Felietony

Bezdotykowe ładowanie indukcyjne - rewolucja na którą czekam

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

8

Chwilę zajęło zanim polubiłem się z ładowaniem bezprzewodowym, ale na swoje wytłumaczenie mam oczekiwanie na lepsze osiągi i szybsze uzupełnianie baterii. Teraz czekam na bezdotykowe ładowanie indukcyjne, bo ono ma szanse całkowicie zmienić moją smartfonową codzienność.

Pewnie gdybym miał prywatnie któryś z chińskich smartfonów z superszybkim ładowaniem, w ogóle nie rozglądałbym się za indukcją. Tymczasem ładowanie iPhona 11 nawet szybką kostką innego producenta nie jest i nigdy nie będzie ekspresowe, więc indukcja i odkładanie telefonu na ładującą płytkę ma dla mnie więcej sensu. Posiadam trzy takie ładowarki, każda innego producenta, różni je szybkość (choć iOS i tak sztucznie ją ucina), ale dzięki temu prawie w ogóle nie widzę monitu o niskim poziomie naładowania. Niektórzy powiedzą, że zabijam tak baterię, ale dla mnie późniejszy wydatek na jej wymianę to mniejsze zło jeśli spojrzeć na komfort ładowania indukcyjnego. Szczególnie teraz, kiedy pracuję cały czas z domu i po prostu odkładam smartfona na ładowarkę leżącą przy monitorze.

Oppo pokazało nową ładowarkę indukcyjną

Tak naprawdę to przede wszystkim rozwijany/zwijany smartfon, ale na materiale promocyjnym widać również ciekawą matę ładującą, która dostarcza bezprzewodowo energię urządzeniu, które jest nad nią, a nie tylko na niej. Obawiam się jednak, że w najbliższym czasie niczego więcej się o tej technologii nie dowiemy, bo firma póki co ograniczyła się wyłącznie do tego krótkiego, trwającego raptem pół minuty filmu.

Wygląda też na to, że pomysł Oppo jest mocno ograniczony jeśli chodzi o odległość dzielącą urządzenie od ładowarki, więc i funkcjonalność tej technologii nie jest specjalnie imponująca. Chociaż z drugiej strony jeśli położyć coś takiego na biurku obok podkładki pod myszkę, to telefon ładowałby się zarówno leżąc na macie, jak i kiedy bierzemy go w dłonie i sprawdzamy na przykład powiadomienia czy odpisujemy na wiadomość. Jak spadłaby wtedy prędkość ładowania? Pozostaje się tylko domyślać albo poczekać na jakieś szczegóły lub zapowiedź konkretnego produktu, który mógłby trafić na sklepowe półki. Na razie bowiem takich danych nie ma.

Zdecydowanie ciekawszym i bardziej praktycznym rozwiązaniem jest Air Charge od Xiaomi, które firma pokazała w ubiegłym miesiącu. Zero kabli, ciągłe ładowanie smartfona (lub innego sprzętu) nawet w dużej odległości od ładowarki. Minusów jest oczywiście więcej i nie chodzi mi o wpływ takiego sprzętu na nasze zdrowie. Nie ma na razie mowy o żadnym standardzie, więc trzeba będzie pewnie posiadać dedykowany smartfon, a i sama ładowarka wygląda jak mebel i raczej nie chciałbym mieć czegoś takiego w domu. Więc nawet jeśli któregoś dnia produkt będzie można kupić, to pewnie zniechęci nas nie tylko rozmiar, ale również cena. Będzie mieć to więc sens dopiero kiedy się upowszechni, czyli...nikt nie wie kiedy.

Ale to jest przyszłość, na którą czekam

Od lat słyszę o nowych bateriach, smartfonach działających tydzień na jednym ładowaniu i nic się w tym temacie nie dzieje, przynajmniej jeśli spojrzeć na finalne produkty. Producenci powiększają baterie, powoli 5000 mAh staje się standardem, dostajemy coraz szybsze ładowanie przewodowe i bezprzewodowe, bardziej energooszczędne podzespoły. A smartfon na jednym ładowaniu i tak działa jeden, maksymalnie dwa dni. Tak wiele wydarzyło się w temacie ekranów czy mobilnej fotografii, a baterie stoją w miejscu i mam wrażenie, że lepszych ogniw nie doczekam się nigdy. Więc tak, ulepszanie systemów ładowania wydaje się tu najlepszym i najbardziej realnym rozwiązaniem. Ale to wciąż nie jest coś, co całkowicie zmienia sposób korzystania z telefonu czy samego ładowania. Jest po prostu szybciej, ale wciąż na kablu lub z płytką ładującą, a to ogranicza swobodę i sprawia, że proces ładowania wciąż istnieje. A ja chciałbym żeby całkowicie zniknął, a smartfony ładowały się niejako przy okazji, kiedy coś na nich robię.

Wyobraźcie sobie codzienność, w której telefon zaczyna się ładować kiedy wchodzicie do swojego mieszkania. Kiedy wsiadacie do metra czy taksówki, a bateria zyskuje procenty gdy stoicie w kolejce w urzędzie. Pomijając aspekt zdrowotny użytkownika czy samej baterii, mamy tu same plusy - telefony nigdy nie byłyby rozładowane. To samo klawiatury, myszki, pady do konsol czy zegarki - utopijna wizja, która może kiedyś będzie rzeczywistością. Przypomnijcie sobie filmy science-fiction, jak często bohater ładował swoje urządzenie? Nigdy, o ile brak energii nie był częścią opowieści i ważnym fragmentem fabuły. Tam wszystkie bezprzewodowe urządzenia zawsze działały, zawsze miały energię i nikt nigdy nie szukał ładowarki. Może kiedyś taki scenariusz będzie również naszą codziennością i czasami mam wrażenie, że jest bardziej realny niż bateria smartfona pozwalająca mu pracować przez bite dwa tygodnie.

Od jakiegoś czasu zastanawiam się kiedy branża technologiczna napotka wreszcie ścianę/sufit. Mój 10-letni syn zapytał mnie niedawno jak wyglądał świat technologii kiedy byłem w jego wieku. Pamiętacie 1992 rok? Wiem, że z uwagi na szereg uwarunkowań Polska musiała nadgonić zachód, ale świat wyglądał zupełnie inaczej, a przez 30 lat w elektronice zmieniło się wszystko. Powiem nawet, że gdyby ktoś pokazał mi wtedy to jak wygląda nasze dzisiejsze codzienne gadżety, nigdy bym mu nie uwierzył. Jak więc będzie wyglądał świat za kolejnych 30 lat i czy skok technologiczny okażę się równie imponujący - jak myślicie?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu