Jak sprawić, żeby internauci nie pobierali materiałów chronionych prawem autorskim? Najlepiej pozbawić ich dostępu do źródła tego typu treści. Przez c...
Jak sprawić, żeby internauci nie pobierali materiałów chronionych prawem autorskim? Najlepiej pozbawić ich dostępu do źródła tego typu treści. Przez całą Europę przewija się fala blokad. Dostawcy internetu m.in. w Szwecji, Francji czy Wielkiej Brytanii mają dość szerokie uprawnienia w tym zakresie. Nie ma jednak jednego stanowiska.
Szwedzi na nie
Wydawać by się mogło, że Szwecja, ojczyzna The Pirate Bay jest pod tym względem pewnym bastionem walki z piractwem. Tymczasem Sąd Rejonowy w Sztokholmie orzekł, że właściciele praw autorskich nie mogą wymuszać na dostawcach internetu blokowania dostępu do wskazanych stron www.
Sprawa miała swój początek w ubiegłym roku i dotyczyła operatora Bredbandsbolaget, którego Universal Music, Sony Music, Warner Music i Nordisk Film chciały zmusić do zablokowania The Pirate Bay. Stanowisko koncernów było proste: dostawca usługi powinien być odpowiedzialny za swoich klientów, chyba, że stosuje blokadę. Do tej retoryki zresztą dostosowali się inni szwedzcy operatorzy. Bredbandsbolaget nie dawał jednak za wygraną, twierdząc, że jego rola ogranicza się jedynie do zapewnienia klientom dostępu do internetu oraz swobodnego przepływu informacji.
Sąd orzekł na korzyść operatora, co jednocześnie przyczyniło się do zwycięstwa serwisów pirackich. Warto tutaj zauważyć, że wyrok może wydawać się sprzeczny z unijną dyrektywą, która sugeruje, że w sytuacji, gdy dostarczana przez pośrednika usługa jest wykorzystywana przez osoby trzecie do łamania praw autorskich, możliwe jest wydanie nakazu ograniczenia w pewien sposób tej usługi. Szwedzki sąd zwrócił uwagę na ten dokument, dodając, że krajowe prawo spełnia wymagania tej dyrektywy.
Sprawa się zapewne tak nie skończy. Do 18 grudnia sprawa może trafić do Sądu Apelacyjnego, który będzie dalej orzekał. Póki co jednak, wygranym jest Bredbandsbolaget, który od powodów musi otrzymać zwrot kosztów sądowych w wysokości 160 tys. dolarów.
Niemcy na tak
Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w Niemczech, gdzie dotąd nie stosowano tego typu narzędzi do walki z piractwem. Dotąd sądy były w tej sprawie jednomyślne i dostawcy nie byli pociągani do żadnej odpowiedzialności. Ostatni pozew niemieckiej wytwórni GEMA dotyczący blokady serwisu Goldesel.to trafił jednak ostatecznie do Sądu Najwyższego, a ten przyznał, że blokada jest uzasadniona w sytuacjach, gdy posiadacze praw autorskich wyczerpią wszelkie inne środki. Co ciekawe, sąd dodał, że nie ma znaczenia, czy część użytkowników jest w stanie obejść blokadę - wystarczy, że dostęp do strony dla ogółu społeczeństwa zostanie utrudniony.
Wytwórnia GEMA nie kryła oczywiście swojej radości z tego powodu, podkreślając, że otrzymano właśnie nowe, bardzo istotne narzędzie do walki z piractwem.
Co to oznacza?
Nie ma jednolitego stanowiska w sprawie blokowania stron. Dyrektywa unijna InfoSoc z 2001 roku zaznacza, że wyłącznie właściciel praw autorskich lub autor może decydować o tym, czy treść zostanie udostępniona w sieci. Poza nią nie istnieje żadne spójne i jednolite prawo unijne, które wymuszałoby na poszczególnych krajach określone postępowanie. Czy to źle? Zdecydowanie nie - wszyscy wiemy, jak wyglądała sytuacja z ACTA. Nie sądzę, aby prędko ktokolwiek wpadł na podobny pomysł.
Pytanie, na ile jeszcze możemy sobie pozwolić na swobodny i niekontrolowany przepływ informacji w sieci. Poruszaliśmy ten temat w ostatnim przeglądzie tygodnia. O ile bowiem w przypadku piractwa teoretyczne "szkody" ponoszą wielkie firmy i wytwórnie, to brak kontroli nad innymi aspektami działania sieci naraża na niebezpieczeństwo całe społeczeństwo. Idealnego rozwiązania nie ma i prędzej czy później każda ze stron będzie musiała pójść na kompromis. A to może oznaczać znacznie więcej obowiązków nałożonych na dostawców internetu.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu