Motoryzacja

Niektóre firmy wyciągają chipy z pralek, a to tylko część absurdów

Kamil Pieczonka
Niektóre firmy wyciągają chipy z pralek, a to tylko część absurdów
Reklama

Brak chipów to obecnie ogromny problem niemal każdej branży, która w jakimś stopniu polega na półprzewodnikach. Sytuacja jest tak zła, że czasami dochodzi wręcz do absurdów.

Kupują pralki i wyciągają z nich chipy

Jeśli jest ktoś, kto wie całkiem sporo na temat rynku półprzewodników, to jest to z pewnością Peter Wennink, szef firmy ASML zajmującej się produkcją urządzeń do "drukowania" układów scalonych. W minionym tygodniu podczas konferencji prasowej, w której opowiadał o wynikach finansowych kierowanej przez siebie spółki potwierdził to, co do tej pory uchodziło za tzw. "miejską legendę". Mianowicie podobno niektórzy producenci urządzeń elektronicznych kupują np. pralki, z których wyciągają chipy i przerabiają je aby możliwe było ich wykorzystanie w innym celu. Nie pada tutaj bezpośrednio nazwa żadnej konkretnej firmy, ale od jakiegoś czasu krążą plotki, że takie rzeczy robią między innymi producenci samochodów. Trudno powiedzieć czy jest to nagminne czy był to jednorazowy wyskok, ale z pewnością pokazuje to jak krytyczna jest sytuacja.

Reklama

Niestety ponownie potwierdzają się też doniesienia, że sytuacja zbyt szybko się nie unormuje. Kilka miesięcy temu producenci mieli nadzieje, że w 2023 roku wrócimy do normalności, ale tak się raczej nie stanie. Teraz firmy spodziewają się, że do poziomu zaopatrzenia w układy scalone, który był przed 2020 rokiem wrócimy najwcześniej w 2024 roku. Chodzi tutaj nie tylko o problemy, które pojawiły się w ostatnich dwóch latach, ale również o fakt, że popyt cały czas rośnie, więc nie wystarczy odbudować poprzednich mocy produkcyjnych. Trzeba je rozwinąć aby zaspokoić zapotrzebowanie wszystkich firm, a to niestety trwa. Aby zbudować fabrykę półprzewodników, trzeba posiadać sprzęt między innymi od ASML, a jej moce produkcyjne też nie są z gumy. Od 2 lat zamówienia ASML cały czas przewyższają możliwości produkcji, pomimo sporych inwestycji i firma zamierza ponownie zrewidować w górę swoje plany na przyszłość.

Audi oferuje pakiet "brak półprzewodników"

Cała ta sytuacja doprowadza nie tylko do wstrzymania produkcji samochodów w fabrykach, problemów z ich dostępnością czy długiego czasu oczekiwania na auto, ale przede wszystkim sprawia, że znacząco rosną ich ceny, co dodatkowo pobudza szalejącą inflację. Doszło już do takich sytuacji, że niektórzy producenci rezygnują z różnych elementów aby tylko móc wyjechać pojazdem z fabryki. W ostatnim tygodniu głośno jest o sytuacji w USA związanej z Audi. Jeden z użytkowników forum Audi World wrzucił wycenę nowego Audi Q5 z pakietem "brak półprzewodników", który obniża cenę auta o 1200 USD. Biorąc pod uwagę, że na ten "pakiet" składa się między innymi brak adaptacyjnego tempomatu z funkcją asystenta jazdy w korku, asystenta utrzymania na pasie ruchu, systemu ostrzegania o pojeździe w martwej strefie oraz brak ładowarki indukcyjnej, to jest to raczej mała obniżka ceny.

Okazuje się, że wcale nie jest to jednostkowy przypadek, inni użytkownicy potwierdzają takie sytuacje również u innych dealerów Audi. Za podobne braki w Audi A4 można zyskać 1350 USD, a za brak systemu ostrzegania o ruchu poprzecznym i monitorowania pojazdów w martwym polu cena spada o 350 USD. Problem w tym, że nie są to zbyt atrakcyjne obniżki, biorąc pod uwagę istotność tych technologii. Co więcej według dealerów tych rozwiązań nie da się w późniejszym czasie dołożyć, więc auto pozostanie wybrakowane. Oczywiście wszystko jest kwestią ceny, ale nazywanie tego rozwiązania "pakietem" jest trochę zabawne. Żyjemy bez wątpienia w ciekawych czasach i jeśli miałbym coś komuś doradzić, to raczej wstrzymałbym się z zakupem nowego pojazdu przynajmniej przez kolejny rok.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama