Coachowie to współczesna interpretacja telewizyjnych kaznodziejów. Ich popularność pokazuje, jak bardzo staramy się szukać drogi na skróty i prostych rozwiązań. Rozwiązań które albo nie działają, albo nie istnieją.
Jeżeli potrzebujesz porad "jak być efektywnym", prawdopodobnie masz kiepską pracę
Internet to piękne miejsce. Ludzie mogą połączyć się ze sobą, będąc na dwóch różnych krańcach globu, każdy może wyrazić swoją opinię oraz stworzyć treść, która dotrze do milionów osób. Całe piękno internetu polega też na tym, że jest to miejsce, w którym największą wartość ma właśnie treść, a dopiero w drugiej (bądź nawet - w trzeciej) kolejności to, kim jest jej autor. Każdy więc może wypowiedzieć się na dowolny temat i jego opinia będzie tak samo istotna jak osoby, która w danym zakresie ma o wiele większą wiedzę. Jest więc to środowisko idealnie demokratyczne. I w tym idealnie demokratycznym środowisku wychodzi, że na niektóre tematy jest się trochę łatwiej wypowiedzieć, niż na inne. A na jeden z nich wypowiadać się jest szczególnie łatwo - jak żyć. O tym, że na portalach typu LinkedIn mamy wysyp coachów, wannabe coachów i coachów którzy uczą innych jak coachować już kiedyś pisałem. Dziś jednak chciałbym napisać o drugim elemencie tej układanki. Coachowie nie mieliby bowiem racji bytu gdyby nie istnieli ludzie, którzy ich treści najwyraźniej potrzebują.
Lekarstwo na wszystko jest lekarstwem na nic
Nie do końca rozumiem, co tak pociągającego jest w byciu coachem, że tak wiele osób decyduje się samozwańczo nazwać się "trenerami" nie mając ku temu wykształcenia bądź predyspozycji. W swoim dotychczasowym doświadczeniu zawodowym miałem przykład jednej osoby, która zdecydowała się nawet skorzystać z usług agencji PR by rozpromować się jako coach. I na każdym portalu, czy to YT, czy LinkedIn czy Facebook mamy takich osób tysiące, jeżeli nie dziesiątki tysięcy. Osób, którym internet pozwala budować swój autorytet, wypowiadając się na tematy, na które w dużej mierze nie mają bladego pojęcia. Dlatego też w dużej części produkowane przez nich treści są bardzo generyczne, ogólne, nieprecyzyjne i przez to - pozbawione (dla mnie) jakiejkolwiek wartości.
Dlaczego? Ano dlatego, że "trenerzy" bardzo chcieliby dotrzeć do jak najszerszego grona odbiorców. Dlatego też prowadzą webinary, piszą książki i artykuły o tym, co tych wszystkich ludzi łączy. Takich rzeczy jest kilka, ale jednym z najczęściej wałkowanych tematów jest oczywiście sfera "pracy". Dlaczego? Bo każdy z nas pracuje, pracował lub będzie pracował, jest więc duża szansa, że przyciągnie się uwagę tego, kto akurat z pracą ma problemy. A tych problemów jest masa - wypalenie zawodowe, stanowisko niewspółgrające z zainteresowaniami czy umiejętnościami, opresyjne bądź toksyczne środowisko pracy, brak awansu czy po prostu zdarzenie losowe, które wpływa na nasze postrzeganie miejsca zatrudnienia. To co coachowie robią wyśmienicie to przekonywanie ludzi, że mogą zmienić swoją sytuację nawet, jeżeli ich pozycja nie zależy od nich i jednocześnie - że dla wszystkich istnieje jeden, prosty schemat.
Jak efektywnie pracować, czyli 5 porad jak dobrze grać na każdym instrumencie
Zarabiasz za mało? Zobacz 7 rzeczy które robią ludzie sukcesu. Jesteś wypalony zawodowo - oto pięć rzeczy które podniosą twoją efektywność. Rozmowa kwalifikacyjna? Nieważne czy chodzi o zmywak w McDonaldzie czy posadę głównego inżyniera przy budowie autostrady - te trzy triki na pewno ci pomogą. Tak samo jest z mitycznym "rozwojem", który na konferencjach odmieniany jest przez wszystkie przypadki, tracąc jednocześnie jakiekolwiek znaczenie. Bo ma być i kropka. Jaki? Tego już nikt nie powie, bo wymagałoby to po pierwsze zaangażowania w indywidualne przypadki oraz wiedzę z danego zakresu. A tutaj zaczynają się schody.
Bo o ile o generycznych, ogólnych sprawach mówi się prosto, łatwo i przyjemnie, wrzucając pomiędzy frazesy cytaty Steve'a Jobsa, to zimna prawda jest taka, że proste rozwiązania albo nie działają, albo nie istnieją. Każdy przypadek jest inny, każda decyzja związana z pracą - obarczona innym ryzykiem i finalnie - każdy ma inną pracę, która rządzi się swoimi prawami. Absurdalnym dla mnie jest, że ktokolwiek może sądzić, iż jest w stanie do dwóch zawodów dopasować taką samą, sprawdzającą się listę reguł. To trochę tak, jakby ktoś powiedział mi, że dzięki tym 5 prostym poradom będę lepiej grał na instrumencie. Każdym. Gitarze, klawiszach, perkusji, trójkącie, puzonie, waltorni czy organach piszczałkowych. To samo z prowadzeniem pojazdów - "dzięki tym 4 rzeczom będziesz lepszym kierowcą", nieważne czy mówimy tu o samochodzie, rowerze, samolocie, helikopterze, monocyklu czy balonie. To nie ma prawa działać i już.
I leave symbols to the symbol-minded - George Carlin
Ale działa, ponieważ ludzie szukają prostych rozwiązań i drogi na skróty. Jeżeli mają problem z pracą bardzo chętnie uwierzą w to, że mogą coś zmienić za pomocą pięciu prostych kroków. W końcu "small talk" z kolegami z pracy czy odpowiednie ułożenie rzeczy na biurku jest prostszą drogą do wyższych zarobków niż zdobycie lepszego wykształcenia czy ryzykowna decyzja odnośnie odejścia z pracy w której panuje toksyczna atmosfera. Ja sam wpadłem w taką pułapkę, więc choć nie jestem coachem (i mam nadzieję, że nigdy nie będę), podzielę się z wami tą krótką historią. Zanim trafiłem do zespołu Antyweb, pracowałem w agencji PR. Świetni ludzie, naprawdę przyjemna atmosfera, jednak miałem tam pewien problem - kiedy tylko przyszło mi pracować z domu, moja efektywność w pracy leciała na łeb na szyję. I nic nie byłem w stanie z tym zrobić - jeżeli wokół mnie było dużo rozpraszaczy, nie było szans na skupienie się na tym, co mam zrobić. Efektów można się domyślić. Zacząłem więc zastanawiać się, co jest ze mną nie tak, dlaczego nie mogę zmusić się do tego, by skupić się na tym, co mam zrobić, by móc zapłacić za rachunki i mieć za co żyć. Ba, kiedy zmieniłem pracę byłem pełen obaw - czy jeżeli tu będę pracował całkowicie zdalnie, to czy w ogóle będę w stanie jakkolwiek dobrze pracować?
Jak się okazało, problem nie leżał w pracy zdalnej, ani tym bardziej - we mnie. Po przejściu do Antywebu nie mam absolutnie żadnych problemów ze skupieniem się, z odcięciem się od otoczenia i nie ma szans, by cokolwiek mnie rozproszyło. Problem z pracą zdalną polegał na tym, czego nie usłyszycie od żadnego coacha - to co robiłem po prostu nie interesowało mnie na tyle, by móc się na tym skupić. To, że teraz robię to co lubię nie jest jednak efektem zastosowania się do jakiejkolwiek porady, a raczej - mieszanką przypadku, szczęścia i odrobiny umiejętności. I moim zdaniem tak jest w większości sytuacji w życiu, gdzie nie wszystko zależy od nas. Nie ważne, jak mocno "podążalibyście za swoimi pasjami" bądź "zastanawiali się, co chcecie robić w życiu" - w każdym przypadku na waszą decyzję i to, co się stanie wpływa milion czynników, których nie da się zawrzeć w postaci dziesięciopunktowej listy. Jeżeli chciałbym się do takich porad stosować, byłoby to równie skuteczne, co podążanie za tym, co napisane jest w horoskopach.
Coachowie to dla mnie dzisiejsza interpretacja telewizyjnych kaznodziei, tak popularnych w Stanach Zjednoczonych w XX w. Tamci zbijali swój kapitał na tym, że ludzie chcieli być bliżej boga, ci tutaj - na tym, że ludzie chcą być bliżej swoich upragnionych celów. W obu przypadkach oferowane są proste rozwiązania, które nie działają, przez ludzi, których kompetencje w tym zakresie są w najlepszym przypadku niesprawdzone. Najsmutniejsze w tym jest to, że wiele osób utożsamia słuchanie kołcza ze zdobywaniem wiedzy - a tak nie jest. Oczywiście, jeżeli chcemy zdobyć wiedzę z wybranego przez nas tematu, dzięki internetowi mamy możliwość posłuchania osoby o dużym doświadczeniu merytorycznym w danym temacie, krytycznego podejścia do nabytych informacji oraz oceny przydatność tego, czego się właśnie dowiedzieliśmy. Jednak taka droga jest raczej mało popularna, ponieważ tacy ludzie rzadko kiedy oferują proste rozwiązania.
Jak już mówiłem - internet to piękne miejsce.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu