Co do zasady, jestem wielkim fanem grania na pececie. Konsole miałem, mam i prawdopodobnie będę miał, z wielu względów. Niejmniej, najczęściej gram wł...
Ciemne strony grania na pececie – cz.1 – kontrolery i akcesoria, które Was zrujnują
Co do zasady, jestem wielkim fanem grania na pececie. Konsole miałem, mam i prawdopodobnie będę miał, z wielu względów. Niejmniej, najczęściej gram właśnie na komputerze. Chociaż chwalę sobie i swojego wyboru, pewnego rodzaju zadeklarowania, nie żałuję, to w pewnych kwestiach pecetowe granie potrafi być uciążliwe. Jak na przykład „koszta poboczne”, których zazwyczaj się nie uwzględnia przy liczeniu budżetu na zakup sprzętu.
Kupując konsolę sytuacja jest jasna jak słońce. Płacimy za sprzęt aktualną cenę i mamy gotowy zestaw do grania. Wystarczy wypakować, podłączyć do telewizora i gotowe. W ostatnich latach pojawiło się trochę przestrzeni do manewru, jak możliwość wybrania opcji z większym dyskiem, niemniej sytuacja pozostaje jasna i klarowna. Jeżeli chcesz PlayStation 4 albo Xboksa One, wyciągaj dwa tysiaki (more or less) i baw się dobrze. Masz tam wszystko czego potrzebujesz, a czego używa zdecydowana większość użytkowników. Żadnych ukrytych kosztów (okej, teraz trzeba jeszcze płacić drobny abonament, żeby grać przez sieć). Kupujesz już tylko gry. Jeżeli potrzebujesz, dokładasz drugiego, trzeciego czy czwartego pada. Lubisz się powyginać przy telewizorze? Dokładasz kamerkę, albo jakieś pałeczki z kolorowymi kulkami od Sony. Koniec historii.
Inaczej sytuacja wygląda w przypadku zakupu komputera. Składałem sobie parę miesięcy temu nowego peceta, z tej racji, że mój wiekowy laptop ksztusił się już nawet przy gierkach niezależnych. Skompletowanie części do niezbyt imponującej maszyny, jednakże na rozwojowych komponentach i nadającej się obecnie do wszystkich gier, uruchamianych na wysokich ustawieniach, wyniosło mnie nieco ponad dwa tysiące złotych. Mniej więcej tyle, ile zapłaciłbym za konsolę nowej generacji. Wzrósł mi przy okazji komfort pracy, nie mówiąc o tym, że mogę sobie wmawiać, że „kiedyś mi się ta moc obliczeniowa przyda” Może do... nie wiem – montowania filmików? No, ale jak już wspominałem – kocham pecety. Musiałem mieć komputer osobisty jako pierwszą maszynkę do grania, więc inwestycja w desktopa stała się priorytetem (tym bardziej, że wcześniej kupiłem sobie duży monitor, który podłączałem do laptopa dla wygody). Nie wziąłem jednak pod uwagę, że to dopiero początek wydatków.
Od tego czasu na moim biurku pojawiły się niezbędne sprzęty. Przy czym, teraz uwaga, nie otworzyłem w ogóle obudowy komputera, a monitor, jak wspominałem, już miałem. Więc co kupiłem i ile musiałem wyłuskać z sakiewki?
- Klawiatura Steelseries Apex Raw – 250 złotych
- Myszka Steelseries Sensei Raw – 200 złotych
- Słuchawki Steelseries Siberia V2 – 220 złotych
- Gamepad Speedlink Torid – 130 złotych
To osiemset złotych. Do tego mam podkładkę do myszy QcK mini, która służy mi już od dobrych sześciu, albo i siedmiu lat. Trzeba ją wymienić, to będzie kolejne pięćdziesiąt złotych. Dźwięk leci z wieży mającej już dobrą dekadę.
Ktoś może powiedzieć „hej, przecież można używać starego sprzętu, albo kupić taniej!”. Sorry, nie po to wydałem już parę tysiaków, żeby teraz się męczyć z klawiaturą znalezioną w koszu w supermarkecie i myszką dodawaną do płatków śniadaniowych. Jestem graczem hardkorowym i mam hardkorowe podniebienie.
Zresztą, wydaje mi się, że całkiem rozsądnie podszedłem do sprawy. Nie mam żadnych zbędnych sprzętów, wszystkiego używam, to raz. Dwa, że kierowałem się rozsądnymi potrzebami, których nie było by łatwo zaspokoić mniejszym kosztem. Potrzebowałem wygodnej klawiatury, dosyć cichej, ale z podświetlonymi klawiszami – to chyba nie jest ekstrawagancja? Do tego duża laserowa mysz z sense-on-fly. Wygodny zestaw słuchawkowy z dobrej jakości mikrofonem. No i pad. Ten ostatni miał być bezprzewodowy, z układem takim jak w Xboksie 360, żeby ładnie działał z konwersjami gier na PC (które wiecznie mają pozostałości po wersji z konsoli Microsoftu w postaci oznaczeń przycisków), a jednocześnie dało się po podłączyć do PlayStation 3.
Spójrzcie na inne sprzęty w tej kategorii. Nie trzeba się wcale starać, żeby znaleźć jedną sztukę sprzętu, która kosztuje tyle, co wszystkie zgromadzone przeze mnie akcesoria. Akcesoria potrzebne, jeżeli chcemy poważnie myśleć o graniu na PC.
Bo serio, jaki jest sens kupowania wypasionego komputera, żeby później męczyć się z bylejakością kontrolerów. To montowanie silnika Porsche do Matiza.
Jakby tego było mało, na horyzoncie czają się nowe wydatki. Jestem prawie pewien, że będę chciał kupić Oculus Rift – świetnie zapowiadające się gogle rozszerzonej rzeczywistości. Nie zastąpią one jednak żadnego z urządzeń, które już mam – będą więc jedynie dodatkowym obciążeniem, a koszt związany z nabyciem tego sprzętu prawdopodobnie będzie oscylował w okolicy tysiąca złotych. Osobiście mam nadzieję, że producent wyceni swoje dziecko na dwieście dolarów, co oznaczałoby, że w Europie byłoby sprzedawane za 200 euro, a jak uczy doświadczenie, to się przekłada na około 800-900 złotych dla klienta końcowego w Polsce. Cieszę się, że żadnemu z producentów akcesoriów nie udało się przepchnąć na pecetach mody na kamerki 3D (chociaż były takie próby, jak chociażby Creative Senz3D, sprzedawane za... 200 dolarów).
Nadzieją na rozwiązanie problemu napuchniętych kosztów kontrolerów w odniesieniu do grania na PC przedstawiło Valve. Mowa oczywiście o Steam Controller – urządzeniu, które zapowiadane jest jako rewolucyjne z uwagi na swoją wielofunkcyjność. Nie miałem jeszcze okazji sprawdzić, że podobno sprawdza się zarówno w przypadku gier tworzonych z myślą o padach, jak i tych dla klawiatur i myszek. Faktycznie, w założeniach to rozwiązanie ma szansę dramatycznie zmniejszyć koszt zakupu peryferiów do PC. Zamiast drogiej klawiatury, myszy i pada, wystarczy jeden Steam Controller. Szkoda tylko, że w urządzeniu nie będzie wyjścia na mini-jacka z obsługą mikrofonu. To pozwoliłoby na podłączenie słuchawek nie stworzonych typowo do gamingu, a mogących w takiej sytuacji stać się wielofunkcyjne. Wystarczy podłączyć jakieś dobre słuchawki outdoorowe z mikrofonem, jako headset. Dwa w jednym, pieniądze oszczędzone - magia.
Sądziłem, że kupno telewizora tylko po to, żeby podłączyć do niego konsolę (telewizji nie oglądam, wolę się ogłupiać Kwejkiem niż Warsaw Shore), to przesadny wydatek. Poważnie się zastanawiam nad tym, czy przypadkiem się nie myliłem. Nie żałuję, że jestem z PC, ale teraz wybór wydaje mi się mniej oczywisty.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu