Gry

Brothers: A Tale of Two Sons - recenzja

Piotr Kaźmierczak
Brothers: A Tale of Two Sons - recenzja
Reklama

Są gry i Gry. Pierwsze to te zbudowane według sprawdzonego od lat schematu i polegające przede wszystkim na dostarczeniu rozrywki. Drugie zawierają na...

Są gry i Gry. Pierwsze to te zbudowane według sprawdzonego od lat schematu i polegające przede wszystkim na dostarczeniu rozrywki. Drugie zawierają natomiast treść, która może zachęcić do sięgnięcia po nie również kogoś poszukującego w dobrach kultury czegoś więcej. To właśnie do tej ostatniej kategorii należy Brothers: A Tale of Two Sons.

Reklama

Nowy tytuł studia Starbreeze Studios (odpowiedzialnego wcześniej choćby za The Darkness) jest w kwestii rozgrywki połączeniem produkcji opartej na zagadkach logicznych z platformówką. Pewnym wyróżnikiem jest tu zaprezentowana forma – sterujemy naraz dwoma bohaterami. Do każdego z nich został przydzielony osobny analog, a także konkretny przycisk akcji (spusty).

Kolejną rzeczą, która wyróżnia tę grę na tle większości innych (chociaż podobne zabiegi czasem się stosuje) są dialogi. Postacie porozumiewają się tu nieznanym dla nas językiem (mój kolega stwierdził, że mocno przypomina on ten zastosowany w The Sims), dlatego całej fabuły, jak i tego, co musimy zrobić, trzeba domyślić się z gestów i ekspresji postaci oraz sprawnie pokierowanych ujęć kamery.

Historia sama w sobie jest prościutka – dwaj bracia wyruszają na wyprawę, by znaleźć cudowne lekarstwo dla śmiertelnie chorego ojca. Od miejscowego znachora dostają instrukcję, która, mniej więcej, określa gdzie należy go szukać. Tak zaczyna się ich podróż w nieznane.

Kraina, którą przyjdzie nam przemierzyć, jest jedną z największych zalet tej produkcji. W grze mamy do czynienia ze światem fantasy, który przeplata się z atmosferą rodem ze średniowiecza. Autorzy nie przesadzili jednak w tym temacie. Sam mam do fantasy stosunek raczej umiarkowany i gdybym zobaczył w Brothers duże nagromadzenie charakterystycznej dla tego gatunku gawiedzi, zapewne daleki byłbym od pozytywnej oceny. Owszem, trafimy tutaj na postacie przypominające np. trolle, ale w żadnym momencie nie czułem, że jest tu czegoś zbyt wiele, czy że cała kraina jest tak naprawdę kolejnym, schematycznym i nic nie wnoszącym wirtualnym światem.


Duża w tym zasługa różnorodności. Starbreeze przygotowało dla nas naprawdę wiele pięknych przestrzeni. Cel naszej wędrówki osadzony jest wysoko w górach, dlatego przez większą część czasu będziemy się siłą rzeczy wspinać, ale nie wykluczyło to miejscówek pokroju małych wiosek, czy nawet kopalni. Nie zabrakło również wodospadów, ciemnych lasów, czy ośnieżonych szczytów. Klimat budują też choćby siedziby olbrzymów – np. fajnie zaprojektowany, ogromny zamek.

Mimo że grafika nie stoi na powalającym poziomie, niektóre widoki i soczystość barw naprawdę potrafią cieszyć oko. Zdecydowanie najlepiej widać to w momentach, w których spoglądamy z wysoka na świetnie ukształtowane tereny. Super wypadł też motyw lotu na czymś przypominającym lotnię. Sterując ową machiną i spoglądając w dół widać przepływającą rzekę, urokliwe dolinki, czy górskie szczeliny. Deweloperom należy się olbrzymi plus za design.

Reklama

Na plus należy zaliczyć również to, że świat gry nie jest jednowymiarowy. To nie jednolita bajkowa kraina. Znajdziemy tu też przemoc, krew i ludzkie cierpienie. Kiedy widzimy takie motywy po raz pierwszy, możemy poczuć się zaskoczeni. Twórcy nie oszczędzili nam jednak podobnych momentów i co ważne – im dalej w las, tym są one zwyczajnie lepsze. Mnie osobiście, najbardziej do gustu przypadła miejscówka, w której widzimy leżące ciała ubranych w żołnierskie stroje olbrzymów, po których musimy dostać się w kolejne przewidziane przez twórców miejsca. Takich atrakcji z pewnością tu nie zabraknie.

Muzyka również wkomponowuje się w całość bardzo dobrze. Wprawdzie przez większość gry powtarza się jeden przerabiany na kilka sposób motyw, ale jest on na tyle przyzwoity, że nawet w trakcie pisania recenzji włączyłem go sobie dla inspiracji.

Reklama

Kolejnym i chyba najważniejszym aspektem Brothers jest więź łącząca dwójkę bohaterów i gracza, który ich obserwuje. Starbreeze Studios udało się zaimplementować w swojej produkcji naprawdę dużą dawkę emocji. Na przestrzeni całej przygody widzimy doskonale, jak relacja między braćmi się zacieśnia i dojrzewa. Widzimy, jak im na sobie zależy. Mamy też świadomość tego, że samotna jednostka nie poradziłaby sobie z wszystkimi napotkanymi w grze przeciwnościami. Na szczególne wyróżnienie zasługuje pomysł użyty w końcówce przygody, ale nie chcę tu zdradzić szczegółów.


Zagadki, jak i elementy platformowe przygotowane przez twórców są pomysłowe, ale jednocześnie bardzo łatwe. A Tale of Two Sons nie jest produkcją, w której możemy się na dłużej zaciąć i szukać pomocy w rozmaitych poradnikach. W większości momentów rozwiązanie jest widoczne gołym okiem, a całość polega po prostu na odpowiednim wykorzystaniu zdolności i fizyczności obu braci. Starszy może podsadzić młodszego, czy też przełączyć ciężką dźwignię. Młodszy może za to przecisnąć się przez wąskie kraty, czy zwabić jakiegoś potwora w pułapkę. Obydwaj mogą też odciągać od siebie ewentualnych przeciwników. Wszystkie zadania wykonano z należytą uwagą i ciężko mi się do czegoś przyczepić, ale jak sugerowałem wcześniej – amatorzy trudnych wyzwań nie mają tu czego szukać.

Brothers: A Tale of Two Sons należy bez wątpienia do ważnych tytułów, które można bez obaw pokazywać ludziom nawet niechętnie nastawionym do gier wideo. Wszystko przez nacechowanie emocjami i dojrzałe przedstawienie relacji między dwojgiem bohaterów. Na duży plus zasługuje też bajkowy i mroczny zarazem świat, który przychodzi nam zwiedzać. Na minus świadczyć tu może w zasadzie jedno – wysoka cena. A Tale of Two Sons kosztuje (na PS Store) 59 zł, co jest sporą kwotą, jak za trzy godziny zabawy.

Osobiście mogę się też przyczepić do tego, że jednak większe wrażenie „Łał” wywarły na mnie zarówno Papo & Yo, jak i Journey, które również można określić mianem „dorosłych” i „poważnych” gier. Mimo to, Brothers jest nadal świetnym przeżyciem, którego powinien spróbować każdy fan wirtualnej rozrywki. Wystawiam więc najwyższą notkę, jednak nic się nie stanie, jeżeli zaczekacie trochę na przecenę tego tytułu. Tego typu produkcje się po prostu nie starzeją, a 59 zł, to cały czas relatywnie wysoka cena.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama