O nowym Batmanie powiedziano już wiele złego. I chociaż chciałbym tutaj wybić się nad kolegów i koleżanki, wskazać, że z lepszej gliny mnie ulepiono i...
O nowym Batmanie powiedziano już wiele złego. I chociaż chciałbym tutaj wybić się nad kolegów i koleżanki, wskazać, że z lepszej gliny mnie ulepiono i widzę ponad nich to prawda jest smutna. To odtwórcza, nudna robota.
Nie mam nic przeciwko growym blockbusterom, które mają służyć za odpowiednik filmów z Hollywood. Dwa poprzednie Batmany sobie z tym radziły (w miarę) dobrze trzymając tempo, balansując rozgrywkę i oferując sporo zarówno dla niedzielnych, jak i dla wytrwalszych graczy.
Nie były grami perfekcyjnymi, ale w swojej kategorii oferowały niesamowite przeżycia, świetne wykonanie i bystre wykorzystanie licencji. Chociaż cieplej wspominam jedynkę, to kontynuacja pokazała jak fajnie może wyglądać licencja komiksowa w formie sandboxa na tej generacji i ogólnie z grami Rocksteady bawiłem się równie przednio co lata temu ze Spider-Manem na pierwsze PlayStation (kto pamięta?). Tutaj niestety się nie udało.
Wszystko, co nie gra w Batman Origins
Mój problem z wieloma grami AAA jest taki, że są niedokończone. Mają piękne światy. Nieźle przygotowaną rozgrywkę. Wspaniałą oprawę. I przy tym wszystkim leżą z misjami, które są nudne, powtarzalne, o niczym i wymagają biegania po całej mapie. To jest problem Origins. Jest tytułem z nudnymi misjami i brakiem dobrych momentów na wykorzystanie porządnych zasad z poprzedników.
Zaczyna się nieźle - fabuła cofa nas do poczatków kariery Batmana na 5 lat przed wydarzeniami opowiedzianymi w Arkham Asylum. Batman swoim heroizmem naraził się szefowi podziemnego życia miasta, Black Mask, który wyznacza grubą sumę za głowę nietoperza. I oto w środku zimy, w Wigilię, na Batmana poluje ośmiu zabójców, a wybuchający przy tym chaos bardzo odpowiada pewnemu wesołkowi... I na tym dobre elementy fabuły niestety się kończą. Ogrywając Origins miałem ciągle wrażenie, że to kiepski mod do poprzednika. Ambicje były spore – duże (martwe…) miasto, historia początków Batmana i Jokera, nowi-starzy wrogowie i wielkie zagrożenie. Tylko to się nie klei.
Fabuła to masa urywanych wątków, zamiast mocnego uderzenia w twarz, które miało z czasem doprowadzić do wydarzeń z Arkham. Nieścisłości i wybicia z klimatu może nie są tutaj tak silne jak w przypadku pakera-Jokera znanego z końcówki jedynki, ale znacznie częstsze. Zamiast obejrzeć jakieś nowe ciekawe postaci w kółko widzimy tych samych wesołków, a na dodatek Batman ma trochę zbyt aktywną noc – w grze dzieje się za dużo (ciągle kogoś spotykamy) i zarazem za mało (bo na dłuższa metę nic z tego nie wynika) w krótkiej ramie czasowej. Zapewne ze względu na budżet zmieniono sporą część aktorów wcielających się w postaci i chociaż wyszło nieźle, to jak praktycznie z całym Origins - gorzej niż w poprzednikach. Tytuł gry zobowiązuje i tak naprawdę najfajniejszą sprawą pod względem historii jest fakt, żę obserwujemy co spowodowało reaktywowanie więzienia pełnego szaleńców, które doskonale zapamiętaliśmy z pierwszej odsłony.
A co jeżeli Batman miał się tak zacząć?
Pierwszy Batman Arkham był dla mnie przełomem. Nareszcie gra z dużym budżetem, krozystająca z zasad Metroida/Metroidvanii, tocząca się na dosyć małym, ale świetnie dopracowym obszarze. Nareszcie gra, która nie bała się czerpać z Eternal Darkness, straszyć gracza i robić Batmana po swojemu, nie na bazie filmów. Arkham Asylum jest po dziś dzień świetnym tytułem. City przeniosło formułę w otwarty świat, co nadało tytułowi rozmachu, ale troszeczkę popsuło tempo. O ile sam tytuł podobał mi się raczej mniej niż jedynka, tak obie wskazały że da się robić coś za duże pieniądze i z ambicjami. Oba poprzednie Batmany ładnie krozystały z trzech kluczowych elementów - eksploracji, walki i gadżetów.
Eksploracja była szybka, wykorzystywała umiejętności Batmana, sprawiała radość (uwielbiam gry, w których po prostu przyjemnie się chodzi). Walka była pełna animacji, efektowna, filmowa, prosta, ale sprawiająca satysfakcję świetnym systemem kontr. Natomiast gadżety pozwalały na unikanie potyczek, rozwiązywanie zagadek i wymijanie przeciwności losu w naprawdę kreatywne sposoby.
Origins to tytuł bardzo ograniczony. Korzysta z elementów City, wypuszcza bandziorów na ulice podobno spokojnego kawałka miasta, wymusza powtarzanie akcji z poprzedników. Ale jego największą wadą jest nuda i błędy. Batman już nie walczy jak kiedyś - znacznie częściej nakierowuje na innego wroga. Znacznie częściej ma problemy z celowaniem. Batman, mimo szybkiego podróżowania, robi strasznie odtwórcze rzeczy. I Batman, w tej części, jest niczym innym jak na szybko stworzonym zapychaczem czasu do momentu aż pojawi się prawdziwa kontynuacja od autorów City i Asylum.
Tytułem podsumowania
Bardziej obrazowo pokazując sprawę to jest to poprzednik odarty z ciekawej fabuły, zwrotów akcji, interesujących misji i zasiany tonami błędów. Gra jest nudna, drętwa i niedopracowana. Gra jest… niepotrzebna. Nie jest to tytuł na ocenę 1/10. Nawet na 3.5/10. Uważam jednak, ze w dzisiejszych czasach poza pieniędzmi gracze powinni pamiętać o jeszcze jednym wydatku – czasie. Lepszych gier z Batmanem jest sporo. Lepiej wrócić do poprzedników, czy zagrać w niektóre starsze gry z Człowiekiem-Nietoperzem. Sensowniej jest po prostu ten czas wydać na inne produkcje.
Przypominam – autorzy poprzedników nie robili tej pozycji. To widać. Ta gra dla Batmana jest trochę tym, czym był Dirge of Cerberus dla Final Fantasy VII. Niebezpieczną ciekawostką. Tylko dla fanów poprzedników i tylko po przecenie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu