Recenzja

Bawiłem się świetnie przy grze dla dzieci. Recenzja Skylanders: Superchargers

Paweł Winiarski
Bawiłem się świetnie przy grze dla dzieci. Recenzja Skylanders: Superchargers
Reklama

Seria Skylanders ruszyła w 2011 roku i od tego czasu doczekała się 9 odsłon. Skylanders: Superchargers jest jednak pewną nowością, bowiem pierwszy raz...

Seria Skylanders ruszyła w 2011 roku i od tego czasu doczekała się 9 odsłon. Skylanders: Superchargers jest jednak pewną nowością, bowiem pierwszy raz wprowadzono do gry pojazdy. Nie, to nie będzie recenzja dla fanów serii, bo i sam nim nie jestem. Ale trudno przejść obojętnie obok gry, która jest po prostu bardzo dobra.

Reklama

Skylanders: Superchargers to połączenie przygodowej gry akcji z wyścigami przypominającymi Mario Karts. Zły Chaos zamierza zniszczyć świat za pomocą broni zwanej „Centrum Destrukcji i Totalnego Zniszczenia”. Zadaniem gracza jest wcielenie się w jednego z bohaterów i pokonanie nadciągającego niebezpieczeństwa. Napisałem jednego bohatera? A, to przepraszam.

Twój Portal

Seria Skylanders to gry z gatunku toys to life, czyli połączenie elektronicznego produktu z fizycznymi zabawkami. Wraz z zestawem startowym otrzymujemy specjalny portal, za pomocą którego przeniesiemy fizyczne ludziki i pojazdy do cyfrowego świata. Urządzenie podłączamy po prostu do konsoli (testowaliśmy wersję dla PlayStation 4), a następnie stawiamy na nim figurki zgodnie z zaleceniami gry. Oczywiście wszystko ma swój fabularny sens, co buduje odpowiedni klimat. I tu zatrzymam się przy figurkach, jestem bowiem bardzo miło zaskoczony.

Grę do recenzji otrzymałem w zestawie z portalem, dwiema figurkami i jednym pojazdem. Zarówno postacie jak i auto wykonane są naprawdę nieźle, widać przywiązanie do szczegółów. Ale co ważniejsze - samochód nie jest plastikowo/gumową zabawką na podstawce. Kręcą mu się kółka, przez co dziecko może się nim bawić poza światem gry. Super pomysł, który trudno spotkać u konkurencji. Dorosły gracz wrzuci tego typu zabawki do pudełka i wyciągnie tylko w przypadku włączenia gry, dziecko nawiązuje z postaciami pewną więź, przez co figurki bez problemu znajdują miejsce pośród innych, niezwiązanych z elektronicznym światem, zabawek.

Ma to oczywiście również swoje złe strony, podobnie jak i cały gatunek gier toys to life. Startowy zestaw jaki otrzymałem to za mało by w pełni cieszyć się grą. Aby uzyskać dostęp do całej zawartości Skylanders: Superchargers powinienem dokupić jeszcze przynajmniej po jednym pojeździe - pływającym i latającym. To oczywiście zagranie czysto marketingowe - młody odbiorca nie mogąc uzyskać dostępu do wszystkich obszarów wywierci rodzicom dziurę w brzuchu i ostatecznie stanie się ich właścicielem. Za jeden pojazd zapłacicie 59,99 zł, do pełni szczęścia musicie więc przygotować około 120 dodatkowych złotych. Ale nie zrozumcie mnie źle - Activision nie sprzedaje niepełnego produktu. Do skończenia wątku fabularnego gry nie są potrzebne dodatkowe wydatki. Zaliczycie go z tym, co dostaliście. Warto mieć jednak na uwadze to, że na zestawie startowym zakupy się nie skończą. To dopiero początek przygody z grą. Bardzo fajnej przygody, dodam.

Nie tylko zabawki

Teoretycznie w tego typu grach to właśnie zabawki przenoszone do cyfrowego świata decydują o sile produkcji. Tak jest w przypadku serii Disney Infinity, która bazuje na znanych postaciach i tak zwanym „crossoverze” światów. Skylanders nie ma jeszcze tak popularnej marki, by ugrać wielkie pieniądze samymi figurkami. I nawet nie próbuje, producenci zainwestowali natomiast czas i środki na grę. I wyszło im to naprawdę świetnie. Podobała mi się opowieść, podobał system sterowania, system walki, wyścigi. Superchargers to jeden wielki kocioł, do którego wrzucono mnóstwo różnego rodzaju zabawy, przez co trudno się grą znudzić. Będziemy więc walczyć, pojeździmy na grzbiecie wielkiego smoka, rozwiążemy proste zagadki logiczne i weźmiemy udział w wyścigach. Mnóstwo tu wszelkiego rodzaju znajdek i power-upów. Dzięki wewnętrznej walucie ulepszymy swoich bohaterów ucząc ich nowych ciosów i technik, usprawnimy też swoje pojazdy. Jestem pod wrażeniem, że twórcom stawiającym przecież przede wszystkim na zysk z figurek chciało się włożyć tyle pracy w takie drobiazgi, by rozbudować grę. Choć może lepiej byłoby napisać - jestem pozytywnie zaskoczony. Widać bowiem, że przyłożono się konkretnie do praktycznie każdego elementu gry.


Jakby tego było mało, gra działa i wygląda bardzo dobrze. Oprawa ma lekko baśniowy, czasem trochę komiksowy charakter, mnóstwo tu kolorów, błysków i cieszących uszy utworów muzycznych.

Reklama

Werdykt

Jednym z największych minusów Skylanders: Superchargers jest brak pełnej polonizacji. W przypadku gry dla dzieciaków (PEGI 7) jest to rozwiązanie nie do przyjęcia. Szkoda, bo przez taki zabieg firma straci w naszym kraju klientów, którzy mogliby nie tylko zostawić pieniądze przy podstawowej wersji gry, ale również wyciągać z portfela banknoty, kupując nowe figurki. Ale to przytyk do polskiego dystrybutora, który pewnie uznał, że z finansowego punktu widzenia nie ma to sensu. Jeszcze raz - wielka szkoda. Bawiłem się naprawdę bardzo dobrze i Superchargers przekonało mnie, że w tym wypadku siła leży w samej grze, a nie tylko mechanizmie kupowania dodatkowych akcesoriów. Fajna pozycja dla małych, trochę większych, ale i dorosłych graczy, którzy chcą odsapnąć od poważnych produkcji.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama