Po tygodniach niepewności, licznych konsultacjach oraz testach, NASA wreszcie podjęła decyzję odnośnie Starlinera. Agencja nie będzie ryzykować życia swoich astronautów, których misja przedłuży się z 8 dni do 8 miesięcy.
Starliner wróci bez załogi
Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, NASA podjęła wczoraj ostateczną decyzję odnośnie powrotu Starlinera na Ziemię. Statek kosmiczny zbudowany przez Boeinga, w czerwcu zadokował do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej w ramach testowej misji, która miała trwać zaledwie 8 dni. Już przed startem pojawiły się jednak pierwsze problemy z wyciekami helu, a na orbicie okazało się, że 5 z 28 silników manewrowych uległo awarii. Na szczęście udało się zadokować do ISS i astronautom nie zagrażało żadne niebezpieczeństwo, ale pojawiły się wątpliwości, czy będą w stanie wrócić na Ziemię. Tym samym nieco ponad tygodniowa misja wydłużyła się już do ponad 2 miesięcy, a ostatecznie Starliner ma opuścić stację kosmiczną po 3 miesiącach, 6 września. Zrobi to jednak bez pasażerów.
Polecamy na Geekweek: SpaceX wystrzeli ludzi w kosmos na niebezpieczną misję
Podczas śledztwa, które miało ujawnić przyczynę awarii silników manewrowych okazało się, że winna może być ich wadliwa konstrukcja. Testy na poligonie wykazały, że obudowa silników nagrzewa się do zbyt wysokiej temperatury, co powoduje odrywanie się teflonowej warstwy wewnątrz i zatykania kanałów. Blokuje to dostęp utleniacza i sprawia, że silniki mają znacznie mniejszą moc niż powinny, co utrudnia manewrowanie na orbicie wymagające bardzo precyzyjnych ruchów. Istnieje ryzyko, że podczas powrotu uszkodzeniu ulegną kolejne silniki i Starliner nie będzie w stanie wrócić na Ziemię na odpowiedniej trajektorii.
NASA nie zdecydowała się ryzykować życiem dwóch astronautów - Sunity Williams i Butcha Wilmore'a, aby nie powtórzyć tragedii z 2003 roku gdy zbagatelizowano uszkodzenia promu kosmicznego Columbia co doprowadziło do śmierci 7 astronautów. Będzie się to jednak wiązało, ze sporymi zmianami w najbliższej przyszłości. Misja Crew-9, która miała udać się na ISS pod koniec sierpnia, została przesunięta na koniec września i weźmie w niej udział tylko dwóch astronautów. Pozostałe dwa miejsca zajmą Sunita i Butch, ale wrócą do Ziemię dopiero w lutym przyszłego roku. Zamiast 8 dni, spędzą na ISS ponad 8 miesięcy. To chyba najlepsza definicja "nieregulowanego czasu pracy" z jakim muszą się liczyć astronauci NASA ;-).
Co dalej ze Starlinerem?
Przyszłość Starlinera nie rysuje się z tego powodu w zbyt różowych barwach. Boeing jeszcze oficjalnie nie skomentował decyzji NASA, ale nieoficjalnie mówi się, że zamierza poprawić wszystkie wady swojej kapsuły. Z pewnością nie będzie to łatwe, bo wadliwe silniki zamontowane są w "bagażniku" (ang. trunk) Starlinera, który odłącza się podczas powrotu na Ziemię i spłonie w atmosferze. Inżynierowie nie będą mogli zatem sprawdzić na "żywym organizmie", co dokładnie sprawia problemy w silnikach manewrowych. Konieczne będzie zatem przeprowadzenie dalszych testów, a to generuje koszty.
Raczej mało prawdopodobne jest aby Starliner poleciał w kosmos w przyszłym roku. Jeśli Boeing zdecyduje się dalej inwestować w ten projekt, a musi to już robić na własny koszt, to kolejnej załogowej misji można oczekiwać najwcześniej w 2026 roku. Trudno jednak oczekiwać aby wypełnił swój kontrakt 6 załogowych lotów dla NASA, jeśli ISS ma zniknąć z orbity po 203o roku. Z kapsuły chciał jednak korzystać Jeff Bezos, którego Blue Origin ma ambicję zbudowania prywatnej, orbitalnej stacji kosmicznej. Ten projekt jest jednak jeszcze w powijakach, a musimy pamiętać, że Crew Dragon jest obecnie nie tylko tańszy, ale też i bardziej niezawodny, więc nawet pomimo całej niechęci między Muskiem, a Bezosem, wygrać tutaj może czynnik czysto ekonomiczny.
źródło: ArsTechnica
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu