Nowy Mortal Kombat zbliża się wielkimi krokami. W miniony weekend miałem okazję sprawdzić betę MK11 i mogę śmiało powiedzieć, że jest na co czekać. Kolejna odsłona została dopieszczona w wielu aspektach, a to, co było sercem serii gra tutaj pierwsze skrzypce. Piękna oprawa, brutalność, nieco zmienione tempo rozgrywki i wiele więcej. Choć poprzednia część była całkiem udana, czegoś w niej brakowało. Nie robiła już takiego “WOW”, jak w 2009, kiedy to MK wróciło do łask fanów. Na szczęście z nadchodzącym Mortalem powinno być inaczej. Każda walka jest satysfakcjonująca, wykończenia powodują opad szczęki — dosłownie — a małe detale cieszą oko. Jedenastka może być naprawdę wielka!
Mortal Kombat 11 powinien zapewnić powiew świeżości w serii. Czekam już na pełną wersję!
Jak to było kiedyś?
Z serią znamy się nie od dziś. Chyba nigdy nie zapomnę pierwszego kontaktu. Mój wujek, choć doskonale wiedział, że to gra dla dorosłych, pokazał mi Mortal Kombat. Brutalną bijatykę z makabrycznymi scenami. Oczywiście, jak to dziecko, nie widziałem w tym nic złego. W końcu już dawno miałem za sobą Terminatora, Rambo i inne filmy akcji z Hollywood, gdzie trupów nie brakowało. Choć byłem kompletnym laikiem, to każdy pojedynek wydawał mi się starciem stulecia. Ta grafika, możliwości postaci, ilość wojowników, przebijanie wrogów przez sufit i wiele więcej. Czegoś takiego nigdy wcześniej nie widziałem w żadnej grze. O ile dobrze pamiętam, była to trójka lub Trilogy, bo było naprawdę wielu bohaterów do wyboru. Wtedy jednak to nie miało znaczenia. Dopiero potem sprawdziłem jedynkę, dwójkę, a takżę czwórkę.
Pierwsza odsłona w 3D mocno mnie zawiodła. Choć wizualnie zachwycała, tak cały klimat gdzieś zniknął. Nie to tempo, inne postacie i zbędne zmiany. Wcześniej seria wyróżniała się na każdym polu, a MK4 nie była w stanie nawet stać obok Tekkena, Soul Blade czy Street Fighter Ex Alpha. Dorwałem własną kopię Mortal Kombat Trilogy na PSX-a i zagrywałem się przez długi czas. Ćwiczyłem combosy, uczyłem się Fatality i doskonaliłem umiejętności, aby wygrywać ze znajomymi. Nie sądziłem, że na kolejną tak udaną część przyjdzie mi czekać aż do 2009 roku. Przez lata wracałem do klasycznych odsłon i przestałem wierzyć, że marka powróci na właściwe tory. Jak dobrze, że się myliłem. W miniony weekend przyszło mi sprawdzić betę Mortal Kombat 11 i nie mogę doczekać się pełnej wersji. To będzie hit.
Taka powinna być bijatyka w 2019!
Od strony wizualnej nowe MK prezentowało się fenomenalnie w każdym aspekcie. Przerywniki, menusy, areny, postaci i te wszystkie animacje. W dziesiątce czułem pewien niedosyt, gdyż gra ukazała się na nową generację, a była jedynie trochę ładniejsza od poprzedniej części. Tutaj nie miałem już takiego wrażenia. Modele postaci są bardzo szczegółowe, tekstury w wysokiej rozdzielczości jeszcze to podkreślają. Lokacje są pełne różnych drobiazgów, a w tle zawsze coś się dzieje.
Do tego te wspaniałe animacje ataków, technik, Fatality i wiele więcej. Choć taki Soul Calibur VI czy Dead or Alive 6 trzymają wysoki poziom, tak Mortal Kombat 11 idzie o krok dalej. Widać na każdym kroku, że deweloper dobrze wykorzystał moc konsoli Xbox One X. Do tego 4K, choć nie mam pewności czy natywne, także robiło wrażenie. Ciężko się do czegoś przyczepić. Nie odczułem spadków płynności, choć zabawa online potrafiła czasami “chrupnąć” ze względu na lagi, ale tutaj bardziej stawiam na jakość łącza moich oponentów. Od strony dźwiękowej becie nic nie brakowało. Dynamiczna muzyka, trzask łamanych kości, przecinane ciała postaci i tym podobne. W tym aspekcie seria się nie zmieniła i nadal oferuje najwyższy poziom.
Mortal Kombat 11 zachwyca na wielu płaszczyznach
Udostępniona wersja oferowała klasyczny tryb z wieżami, starcia online oraz możliwość personalizacji naszego bohatera. Do wyboru mieliśmy takich wojowników jak: Scorpion, Scarlet, Kabal, Jade, a także Baraka. Lista nie była bogata, ale w zupełności wystarczyła, aby poznać podstawy i nieco zmieniony charakter starć. Walki są teraz nieco wolniejsze, ale dzięki temu na arenie jest mniejszy chaos. Trochę trudno to opisać, ale całość wydawała się lepiej wyważona. Mniej bezmyślnych ruchów, większa dokładność i odpowiednie tempo zadawanych ciosów. Mój ulubieniec — Scorpion — z początku wydawał się ociężały i ślamazarny.
Dopiero po kilku pojedynkach dobrze się wczułem i walczyłem, jak należy. Starałem się kontrolować go tak, jak w MK z 2009, co nie wyszło mi na dobre sparingując się w sieci. Musiałem tak jakby nauczyć się go na nowo, co było bardzo odświeżające. Podobnie było z resztą postaci. Choć na przykład taka Jade okazała się nieco szybsza od wojownika z klanu Shirai Ryu. Różnica nie jest wielka, ale odczuwalna. Tyczy się to wszystkich postaci. Choć w zwykłym “arcade” trochę trudniej wyczuć te subtelne różnice, tak żywi gracze szybko udowodnią ich istnienie. Warto więc trochę poświęcić czasu, zanim rzucicie się w wir starć sieciowych, bo może okazać się, że Wasze nawyki będą mało efektywne.
To jeszcze nie koniec walki!
Warto wspomnieć o dodanych w jedenastce technikach nazwanych jako Fatal Blow. Są to specjalne ataki, które można wykonać dopiero wtedy, gdy nasz wojownik dozna poważnych obrażeń. Przy niskim pasku życia można skorzystać z ciosu ostatniej szansy i wyrównać szanse. Oczywiście, takowe należy dobrze wykonać, inaczej wróg je najzwyczajniej zablokuje i wyprowadzi kontrę, która zakończy rundę lub całe starcie. Fatale są jednocześnie fenomenalnymi animacjami z dużą dawką krwi i łamanych kości. Ogląda się je równie przyjemnie co Fatality. Mamy także nieco mocniejsze ciosy, tak zwane Crushing Blow.
Możne je określić jako małe X-Raye, gdzie przez chwilę widać zadawane obrażenia wewnętrzne. Te natomiast można wykonywać tylko jeden na walkę. Nie pozbyto się równie samych pasków, gdzie teraz mamy jeden odpowiadający za defensywę oraz drugi za ofensywę. Jak się pewnie domyślacie, pierwszy pozwoli na przerwanie serii ciosów oponenta, drugi nieco wzmocni nasze ataki. Biorąc to wszystko pod uwagę, wychodzi nam naprawdę interesująca mieszanka. Odpowiednie wykorzystanie tych “systemów walki” będzie kluczem do zwycięstwa. Zapewne opanowanie wszystkiego zajmie trochę czasu, ale od czego mamy tryb fabularny i treningi z SI? Cieszę się, że nowe MK będzie wymagać od odbiorcy zaangażowania, a nie tylko stosowania znanych taktyk.
Wszędzie te lootboxy
Na koniec chciałem poruszyć temat personalizacji postaci. Nie jest to w sumie jakaś wielka nowość, gdyż coś takiego zaimplementowano już w Injustice 2 i trochę się tego obawiam. O ile zmiana technik, strojów oraz modeli broni wydają się dobrym pomysłem, tak wpływ na statystyki herosów już niekoniecznie. Daje to ogromne pole do popisu, ale czy uda się zachować odpowiedni balans? Tutaj nie jestem przekonany. W becie to zablokowano i zmiany były jedynie czysto wizualne. Nie powiem, Scorpion w nowych fatałaszkach prezentował się fenomenalnie, a miałem do wyboru zaledwie kilka rzeczy. Nie wiem tylko, czy ta ingerencja w możliwości postaci to dobry pomysł. Przekonam się o tym po premierze, bo w tym momencie to jedynie moje gdybanie. Możliwe, że deweloper dobrze to wszystko zaplanował, a ja niepotrzebnie się martwię. Oby tak było, bo nie chciałbym porzucić nowego Mortala jak Injustice 2, czyli zaraz po fabule. Otwieranie skrzynek, żonglowanie przedmiotami i tym podobne mocno mnie odrzuciły. Mam to w CS:GO, Apex Legends i innych grach. W Mortal Kombat 11 nie jest to potrzebne.
Premiera odbędzie się za nieco ponad dwadzieścia dni. W tym momencie wiem, że nie będę w stanie przejść obok niej obojętnie. Tryb historii na pewno nie zawiedzie, starcia okazały się dobrze przemyślane i oferują coś nowego, do tego gra jest przepiękna, a przy tym nie stroni od brutalności. Zapowiada się solidna bijatyka z najwyższej półki.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu