Felietony

Grasz i jest ci źle. Możliwe, że to choroba symulatorowa.

Artur Janczak
Grasz i jest ci źle. Możliwe, że to choroba symulatorowa.
Reklama

Od wielu lat mam kontakt z grami wideo i raz na jakiś czas dochodzi do sytuacji, w której zaczynają u mnie występować dziwne symptomy. Mowa tutaj o zawrotach i bólach głowy, uczuciu gorąca czy też nudnościach. Zdarza się to nad wyraz rzadko, ale jest na tyle uciążliwe, że do dziś pamiętam wszystkie przypadki i produkcje z tym związane. Postanowiłem nieco zbadać temat, a także zapytać ludzi, czy spotkali się z czymś takim? Okazuje się, że najprawdopodobniej wszystkiemu winna jest choroba symulatorowa. Termin ten uznawany jest jako pewien rodzaj choroby lokomocyjnej kiedy człowiek widzi ruch, ale w ogóle go nie czuje.


Reklama

Głowa boli, masz nudności

Nie jest to zjawisko, które występuje u wszystkich graczy. Część osób jest podatna, a inni w ogóle nie mają tego typu problemów. Powodów związanych z dzisiejszym tematem może być naprawdę wiele. Sama nazwa wywodzi się z lat 60-tych, kiedy to Stany Zjednoczone zaczęły używać w wojsku symulatorów lotów. Kiedy pojawiły się komplikacje u pilotów postanowiono rozpocząć badania, aby zdiagnozować problem. Pojęcie choroba symulatorowa (z angielskiego: simulation sickness) istnieje od dawna, aczkolwiek sam dowiedziałem się o niej dopiero niedawno. W sieci jest mnóstwo materiałów i publikacji, które odnoszą się do gier wideo, a od jakiegoś czasu dotyczy to również tytułów na VR-y.


Najpopularniejsze przypadki dotyczą przede wszystkim tytułów FPS. Mnóstwo źródeł odnosiło się do gry na Nintendo 64 – The Golden Eye, z którą sam problemów nie miałem. Moim nemezis z tamtych czasów okazał się Quake II na PSX-a. Mimo styczności z podobnymi tytułami właśnie to dzieło oryginalnie stworzone przez id software zapoczątkowało u mnie omawianą chorobę. Kilka lat później symptomy pojawiły się przy pierwszej odsłonie Half-Life. Długo później problemy pojawiły się przy Mirror’s Edge, a ostatnio dotknęło mnie to podczas zabawy w Quantum Break. W większości objawy wiązały się z produkcjami z widoku pierwszej osoby, aczkolwiek tytuł studia Remedy wychodzi po za ten schemat. FPS-y najczęściej wywołują niepożądane skutki, ale w rzeczywistości może to dotyczyć dowolnej gry.

Nasze ciało jest przekonane, że mamy halucynacje.

Choroba symulatorowa objawia brakiem odpowiedniego połączenia między tym co widzą nasze oczy, a co czuje nasze ciało. Mózg rejestruje jakiś ruch, w tym przypadku chodzi o grę, ale dostaje też informacje, że w ogóle się nie poruszamy. System obronny organizmu zostaje uruchomiony, gdyż wydaje się, że zostaliśmy zaatakowani przez toksynę, a obraz przed nami to zwykła halucynacja. Żeby się bronić należy zneutralizować zagrożenie, a efektem tego są zawroty głowy i nudności. Zwymiotowanie ma być najlepszym sposobem na całą sytuację, a przynajmniej tak sądzi nasze ciało. Warto podkreślić, że wszystkie znalezione przeze mnie przypadki dotyczą jedynie tytułów 3D. Gry dwuwymiarowe – przynajmniej w teorii – nie sprawią, że nasz mózg zacznie coś źle interpretować.


Wiele elementów z danej gry może wywołać takie efekty i niekoniecznie musi to być jakaś strzelanka FPP. Sprawa dotyczy ilości klatek animacji (FPS), konkretnych efektów graficznych, pola widzenia (FOV), pracy kamery i innych rzeczy. Sam podałem trzy gry z charakterystycznym widokiem, ale taki Quantum Break jest przecież z trzeciej perspektywy. Tytuł ten bez żadnych problemów przeszedłem na Xbox One. Dopiero wersja PC przysporzyła mi problemy. Znajomy zalecił mi, abym zredukował liczbę klatek animacji do 30, tak jak to było na konsoli, albo żebym nieco się oddalił od monitora. Zastosowałem się do tych czynności i granie znowu stało się przyjemne. Później wróciłem do starej wartości FPS-ów i nadal wszystko było w porządku. Okazuje się, że w moim przypadku to odległość miała tutaj kluczowe znaczenie. Nie znaczy to jednak, że każdemu to pomoże.

Choroba symulatorowa — jak sobie z nią radzić?

Rozwiązań dla choroby symulatorowej jest naprawdę wiele. Można zacząć od tego, co ja zrobiłem. Następnie warto wziąć pod uwagę pole widzenia. Warto je zwiększyć, aby zniwelować efekt bycia w ciasnym korytarzu. Innym pomogą częstsze przerwy w czasie zabawy. Sposobów jest mnóstwo i zapewne na każdego zadziała coś innego. Zarejestrowano przypadki, gdzie szybki obrót wraz z efektem rozmycia wywoływał niepożądane działania. Część graczy ma problem z tytułami, które są w 30 klatkach na sekundę. Pewni ludzie odczuwają bóle głowy gdy odświeżanie monitora jest za niskie. Sami widzicie, że z omawianą chorobą bywa różnie. Z tego powodu twórcy gier na VR zaczęli odpowiednio projektować swoje gry, aby uniknąć takich problemów. Dzięki temu w takim DOOM VR teleportujemy się, a nie chodzimy. Stosuje się również statyczny kokpit, który oszukuje mózg, że mimo wykonywania jakiś ruchów, tak naprawdę siedzimy w stabilnym i nieruchomym miejscu. Takie sztuczki pozwalają uniknąć nudności i bólów głowy.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama