa, niż mogłaby być, gdyby największe sklepy oferowały klientom opcję wypożyczeń.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu