Ciekawe, choć niekoniecznie radosne wieści, dochodzą do nas zza małej, brytyjsko-francuskiej wody. Jak się okazuje, nie tylko Amerykanie prowadzą agre...
Brytyjczycy mają plan, jak pozbyć się piratów z sieci. Oby im to nie wyszło...
Ciekawe, choć niekoniecznie radosne wieści, dochodzą do nas zza małej, brytyjsko-francuskiej wody. Jak się okazuje, nie tylko Amerykanie prowadzą agresywną i czasem dziwną wojnę z piractwem. Ich przodkowie - Brytyjczycy - nie chcą być wcale gorsi i kombinują z nowymi sposobami, jakby tutaj ukrócić piracki proceder. A teraz wpadli na to, by upiec dwie pieczenie na jednym ogniu - ocenzurować wyszukiwarki i zniszczyć konkurencję. Wszystko dla dobra... no, chyba tylko korporacji.
Brytyjski przemysł muzyczny chciałby, żeby wyszukiwarki internetowe takie jak Google czy Bing cenzurowały swoje wyniki wyszukwiania - usuwały niegodne, pirackie strony, przy okazji promując źródła legalnej muzyki. I póki co brzmi to bardzo pozytywnie - gdyby nie jeden problem. Mianowicie, przemysł muzyczny chciałby, by wyszukiwarki udostępniły narzędzia, dzięki którym to właściciele praw autorskich będą wyrzucać podejrzane strony w wyników wyszukiwania - bez moderacji, bez analizy, bez sądu. Ot, samowolka.
Jak donosi serwis SRoC, brytyjski minister kultury, komunikacji i... hmm, przemysłu kreatywnego, Ed Vaizey naciska na wyszukiwarki, by te zaczęły intensywniej regulować to, co pojawia się w wynikach wyszukiwania. Teoretycznie, przemysł chce promować dobrych dystrybutorów, a pozbywać się złych w wyszukiwarkach. A wyszukiwarki to wciąż istotny element internetowego ekosystemu.
Tego typu “cenzura” miałaby działać na zasadzie czarnych i białych list - strony na czarnej liście automatycznie wypadają z wyszukiwarki, a strony na białej liście są sztucznie wypychane do góry w wynikach wyszukiwania. A o stronach, które łamią prawa autorskie i powinny trafić na czarną listę, mieliby informować przedstawiciele przemysłu muzycznego. Tylko tutaj pojawia się istotna kwestia - kto dla przemysłu jest tym “złym”? Oczywiście, że konkurencja.
System proponowany przez brytyjski przemysł muzyczny jest po prostu śmieszny - to mechanizm, dzięki któremu można łatwo stworzyć kartel, wyelminować konkurencję i podnieść ceny tak, że się w brytyjskich głowach funt nie zmieści. Na szczęście póki co, wyszukiwarki na to nie poszły. Co prawda, firmy wyszukiwarkowe są chętne na czarną listę, ale nie godzą się na jej przeciwieństwo. Wtedy faktycznie dałoby się załatwić sprawę - wyelminować strony pirackie, a jednocześnie wciąż dbać o to, że walka o szczyt wyników wyszukiwania będzie oparta o stare zasady - czy to SEO, czy po prostu odpowiednie zarządzanie stroną (promocje, większe zaangażowanie klientów).
Konkurencja na rynku zapewnia nam lepszą obsługę i niższe ceny. Gdyby pomysł Brytyjczyków na listy dobrych stron przeszedł, mógłby się rozlać na całą Europę, a to doprowadziłoby do powstania kilku, o ile nie jednego kartelu, który dyktowałby warunki, czyniąc w wyszukiwarkach samowolkę jeśli chodzi o usuwanie wyników. A jeśli by wyszło z muzyką, to co byłoby dalej? E-booki? Filmy? Zabawki, ogrodnictwo? Nie wiem, czy śmiać się z takich pomysłów, czy płakać.
Na szczęście póki co nie zanosi się na wielką rewolucję i niszczenie konkurencji, na szczęście. Tylko tak trochę uśmiech znika z twarzy, gdy człowiek czyta o pomysłach niektórych przedstawicieli przemysłu muzycznego, którzy innych ludzi mają chyba za głupich... Ja już wolę piractwo w wyszukiwarkach, niż tak oczywiste i wredne pozbywanie się konkurentów z rynku.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu