Battlefield 5 nadchodzi wielkimi krokami. Zaplanowana na jesień premiera może należeć do najciekawszych w tej części roku, ale zanim gra trafi na (cyfrowe) półki, gracze mają szansę sprawdzić co szykuje Electronic Arts i studio DICE. Ja też postanowiłem wziąć udział w przedpremierowej rozgrywce.
Oto wasz i mój plan na dzisiejszy wieczór - musicie spróbować sił w Battlefield V
Dostępna dla wszystkich beta trwa od 8 września, a kończy się już jutro - dlatego jeśli jeszcze nie mieliście okazji sprawdzić nowej odsłony Battlefielda, to wiecie co macie zrobić: sięgacie po Origin, pobieracie grę i odpalacie. Ci, którzy już to zrobili, mogą czytać dalej i zobaczymy, czy moje wrażenia po ograniu bety będą podobne do waszych.
Zacznę od oprawy graficznej piątki, która jest po prostu wyśmienita. Można doszukiwać się delikatnego downgrade'u względem wcześniej prezentowanych materiałów, ale przypomnę, że mamy do czynienia z testową wersją tytułu, dlatego istnieje szansa, że grafika ulegnie jeszcze poprawie. Z całą pewnością przez pozostały do premiery czas twórcy gry będą musieli też uporać się z pomniejszymi błędami - a to niemożliwe jest wybranie punktu do spawna, a to nawali coś innego. Po dłuższej chwili wracałem jednak do gry bez większych problemów i mogłem cieszyć się z fruwających dookoła mnie pocisków.
Pojedynek, w którym mierzy się 32 na 32 graczy to coś, o czym kiedyś można było jedynie pomarzyć, a teraz staje się nie tylko faktem, ale jest źródłem sporej frajdy. Można uczepić się tego, że przy tak dużej liczbie uczestników ci posiadający mniejsze umiejętności będą mało istotni (bo tak to niestety wygląda), ale z drugiej strony pokazuje to, jak ważne jest dobieranie członków zespołu w Battlefield V. Ci, którzy będą mieli ochotę jedynie na trafianie w przeciwników, znajdą tu coś dla siebie, ale pozostali - chętni do pomocy innym czy gracze z zacięciem architektonicznym - też będą mieli zadania do wykonania. Budowa elementów fortyfikacji i możliwość udzielenia pomocy rannym to fajne usprawnienia (przy tym drugim punkcie od razu przypomniał mi się Wolfenstein: Enemy Territory), ale jakie będą mieć znaczenie przy ostatecznym wyniki? Mam pewne obawy, że minimalne - często bywa tak, że koszt uratowania czyjegoś tyłka będzie wyższy, niż być powinien. Przy próbie pomocy jednemu ze swoich czasem ginie nawet dwóch czy trzech żołnierzy...
Udostępniona w becie mapa obejmuje wybrany obszar miasta Rotterdam w czasie trwania II Wojny Światowej. Mamy więc sporo fajnych zakamarków, gdzie toczy się zażarta walka. Zbombardowane miasto skrywa wąskie uliczki, budynki z pojedynczymi i odsłoniętymi kondygnacjami, a także rozwalone w pył kawałki placówek, po których ruinach przebiegamy do kolejnego punktu na mapie. Tych jest pięć i najpierw przy zapadającym zmroku, a później o świcie staramy się obronić lub zaatakować następne punkty. To tryb Conquest, w którym trudno (przynajmniej na początku zmagań) o chwilę nudy. Co prawda pojedynek trwa około 45 minut, ale ciągle zmieniające się warunki na tym niemałym obszarze wymagają od nas nieustannej koncentracji i wszechstronności.
Nie ma żadnych schematów, które zadziałają w kilku różnych lokalizacjach - zabudowa jest tak zróżnicowana, że potrzebna jest kreatywność, a także z całą pewnością współpraca. O tej trudno mówić, jeśli gramy z całkowicie przypadkowymi osobami, ale i nawet wtedy można się nieźle bawić. Uwagę zwracają pewne detale, jak zbyt mały odrzut przy oddawaniu strzału czy zaplanowany system mikro transakcji oparty o wizualny tuning naszego wyposażenia, ale po dłuższej przerwie od serii Battlefield, jaką mam za sobą, to właśnie piąta odsłona może okazać się tą, która mnie z powrotem wciągnie w wir wojny.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu