Życie wielokrotnie już pokazało, że lepiej nie zarzekać się, że czegoś w przyszłości na pewno nie zrobimy. Przekonał się o tym Peter Beck, CEO kosmicznej firmy Rocket Lab, który kilkakrotnie mówił, że rzeczą, której jego firma z pewnością nie wyprodukuje, to duża rakieta. Małe miało być piękne i wystarczająco konkurencyjne, ale ekonomia skali okazała się bezwględna. Stąd w emocjonującym, ale i zabawnym filmie prezentującym dotychczasowe osiągnięcia oraz nową rakietę Neutron, Beck zmiksował firmową czapkę i zjadł jej fragment.
CEO Rocket Lab zjadł swoją czapkę i rozpoczyna pracę nad konkurentem Falcona 9
Neutron jest rakietą podobnej klasy jak pierwsze wersje Falcona 9 i umożliwi firmie wejście na rynek takich zleceń jak wynoszenie satelitów konstelacyjnych czy loty załogowe. Pozwoli też znacznie obniżyć najważniejszy parametr dla firm tego typu, czyli koszt kilograma wynoszonego na orbitę.
Elon Musk miał rację
Gdy SpaceX udało się w końcu doprowadzić do ładu Falcona 1 i przeprowadzić udany komercyjny start, firma podjęła zaskakującą dla wszystkich decyzję o zakończeniu jej użytkowania i przerzuciła wszystkie siły na jak najszybsze dokończenie rakiety średniej wielkości, czyli Falcona 9. Uzasadnieniem było między innymi to, że tylko znacznie większe rakiety mogą pozwolić na drastyczne zejście z kosztów za kilogram ładunku, co jest ważniejsze niż sumaryczny koszt pojedynczego startu.
Rocket Lab udowodnił co prawda, że małe rakiety mogą znaleźć swoją niszę, ale tak naprawdę potwierdził tylko słuszność tamtej decyzji Muska. W przypadku Electrona, dzięki nietypowym dla tego biznesu materiałom kompozytowym oraz niestandardowej technice produkcji z wykorzystaniem druku 3D, firmie udało się zbić cenę pojedynczego startu do poziomu około 6 milionów dolarów. Jeżeli jednak porównamy ceny za kilogram ładunku wynoszonego na LEO, Rocket Lab wciąż nie ma najmniejszych szans zbliżyć się do oferty SpaceX.
W przypadku Falcona 9 to 5000 dolarów, podczas gdy w Rocket Lab skasują nas na około 6 krotnie większą kwotę. Problemem jest też niska ładowność, 300 kg i wielkość ładowni, część zleceń jest przy jego pomocy po prostu nie do zrealizowania. Nie ma też mowy o jakichkolwiek lotach załogowych. W efekcie Rocket Lab łapie z głównie zlecenia, na które SpaceX akurat nie ma miejsca w kalendarzu lub mających bardzo specyficzne potrzeby.
Uczyć się od najlepszych
Peter Beck, który dużo kombinował ostatnio z możliwością odzyskiwania pierwszego stopnia Electrona, stworzył zintegrowaną platformę do budowy statków i satelitów Photon, pozwalającą oszczędzić cenne kilogramy, musiał zdawać sobie sprawę z tego problemu, przynajmniej od pewnego czasu.
Z pewnością firma musiała też kalkulować ryzyko związane z wejściem na rynek innych firm oferujących niewielkie rakiety, takich jak choćby Virgin Orbit czy Astra. Mam wrażenie, że te wszystkie czynniki pokazały im ostatecznie w 2020 r., że jeśli chcą się rozwijać, muszą pójść w ślady większego konkurenta.
Ogłoszona właśnie nowa rakieta Neutron, ma mieć swój debiut w 2024 r. Będzie miała 8 ton udźwigu (Electron po ostatnich zmianach - 300 kg) na LEO, 2 tony na Księżyc oraz 1,5 tony na Wenus i Marsa. Rakieta będzie miała dwa stopnie, o łącznej wysokości 40 metrów, z czego ten pierwszy będzie wielokrotnego użytku. Neutron będzie mógł w stanie wynosić ładunki zaopatrzeniowe dla Międzynarodowej Stacji Kosmicznej oraz prowadzić misje załogowe.
Szyty na miarę
Rocket Lab, przynajmniej na razie, nie przewiduje pogoni konstrukcyjnej za nowszymi, większymi odmianami Falcona 9 (Block 5 na LEO może wynieść do 16 ton w przypadku misji z odzyskaniem pierwszego stopnia). Jak sami twierdzą projekt jest szyty na miarę, 8 ton umożliwi na wystrzelenie 98% satelitów przewidzianych do 2029 r., a jednocześnie pozwoli na lepsze wykorzystanie ładowni, biorąc pod uwagę przeciętną ilość ładunków wynoszonych dziś na daną orbitę w jednej misji. Pozwoli to uniknąć latania z częściowo pustą ładownią czy przesuwania startu misji, tak aby „uzbierać” cały ładunek.
Starty mają odbywać się z należącego do NASA Mid-Atlantic Regional Spaceport, położonego w Wirgini. Dzięki skorzystaniu z istniejącej infrastruktury firma będzie w stanie obniżyć koszty tego projektu. Firma poszukuje też miejsca na fabrykę tych rakiet w tamtej okolicy. Lądowania mają mieć miejsce na specjalnej platformie oceanicznej. Z wypowiedzi Becka wynika, że początkowo głównymi ładunkami będą satelity pracujące w ramach różnych konstelacji.
Kto... drugi, ten lepszy
Dla Rocket Lab to duża szansa, ten najbardziej lukratywny przedział rynkowy, zajęło jak na razie prawie samodzielnie SpaceX (nie liczę tu znacznie droższych Atlasów V czy Rosjan). Przy dynamicznym wzroście zapotrzebowania na tego typu usługi, wykrojenie atrakcyjnego kawałka tortu w najbliższym czasie nie powinno być problemem. Czekać jednak nie można zbyt długo, ostrzą sobie na niego zęby także inne młode firmy kosmiczne, takie jak choćby Firefly Aerospace czy Relativity Space.
Firma Becka ma z nich wszystkich największe doświadczenie, jednak zadanie do najłatwiejszych należeć nie będzie. Jak powiedział CEO firmy, o ile doświadczenia zdobyte przy Electronie pozwolą na szybszą pracę przy nowej konstrukcji, to bardzo niewiele elementów tej rakiety można zaadaptować do tego projektu. Wystarczy powiedzieć, że ani kompozytowe poszycie, ani silniki Rutherford dla Neutrona się nie nadają.
Tylnymi drzwiami na giełdę
Ostatnią z nowości dotyczących tej przeciekawej firmy jest ogłoszenie jej wejścia na giełdę. Beck nie zdecydował się jednak na klasyczne IPO, tylko wykorzystany zostanie mechanizm odwrotnego przejęcia, czyli połączenie ze specjalnie przygotowaną do takich operacji firmą inwestycyjną typu SPAC. W tym przypadku będzie to Vector Acquisition, a cała operacja ma przynieść Rocket Lab 750 mln dolarów w gotówce na inwestycje. Koszt przygotowania Neutrona Beck szacuje na 200 mln dolarów.
Osobiście kibicuję Rocket Lab od samego początku ich istnienia i cieszy, że zamierzają wykonać kolejny krok, a nawet skok w rozwoju. Na pewno warto ich obserwować, gdyż udowodnili już, że tylko oni są w stanie dorównać kreatywnością Muskowi i SpaceX. Łatwo zapewne nie będzie, ale na szczęście firma ma w miarę stabilną sytuację z klientami na Electrona, pieniądze od inwestora, doświadczenie i pasję do tego, czym się zajmują. I to ostatnie jest chyba w tym wszystkim najważniejsze.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu