Linux

Co ma wspólnego Ubuntu ze spyware i czy jest czego się obawiać?

Tomasz Popielarczyk
Co ma wspólnego Ubuntu ze spyware i czy jest czego się obawiać?
Reklama

Zdaniem Richarda Stallmana, założyciela ruchu wolnego oprogramowania, bardzo wiele. Jest on bowiem zdania, że ostatnie zmiany w popularnej dystrybucji...

Zdaniem Richarda Stallmana, założyciela ruchu wolnego oprogramowania, bardzo wiele. Jest on bowiem zdania, że ostatnie zmiany w popularnej dystrybucji Linuksa przyczyniły się przede wszystkim do rozpoczęcia procederu szpiegowania i śledzenia użytkowników. Ile jest w tym prawdy i czy rzeczywiście miłośnicy pingwinów mają się czego obawiać?

Reklama

Od razu na wstępie powiedzmy sobie szczerze - Stallman zawsze słynął z kontrowersyjnych wypowiedzi, a ostatnio nie było o nim szczególnie głośno, więc trudno się dziwić, że wyskoczył z takim oskarżeniem. Nie są to słowa rzucane na wiatr i autor poparł swoje teorie konkretnymi przykładami. W przeciwnym wypadku moglibyśmy puścić je mimo uszu...

Główną przyczyną wywołanego przez założyciela ruchu Open Source jest jeden z głównych elementów interfejsu Ubuntu - popularny (a może raczej niesławny) dash. Canonical zdecydowało się bowiem "udoskonalić" go tak, by możliwie najlepiej odpowiadał na potrzeby użytkowników oraz znajdował informacje online. Jednak sam algorytm znajduje się na serwerach producenta, które analizują zapytania i odsyłają adekwatne wyniki sieciowe. W rezultacie szybciej, łatwiej i lepiej mamy znajdować w Ubuntu to, czego w danym momencie nam trzeba. Proste prawda? Niestety właśnie o to wykorzystanie zewnętrznej platformy Stallmanowi chodzi. W ten sposób bowiem Canonical zbiera dane o wszystkich użytkownikach swojego systemu - o ich preferencjach dotyczących wyszukiwania, a także, po integracji ze sklepem Amazon, zainteresowań i idących za tym zakupów. Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, jak bardzo cenne są takie informacje z punktu widzenia marketingowego i nie tylko?


To jednak nie wszystko. Stallman zarzuca też twórcom Ubuntu sprzeniewierzenie się zasadom GNU. System w swoim repozytoriach posiada bowiem oprogramowanie, które z Open Source nie ma nic wspólnego, a co więcej nierzadko je promuje (wraz z zabezpieczeniami DRM - co ma związek ze wspomnianą integracją z Amazonem). Problemem ma być też umożliwienie instalacji zamkniętych sterowników.

Wnioski, do jakich dochodzi Stallman, chyba nie będą niespodzianką. Odradza bowiem polecanie i promowanie Ubuntu, a w zamian proponuje inne, bardziej odpowiednie jego zdaniem dystrybucje (o większości nigdy nie słyszałem, ale to może wskutek tego, że niespecjalnie interesuję się dystrybucjami Linuksa).

Canonical szybko zareagowało na te oskarżenia, zapewniając, że pracując nad dystrybucją oznaczoną numerem 13.04 poważnie podejdą do tematu prywatności i zadbają o to, by rozwiać wszystkie wątpliwości użytkowników. Jednocześnie porównali zintegrowane wyszukiwanie w sklepie Amazonu z instalowaniem aktualizacji oprogramowania - zarówno w jednym, jak i drugim przypadku jest to kwestia zaufania do dostawcy/developera.

Wojna domowa w segmencie wolnego oprogramowania to chyba ostatnia rzecz, jakiej chciałaby społeczność oraz twórcy zaangażowani w projekty open source. Nie da się ukryć, że Canonical idzie własną ścieżką i na różne sposoby próbuje zwiększyć popularność swojego systemu. Z jakim skutkiem? Mizernym... Ale z drugiej strony, czy gdyby twórcy zamknęli się na wszystko, co nie ma znaczka Open Source, przyniosłoby to pożądany skutek? Nie sądzę.

Reklama

Stallman ma niewątpliwie rację podważając reguły gry, jakie dyktuje Canonical. Nie każdy użytkownik wie, że karmi inny podmiot informacjami na swój temat i nie każdy będzie miał świadomość tego, że może to wyłączyć. Jest to tym bardziej bulwersujące, że mówimy tutaj o wolnym oprogramowaniu, czyli tym, które miało w założeniu być alternatywą dla tych wszystkich wielkich i łakomych na nasze dane korporacji. Jeżeli przestanie ono być bezpieczną przystanią na morzu opanowanym przez wątpliwe polityki prywatności Facebooka, Google'a, Microsoftu i innych to co nam pozostanie?

Z drugiej strony można by bronić twórców Ubuntu, że ponoszą cenę popularności. Pytanie tylko o jakiej popularności mówimy? Kilku procentach rynku? Nie widzę tutaj zatem żadnego usprawiedliwienia dla Canonical, ale z drugiej strony nie do końca zgadzam się ze Stallmanem. Współpraca wolnego oprogramowania z zamkniętymi sterownikami oraz aplikacjami może być szansą na popularyzację tego pierwszego. Jeśli tylko developerzy wykażą się rozsądkiem i nie pójdą na niepotrzebne kompromisy, a do takich należy nieszczęsny Amazon, na którego Canonical skazał swoich użytkowników.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama