To niewiarygodne, ale historia tego sukcesu zaczęła się od... porażki. Plan kontynuacji przygód agenta B. J. Blazkowicza wzbogaconej o tryb multiplaye...
To niewiarygodne, ale historia tego sukcesu zaczęła się od... porażki. Plan kontynuacji przygód agenta B. J. Blazkowicza wzbogaconej o tryb multiplayer spalił na panewce. Nim jednak gracze zdążyli uronić łzę, świat ujrzała wersja, która natychmiast stała się hitem. I pozostaje nim do dziś...
10/10 w CD Action, 90 procent na Metacritic, niezliczone rzesze fanów i prosty, zdrowy układ bez jakichkolwiek opłat czy scenariuszy przykuwających do komputera na długie godziny. Jeśli wyjdziesz z sieci, nikt nie skradnie Ci marchewek, nie podbije Twojego zamku, ani nie zabierze artefaktów, by je potem sprzedać na eBayu. Wolfenstein Enemy Territory wciąż funkcjonuje według niemalże utopijnych zasad mówiących, że to, co najlepsze, należy się wszystkim. I to za darmo...
Ale o co chodzi?
I owszem, takie pytanie zadają czasem młodsze pokolenia, dla których rok 2003 to przeszłość nieobjęta wspomnieniem. Enemy Territory to sieciowy FPS na silniku wydanej w 2001 roku gry Return to Castle Wolfenstein, łączącej klimaty II wojny światowej z quasi-gotyckim horrorem. Scenariusz RtCW to niemalże archetyp oparty na różnej maści teoriach mających potwierdzać chorobliwe zainteresowanie okultyzmem przejawiane przez samego Hitlera.
Tryb sieciowy okazał się wielkim zaskoczeniem. Po pierwsze, pozbawiono go wszelkich elementów paranormalnych, zostawiając jedynie twardy, wojenny trzon. Po drugie, tytuł oddano w ręce graczy całkowicie za darmo. Gdzie tkwił haczyk? No właśnie, to jest w tym wszystkim najciekawsze... Nigdzie! Żadnych reklam, żadnych systemów free2play czy pay2win. Żadnego dodatkowego oprogramowania marketingowego. Ot po prostu czysta gra, a w niej dwie strony konfliktu, 11 rang, pięć klas i sześć map, które pokrótce omówimy w dalszej części. A przy tym wszystkim całość tak przyjazna, że niezwykle podatna na rozbudowę, dołączanie modów i kreację rozgrywki rozbieżnej z oryginałem.
Wady? Choćbym kolorowe dymy z uszu puszczał, wad wytknąć się po prostu nie da. Owszem, najmłodsze pokolenia graczy utyskiwać mogą na odstający od współczesnych standardów tryb graficzny, ale dość powiedzieć, że przez pięć lat po premierze ET, nie brakowało na rynku tytułów, które wizualnie były gorsze! To raz. A dwa, że najważniejszą wartością w grze jest, nomen omen, grywalność. A ta, w przypadku Enemy Territory, jest po prostu doskonała.
WhO is who at war
Strony konfliktu mamy dwie - możemy stanąć po stronie aliantów lub wesprzeć wojska niemieckie. Po obu stronach możemy wybrać jedną z pięciu klas.
Zacznijmy od klasycznego żołnierza piechoty. Silny, zwarty i gotowy, nastawiony tylko i wyłącznie na walkę, bez cienia finezji, co potwierdza fakt, że może nas podpiec miotaczem ognia lub roznieść na atomy panzerfaustem.
Osoby z gołębim sercem zostaną lekarzami polowymi (medic) i będą leczyć rannych oraz rozdawać apteczki. Oczywiście broń również będą mieć przy sobie, bo jeśli leczyć, to tylko swoich, a wrogów niezmiennie posyłać należy do nieba i to najlepiej czwórkami.
Moją ulubioną klasą jest inżynier (engineer), który konstruuje zapory przeciwczołgowe, podkłada miny, bomby zegarowe, stawia radiostacje i naprawia zepsuty sprzęt bądź psuje ten naprawiony przez wroga. Atrakcyjną cechą jest również możliwość korzystania z "miotły".
"Miotłą" nazywa się broń długą dostępną tylko dla saperów. Jest to samopowtarzalny karabin Gewehr 43 (u Niemców) lub M1 Garand (u Aliantów). Ich głównym atutem są: -zadają duże obrażenia -wysoka celność -mały rozrzut Problemem jest mały, dziesięcionabojowy magazynek i niska szybkostrzelność. Ponadto "miotła" ma na końcu lufy zamontowany miotacz granatów (czyli garłacz). Pozwala on na daleką odległość i dość celnie wystrzelić granat. Leci on po paraboli, co trzeba uwzględnić przy namierzaniu. (źródło)
Reklama
Covert ops to szpiedzy, którzy mają możliwość, powiedzmy to sobie wprost, rozebrać ciało wroga niemalże do rosołu i... wejść w jego buty! To klasa dla osób o mocnych nerwach, bowiem próba przeniknięcia do obozu wroga dostarcza naprawdę wielu emocji. Tym bardziej, że kradnąc mundur, zabieramy również dane identyfikacyjne gracza, który przecież za chwilę ponownie pojawi się na planszy. Do najciekawszych reakcji dochodzi wtedy, gdy gracz widzi towarzysza broni o nicku takim samym, jak jego własny. Przypadek? - zapytałby Macierewicz. Absolutnie nie!
Po znalezieniu jakiegoś w miarę świeżego ciała wroga możesz mu zabrać mundur! wystarczy kucnąć i "użyć" aż do skutku. Kolesiowi zostają same gacie, a nasz bohater wygląda kropka w kropkę jak przeciwnik! Nawet wąsy i zmarszczki się zgadzają! Jedyna różnica, to mamy nadal swoją broń, a nie wroga (to nas dekonspiruje)!!! Jeśli jakiś swój naceluje na nas, to wyświetli mu się wielki znak zakazu strzelania do nas... jednak trzeba mieć dobry refleks, by przebranemu coverowi przypadkiem nie sprzedać kulki. Przeciwnik za to (...) będzie widział imię właściciela munduru. (źródło)
Field ops to z kolei to spec od artylerii, który roznosi skrzynki z amunicją. Może też wezwać wsparcie lotnicze, a także wysadzać wrogie cele ładunkiem uruchamianym drogą radiową.
Teatr działań
W podstawowej wersji gry map mamy sześć, choć istnieje mnóstwo modów z dodatkowymi planszami. Warto tu wspomnieć, iż rozgrywka różni się zależnie od obranej strony konfliktu.
- Siwa Oasis. Plansza umiejscowiona na pustyni. Na trenie oazy stoi niemiecki fort wyposażony w dwa działa przeciwpancerne. Zadaniem aliantów jest zniszczyć oba.
- Rail Gun. Akcja rozgrywa się na Krymie zimą. Siły niemieckie muszą przetransportować amunicję do słynnego działa kolejowego "Dora" (kaliber 802 mm).
- Wurzburg Radar. Podczas dżdżystej nocy alianci muszą wykraść części niemieckich systemów radarowych.
- Seawall battery. Mapa przepięknie zlokalizowana na północnym wybrzeżu Afryki. Zadaniem aliantów jest zniszczenie potężnego działa Siegfried.
- Goldrush. Choć znajdujemy się tu we wschodniej Libii, nie sposób nie skojarzyć tej misji ze słynnym filmem Złoto dla zuchwałych. Zadaniem aliantów jest bowiem ukraść czołg, włamać się do banku, wynieść złoto i uciec ciężarówką.
- Fueldump. Kolejna misja zimowa. Niemcy bronią tu położonej w górach stacji paliwowej, która alianci próbują wysadzić w powietrze. To bodaj najpopularniejsza w grze mapa. Nawiązuje do niej nawet produkcja Sniper Elite.
Czy ktoś w to jeszcze gra?
Też pytanie! Przez 24 godziny na dobę możecie wejść i posmakować twardego żołnierskiego fachu! Warto jednak wybierać mapy klasyczne w modzie ET Pro, bo mamy wtedy gwarancję, że gramy z żywymi ludźmi, a nie z botami. Sam zaliczam właśnie dziesiąty rok wojny i cenię sobie to, że - choć wciągająca - nie zabiera tyle czasu co chociażby World of Warcraft. Misje są stosunkowo krótkie (około 30 minut), a naszej postaci nie rozwijamy w nieskończoność. Z powodzeniem więc można wskoczyć do gry na godzinę, rozerwać się (w przenośni lub dosłownie - jak wolicie!), po czym wrócić do realnego świata bez obawy, że coś nas ominie.
Po dziś dzień istnieją też klany, do których możesz wstąpić. A jeśli wydawanie komend klawiszami to dla Ciebie mało, możesz skorzystać z TeamSpeak i rozmawiać z towarzyszami broni na żywo.
W tym roku minęło okrągłe dziesięć lat, od kiedy Enemy Territory działa w sieci. Gra przeżyła już wiele młodszych konkurentów, takich chociażby jak Sniper Elite (któremu w zeszłym roku zamknięto wszystkie serwery). A przy tym niezwykle sympatyczne pozostają wymagania sprzętowe. Pentium III brzmi dziś jak opis eksponatu muzealnego.
ET pozostaje jedną z najbardziej grywalnych produkcji multiplayerowych. Jeśli ominęła Cię ta przygoda, czym prędzej jej posmakuj. Pamiętaj jednak, że tutaj energia życiowa nie odnawia się sama i nikt nie poprowadzi Cię za rączkę. To jest wojna, bracie! Prawdziwa!
PS. Autor strony WolfekET upomniał się w komentarzach, nieco zasępiony, że nie wspomniałem o tym serwisie. Przejrzałem więc stronę i polecam, bo jest tam multum informacji, a sam serwis to najlepszy dowód na to, że Enemy Territory żyje i ma się dobrze!
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu