Gry

Call of Duty i Overwatch tylko na YouTube. W Twitchu pewnie zgrzytają zębami

Weronika Makuch
Call of Duty i Overwatch tylko na YouTube. W Twitchu pewnie zgrzytają zębami
4

E-sport oczywiście wciąż nie jest tak popularny jak tradycyjny sport. Wciąż jednak wiele dzieje się wokół elektronicznej wersji.

Zdarza wam się oglądać rozgrywki e-sportowe? Przyznam, że jakiś czas temu robiłam to dużo częściej niż obecnie. Z zainteresowaniem śledziłam głównie scenę League of Legends. W LoL-a nie gram jednak od prawie trzech lat, oglądanie meczów byłoby pewnie dla mnie męczące, bo kompletnie nie mam pojęcia, co się teraz dzieje w mecie i na scenie. Odkąd skończyłam grać w tytuł od Riotu, wierniejsza stałam się Blizzardowi. Wieczory marnuje teraz przy Overwatchu. Rozgrywki w tym shooterze nigdy mnie specjalnie nie wciągnęły, aczkolwiek z ciekawością przeczytałam informację na temat umowy, jaką podpisali Activision Blizzard wraz z Google. Wśród platform wideo robi się coraz ciekawiej.

E-sport dostępny tylko dla jednej platformie?

Jakiś czas temu sporo mówiło się o streamach na Facebooku. Platforma wyczuła grubszą sprawę i chciała stać się realną konkurencją dla Twitcha i YouTuba. Użytkownicy zarzucali im jednak marną jakość usługi. Lajwy nie zawsze działały jak powinny, czat okazał się jakiś taki... nieintuicyjny, a przede wszystkim - nieanonimowy. Facebook postanowił skorzystać z tego, czego mu nie brakuje. Nie była to jednak wiedza technologiczna i chęć wprowadzania innowacji, a po prostu pieniądze. Serwis zaczął podkupować popularnych streamerów, oferując im dużo wyższe zarobki niż na Twitchu. Część z nich faktycznie przeniosła się na FB. Wielomiesięczne kontrakty z twórcami miały przyzwyczaić widzów do korzystania z Fejsa w celach oglądania swoich ulubionych graczy, co po roku miało osłabić pozycję Twitcha. Proces nadal trwa, zobaczymy jak będzie. Oczywiście nie tylko Facebook na to wpadł. Podobnie zrobił Microsoft, zapraszając na swoją platformę Tylera Ninję Blevinsa, który swego czasu był największym kanałem na Twitchu. Teraz do zabawy dołączył Blizzard.

Podpisany kontrakt czyni YouTube wyłącznym partnerem streamingoweym dla e-sportowych tytułów od tego wydawcy. Nadchodzące Overwatch League i Call of Duty League wszyscy zainteresowani będą mogli obejrzeć właśnie na YouTubie. Na papierze wygląda to świetnie, a przynajmniej dla Google. YouTube Gaming nie okazał się ich wielkim sukcesem. Konkurowanie z Twitchem okazało się dla nich trudniejsze niż może zakładali na początku. Przyciągnięcie do siebie tak dużej marki jak Activision Blizzard na pewno da im niezłego kopa. Przyciągnie do transmisji całą masę widzów, a to będzie tylko zachętą dla kolejnych producentów, którzy rozważają ustanowienie wyłącznych współprac.

Niepozorny rywal Twitcha i Youtube z potężnym asem w rękawie jeszcze może zaskoczyć

Podkupywanie największych graczy może nam zarówno pomóc jak i zaszkodzić. Oczywiście najprzyjemniej byłoby wierzyć, że na wielkich kontraktach się nie skończy. Twórcy platform będą je rozwijać, aby stawały się jak najwygodniejsze dla użytkowników, bo coś oprócz umów musi ich przyciągać, prawda? Trudno mi ocenić, czy mogłoby to doprowadzić do jakiegokolwiek monopolu. Zarówno Facebook jak i YouTube pokazują Twitchowi, że nie pozwalają mu na jakąkolwiek wyłączność. Z drugiej strony mamy jednak YT jako platformę do wrzucania wideo. W tym przypadku trudno mówić o jakiejkolwiek racjonalnej konkurencji dla giganta. Biorąc pod uwagę, jakie decyzje potrafi podjąć YouTube i jak szkodliwe okazuje się to dla twórców - czy ten monopol to na pewno dobry pomysł? Może i jest wygodnie, ale czy to przyniesie korzyści nam wszystkim? Fanom gier od Blizzarda brakować może nawet takich drobiazgów jak bonusy wędrujące na ich konta za oglądanie rozgrywek. Nie wiadomo jeszcze, czy wystąpią one również przy transmisjach na YT. No i zawsze jest jeszcze twarde przyzwyczajenie... Ten kontakt okaże się albo strzałem w dziesiątkę, albo wyjątkowo spektakularnym pudłem.

YouTube walczy z Twitchem

Rozgrywki e-sportowe z roku na rok przyciągają coraz to większą widownie i nic nie wskazuje na to, żeby sytuacja miała się odwrócić. Nie jest dziwnym, że tematem interesują się giganci rynku. Ale gdzie to nas wszystkich prowadzi? Na razie jesteśmy w internecie. Każdą z tych platform możemy wrzucić sobie na ekran telewizora i czuć się bardzo podobnie jak przy oglądaniu rozgrywek sportu tradycyjnego. Telewizja zauważyła już wprawdzie, że coś się wokół tego e-sportu dzieje, ale nikt jeszcze nie zainteresował się w tym w pełni na poważnie. A nawet jeśli próbował, nie miał szans z Twitchem. YouTube na pewno nie pomoże w walce mediom tradycyjnym, więc możemy chwilowo założyć, że zostajemy w internecie. Ale gdzie wylądujemy? Kontrakty na wyłączność sprawiają, że nie będziemy mieli wyboru. Jeśli będziemy chcieli coś obejrzeć, a transmitować będzie to wyłącznie jeden serwis, wybierzemy własnie jego. W telewizji jakoś sobie z tym radziliśmy. Oby tylko czający się za rogiem monopolista potraktował z szacunkiem również użytkowników, a nie tylko pieniądze obracane między reklamodawcami.

 

Źródło: The Verge

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu