Lata temu na ulicy zaczepił mnie pewien, nie bójmy się tego słowa, menel. Byłem przekonany, że za chwilę usłyszę pytanie o złotówkę na podratowanie je...
Lata temu na ulicy zaczepił mnie pewien, nie bójmy się tego słowa, menel. Byłem przekonany, że za chwilę usłyszę pytanie o złotówkę na podratowanie jego budżetu, a tymczasem padło takie zdanie: Wiesz, co stało się z Łajką? Zgłupiałem. Stanąłem na środku chodnika i zacząłem się zastanawiać nad losami słynnego psa…
Wracam do tematu, ponieważ dzisiaj mamy kolejną rocznicę lotu radzieckiego psa-kosmonauty: 3 XI 1957 roku Łajka wyruszyła w kosmos. A konkretnie na orbitę okołoziemską. Była to pierwsza żywa istota, która dotarła na tę wysokość. Dotarła, ale nie wróciła. Pies (a właściwie suka) zdechł kilka godzin po starcie Sputnika 2, na którego pokładzie umieściły zwierzaka osoby odpowiedzialne za rozwój radzieckiego programu kosmicznego. Zacznijmy jednak od pierwszego Sputnika.
Na początku października 1957 roku Sowieci umieścili na orbicie okołoziemskiej pierwszego sztucznego satelitę Ziemi. Sputnik 1, bo to o nim mowa, był wielkim sukcesem ekipy Sergieja Korolowa, czyli ojca radzieckiej kosmonautyki. Jednocześnie można się w tym projekcie dopatrywać początku wyścigu kosmicznego, w którym udział wzięli Amerykanie i ZSRR. Każda strona miała swoje nomen omen wzloty i upadki, ostatecznie przegranym okazał się Związek Radziecki - program kosmiczny i jego elementy militarne poważnie nadwyrężyły budżet państwowy i przyczyniły się do rozpadu państwa.
W latach 50. XX wieku niewiele osób przewidywało, jak się potoczą losy ZSRR, wówczas celem było utarcie nosa kapitalistom z plugawego Zachodu. I to się Sowietom udało. Zachęceni sukcesem pierwszego Sputnika postanowili pójść szybko za ciosem i wysłać w kosmos żywą istotę. Rozważano wykorzystanie różnych zwierząt, ostatecznie padło na psa - stwierdzono np., że w przeciwieństwie do małpy łatwo się go tresuje i nie jest krnąbrny. Do programu kosmicznego nie angażowano każdego psa, dotyczyło to szczególnie wąskiej grupy osobników, które miały szansę opuścić Ziemię.
Zwierzaki były białe (lepiej prezentowały się na zdjęciach), nie mogły posiadać widocznych skaz i niedoskonałości, musiały ważyć kilka kilogramów. Skąd pozyskiwano psy? Z ulicy - wykorzystywano bezdomne zwierzęta. Jednym z nich była Łajka, która wcześniej wabiła się ponoć Kędziorek. Należy tu odnotować, że słowo "łajka" odnosi się nie tylko do konkretnego osobnika, ale do typu psa. Kędziorek podobno średnio podchodziła pod tę grupę zwierząt, była mieszańcem, lecz to spawa drugorzędna - właściciele łajek mogą być dzisiaj zadowoleni z takiego obrotu sprawy.
Z wąskiego grona psów, które przechodziły testy przeprowadzane z myślą o locie na orbitę, Łajka nie osiągnęła najlepszych wyników. Zwyciężyła inna suka, ale miała to szczęście, że była pupilem naukowców i oszczeniła się, wcześniej prowadzono też z jej udziałem inne eksperymenty - uznano, że w jedną stronę poleci inny pies. Zwycięstwo Łajki oznaczało dla niej m.in. operację, podczas której psu wszczepiono kilka czujników. W trakcie misji miały być one podłączone do aparatury i przekazywać na Ziemię ważne dane. Należy pamiętać, że mowa o czasach, gdy nie było jasne, jak lot kosmiczny zniesie żywy organizm: jaki wpływ będzie na niego miało promieniowanie kosmiczne, stan nieważkości, przeciążenia. Naukowcy musieli mieć te dane, by móc myśleć o wysłaniu misji z człowiekiem na pokładzie.
Łajka wyruszyła na orbitę w specjalnym aluminiowym pojemniku, do którego była wcześniej przyzwyczajana. Pies mógł się w nim poruszać, ale był "uziemiony" przy użyciu specjalnych łańcuchów - trudno się temu dziwić. Stres, który miało przeżyć zwierzę zapewne sprowokowałby je do niebezpiecznych ruchów, a to oznaczałoby utrudnienia w zbieraniu danych. Łajka mogłaby także przedwcześnie zdechnąć, czego ekipa chciała uniknąć - pies, a właściwie przyczepiona do niego aparatura, miała dostarczać informacji przez kilka dni. Gdyby suce udało się dotrwać do dziesiątego dnia, przewidziano podanie jej porcji jedzenia z trucizną (pokarm wydzielał specjalny dozownik).
Pies nie dożył zabójczej dawki pokarmu - zdechł kilka godzin po starcie i prawdopodobnie była to okrutna śmierć. Prócz stresu zwierzak musiał się zmierzyć z wysoką temperaturą. Podczas startu nie wszystko potoczyło się zgodnie z planem i od satelity nie odczepiła się rakieta nośna. To spowodowało, że wewnątrz kapsuły temperatura wzrosła do 40 stopni C i Łajka zdechła z przegrzania. Sowieci utrzymywali jednak, że pies żyje i przez kilka kolejnych dni informowali o postępach eksperymentu. Stosunkowo niedawno na jaw wyszło, że były to fikcyjne dane i próbowano zatuszować ewidentne problemy.
Młody zwierzak (Łajka w chwili śmierci miała 2-3 lata), który najpierw błąkał się po moskiewskich ulicach, a następnie został poddany przeróżnym testom i skończył w dość nieprzyjemny sposób (psie zwłoki krążyły po orbicie jeszcze kilka miesięcy - Sputnik spłonął w atmosferze dopiero w połowie kwietnia 1958 roku) przeszedł do historii i stał się elementem kultury masowej. Dla samej Łajki może to i kiepska rekompensata, ale jej wkład w rozwój programów kosmicznych był naprawdę duży. Więcej szczęścia miały Biełka i Striełka, lecz to już inna historia.
PS Menel ze wstępu zaskoczył mnie pytaniem o Łajkę, a potem i tak spytał o złotówkę - mistrzowska taktyka.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu