Zapowiedzi gier

Civilization VII - pierwsze wrażenia. Nie grajcie, bo przepadniecie...

Tomasz Popielarczyk
Civilization VII - pierwsze wrażenia. Nie grajcie, bo przepadniecie...
Reklama

Cywilizacja VII trochę namieszała w znanej od lat formule. Ale finalnie, po kilkuset turach szybko przekonujemy się, że chodzi tutaj o to samo, co zwykle. Czy to jednak sprawia, że gra mniej wciąga? Ani trochę.

Firaxis długo kazało nam czekać na nową odsłonę Cywilizacji. Trudno się dziwić, bo pod wieloma względami szósta odsłona serii była naprawdę udana i dopracowana. Sama formuła natomiast na przestrzeni ostatnich 30 lat mocno się wyeksploatowała. Wydawanie zatem nowej “Civki” tylko z ulepszoną grafiką i identyczną rozgrywką nie miało sensu. Szczególnie że poprzednie części dziś ciągle są grywalne - bo mają coś innego do zaoferowania niż szóstka.

Reklama

Civilization VII musiało zatem postawić na pewne odświeżenie formuły. I tak też się stało. Największą nowością tej części jest “oderwanie” liderów od cywilizacji. Teraz to Juliusz Cezar może prowadzić Majów, a Katarzyna Wielka przewodzić Egipcjanom. 

Co więcej, gra wprowadziła system 3 epok (antycznej, odkryć oraz współczesności), w trakcie których gracz będzie zmieniał cywilizację na nową. Oczywiście nie mamy tutaj pełnej swobody, co sprawia, że rozgrywkę chce się powtarzać i testować nowe kombinacje przywódców oraz nacji. Z pewnością szybko pojawią się połączenia dające największą przewagę, więc twórców po premierze będą czekały długie tygodnie balansowania rozgrywki.


Przejście do nowej epoki podczas rozgrywki jest swego rodzaju “soft resetem”, bo dokonuje pewnego zamieszania na mapie, a także przyczynia się do pewnego kryzysu w naszym kraju (jak to w historii bywało). Zanim jednak to się stanie czeka nas 150 tur przygotowań (bo tyle trwa każda epoka), więc muszę przyznać, że ewentualne kłody pod nogi, jakie mi rzucała gra, nie były jakoś szczególnie dokuczliwe.

Wróćmy jednak do samej rozgrywki. Zabawa rozpoczyna się właściwie analogicznie do tego, co widzieliśmy w poprzednich odsłonach. Mapa jest dalej podzielona na heksy, a naszą rolą jest założenie stolicy, a następnie skrupulatne budowanie potęgi. I tutaj pojawiają się kolejne niuanse, bo zrezygnowano z robotników. Teraz infrastruktura wokół miast jest rozwijana z poziomu samego miasta. W miarę jego rozwoju będziemy mogli stawiać kolejne dzielnice oraz konstrukcje. Natomiast przy założeniu nowej miejscowości czeka nas niespodzianka, bo początkowo będzie ona zaledwie miasteczkiem produkującym wyłącznie złoto. Dopiero po jakimś czasie otrzymamy możliwość rozbudowania go do poziomu pełnoprawnego miasta lub nadania specjalizacji.


Takich niuansów w całej grze jest naprawdę sporo. Po części wynikają one z kilku nowych mechanik. Przede wszystkim do gry wrócił wskaźnik zadowolenia. Pojawił się też nowy zasób - punkty wpływu. Jest on przede wszystkim wykorzystywany do budowania (lub rujnowania) relacji dyplomatycznych, ale także interakcji z państwami-miastami.

Reklama

Te w Cywilizacji VII odgrywają istotną rolę i po części zastępują też barbarzyńców, z których zrezygnowano całkowicie (szkoda). Możemy inwestować punkty wpływu, aby przejąć nad nimi kontrolę albo po prostu zrównać je z ziemią. Co istotne, miasta te nie będą biernie czekały na nasz ruch i same chętnie wyślą wioska do naszej stolicy. I to bynajmniej nie w celach pokojowych.


Reklama

Prowadzenie wojen nie zostało w grze wymyślone na nowo i jest właściwie ewolucją rozwiązań z poprzednich odsłon. To samo właściwie można napisać o rozwoju technologii czy ideach, gdzie do dyspozycji otrzymujemy znajomo wyglądające drzewka. Oczywiście w każdym z tych miejsc pojawia się kilka mniej lub bardziej zauważalnych modyfikacji czy uproszczeń, ale pod wieloma względami to stara, dobra Cywilizacja. Wciąga jak diabli i tradycyjnie wywołuje syndrom "jeszcze jednej tury" - jak już wsiąkniecie, to naprawdę trudno się oderwać.

Z drugiej strony ta zachowawczość może też trochę niepokoić. Jak na 9 lat przerwy między szóstką, a premierą siódemki tych rewolucyjnych zmian wydaje się być trochę za mało. Wiem, że trudno tutaj byłoby wymyślić koło na nowo i sam motyw rozdzielenia liderów i nacji jest już dużym krokiem naprzód. Ale zjadłszy zęby na kolejnych odsłonach “Civki” chyba oczekiwałbym nieco więcej odwagi w wywracaniu tego stolika.


Duże wrażenie robi natomiast oprawa graficzna nowej odsłony. Civilization chyba nigdy nie było tak ładne - choć z pewnością szybko pojawią się głosy narzekające na styl oprawy czy zbytnią szczegółowość i liczbę detali negatywnie wpływające na czytelność. Tak czy inaczej jest tutaj na czym zawiesić oko, bo mapy prezentują się naprawdę okazale, a miasta oraz nasze jednostki zaprojektowano z dużą starannością.

Tradycyjnie też twórcy przygotowali bardzo klimatyczną ścieżkę dźwiękową zmieniającą się w zależności od epoki oraz sytuacji na ekranie. Muzyka zawsze była dla mnie mocną stroną serii i nie inaczej jest tym razem. Choć nie wiem, czy zapadnie mi ona tak mocno w pamięć jak niektóre kawałki z czwórki czy piątki.

Reklama

Na finalny werdykt i bardziej szczegółową ocenę na pewno przyjdzie jeszcze czas - nowa Cywilizacja ma premierę 11 lutego. Do tego czasu z pewnością twórcy dokonają tutaj jeszcze sporych poprawek, a potem przez długie tygodnie będą łatać grę w oparciu o sugestie społeczności (a przynajmniej mam taką nadzieję). W każdym razie fundament na kolejne lata jest solidny - może trochę mało odważny i postępowy, ale z całą pewnością solidny.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama