Kinowe filmy anime to rzadkość w naszych salach. Udaje się do nich trafić tylko największym hitom. Belle zadebiutowało nad Wisłą podczas festiwalu Kino Dzieci parę miesięcy temu. Jak na festiwalowe projekcje przystało — nie zabawiło tam na dłużej. Ale już za kilka dni film trafia na stałe do ramówki — i to w polskiej wersji językowej. Miałem ją przyjemność oglądać kilka dni na jednym z pierwszych pokazów przedpremierowych, po którym odbyła się także krótka rozmowa z polską odtwórczynią głównej roli (odpowiedzialną także za piosenki) — Darią Zawiałow. To film, który obejrzeć musi każdy fan dobrych animacji — i to niezależnie od tego ile lat ma na karku.
Belle: zachwyca i wzrusza. Recenzja nowego filmu animowanego który warto zobaczyć
W wirtualnym świecie możemy być kim chcemy, ale co z tym realnym?
Tym razem Mamoru Hosoda zabiera nas w filmie do realiów, w których istnieje wirtualna rzeczywistość gromadząca wokół siebie wielomilionową społeczność. To właśnie w niej użytkownicy potrafią spełniać się, jak nigdzie indziej — nie boją się pokazywać prawdziwych siebie. Tamtejsze algorytmy profilują użytkowników i wyciągają ich najmocniejsze strony. Główna bohaterka opowieści, Suzu, jest skrytą i wycofaną uczennicą. Po śmierci matki nie potrafi poradzić sobie z żałobą. Jej pasja, jaką jest śpiew, zeszła na dalszy plan — co więcej, dziewczyna w ogóle zatraciła umiejętności wokalne. Dopiero kiedy zdecyduje się zarejestrować w wirtualnej rzeczywistości U, odzyskuje swój głos — jak wielu użytkowników serwisu, wyłącznie w tamtej przestrzeni. Potrzeba dosłownie chwili, by przykuła uwagę wirtualnej publiczności. Belle, bo tak nazywa się awatar Suzu, zdobywa niezwykłą popularność. Ale podczas jej pobytów w U jest świadkiem polowania na wojującą ze wszystkimi bestię. Zaintrygowana — postanawia zbliżyć się do niej i odkryć tajemnicę, a następnie odszukać stojącego za nią użytkownika w prawdziwym świecie.
Autor opowieści żongluje motywami pojawiającymi się już wcześniej w jego filmach, tym razem miksując je w niesamowitą mozaikę, która... mimo wszystko układa się w logiczną i spójną całość. Inspiracji "Piękną i Bestią" nie da się w tym filmie nie zauważyć — ale Mamoru Hosoda zrobił coś więcej niż tylko powielił tropy z disneyowskiej opowieści. Wplótł znane z niej motywy w zupełnie nową historię, czyniąc jednym z kulminacyjnych (i najbardziej emocjonalnych) momentów scenę w bibliotece. W Belle jednak nie zaśpiewa dla nas Celine Dion, ale nie szkodzi. Warstwa muzyczna to element któremu twórcy poświęcili dużo uwagi — i zaserwowali ścieżkę dźwiękową, która towarzyszy mi od wielu miesięcy.
Historia jest piękna, ale oprawa... wgniata w fotel
Historia w Belle ma narzucone naprawdę szybkie tempo. Dzieje się dużo i to na każdej płaszczyźnie. Ale co ważniejsze: tamtejsi bohaterowie są jacyś, a opowieść ma sens. Ale poza historią jest jeszcze urzekająca warstwa audiowizualna, która została dopieszczona do granic. Jeżeli jesteście miłośnikami dobrych animacji, to prawdopodobnie na widok większości serii telewizyjnych przewracacie oczami — bo nijak nie mogą się one równać kinowym hitom. Ale na szczęście produkcje kinowe wznoszą je o kilka poziomów wyżej — i Belle jest tego doskonałym przykładem. Zarówno artstyle jak i animacja produkcji stoi na bardzo wysokim poziomie. Już świat realny robi duże wrażenie, zaś ten wirtualny wielokrotnie potrafi wywołać efekt wow. I to ze względu nie tylko na aspekty wizualne, jak i muzyczne - bo to właśnie w nim tytułowa Belle daje największy pokaz swoich umiejętności.
Najpierw poznałem ścieżkę dźwiękową do nowego filmu Mamoru Hosody — a później miałem szansę dopasować każdy z utworów do poszczególnych scen, a głosy do bohaterów. Wydaje mi się to być dość nietypowym podejściem do tematu, ale w tym konkretnym przypadku - to bez znaczenia. Bo to historia, której utwory lubię w każdej z wersji — a poznałem je najpierw w wersji oryginalnej, później anglojęzycznej, a teraz także polskiej.
No bo właśnie — Belle do polskich kin już w najbliższy weekend trafi w wersji polskiej: z polskim dubbingiem oraz polską ścieżką dźwiękową. W główną bohaterkę, jak wspomniałem wyżej, wcieliła się Daria Zawiałow — i ona odpowiedzialna jest także za rodzime piosenki. Jako że przed wizytą w kinie słyszałem wielokrotnie wersję japońską i angielską - nie potrafię ich nie porównywać. Niestety, Daria wypadła najsłabiej w tej trójce - ale żeby była jasność: nie wypadła źle.
To debiut artystki na wielkim ekranie — i może mam za małe obycie, ale kwestie dubbingowe są nagrane tak, że nie zwróciłem w ogóle uwagi na jakieś uchybienia. Jeżeli zaś chodzi o piosenki to... wypadają poprawnie. Niestety, Daria sama opowiadała po projekcji o wyzwaniach, które czekały na nią przy jej pierwszym projekcie kinowym. I nie ukrywam, że będąc zauroczony zagranicznymi wersjami piosenek, miałem nadzieję na więcej. Artystka odpowiadała nie tylko za ich wykonanie, ale także tłumaczenie. Odnoszę wrażenie, że nie ułatwiła sobie zadania serwując inny rozkład sylab niż w oryginale. Sporo opowiadała też o tym, że starała się dopasować "kłapy" do tego, co widzowie obserwują na ekranie. No i to wydało mi się wyjątkowo zabawne, bo to właśnie pierwsza rzecz w polskiej wersji filmu na którą zwróciłem uwagę — brak lip syncu.
Ponadczasowa opowieść, do której warto wracać
Ale czy będziecie oglądać Belle po polsku, po angielsku, po japońsku... czy w jakim tylko wam się języku trafi — nie zmienia to ani trochę faktu, że zarówno animacja jak i opowieść stoją na bardzo wysokim poziomie. Bohaterowie mają zwyczajne rozterki, problemy i marzenia. Przede wszystkim wszyscy jesteśmy ludźmi — z naszymi bolączkami i słabościami. Belle uczy że warto dociekać, pomagać i walczyć o dobro. Dla siebie i innych. Dlatego myślę, że jak na dobrą baśń przystało — to opowieść która przypadnie do gustu zarówno młodszym jak i starszym widzom. Każdy znajdzie tam coś dla siebie. Jedni fantastyczne utwory, inni wgniatające w fotel animacje, a jeszcze inni historię która trzyma w napięciu do samego końca, rozczula i daje nadzieję.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu