W aktualnej sytuacji na rynku seriali, bardzo łatwo jest przeoczyć naprawdę udane produkcje. Wystarczy, że jednozdaniowy opis albo krótkie wideo nie przekona nas do seansu i przekreślamy dany tytuł na zawsze. "Barry" za chwilę wróci z 2. sezonem, dlatego to najlepszy moment, by nadrobić serial HBO. Wiem, bo właśnie to zrobiłem.
Temat weteranów wojennych niepotrafiących poradzić sobie po powrocie do społeczeństwa był poruszany wielokrotnie. Robiono to w przeróżnych typach seriali i filmów, a problem jest wciąż aktualny. Wspominam o tym, ponieważ główny bohater serialu zmaga się właśnie z taką sytuacją i jego jedynym sposobem radzenia sobie z nią jest... trwanie w dotychczasowej rzeczywistości. Barry po powrocie z Afganistanu został płatnym zabójcą. Eliminuje jednak tylko tych złych, a jego codzienność nie jest wypełniona niczym więcej. Wszystko ulega zmianie, gdy postanawia zostać... aktorem.
W roli głównej występuje Bill Hader, który wydaje się stworzony do takiej roli. Z łatwością przychodzi mi zagranie niepewnego siebie byłego wojskowego, który jest w stanie z zimną krwią zlikwidować wskazanego człowieka. To postać pełna skrajności, a uzewnętrznienie tych rozterek wypada znakomicie. Gestykulacja i mimika Billa przekracza najśmielsze oczekiwania widza. Robi to tak umiejętnie, że w odpowiednich chwilach dokładnie wiemy, co dzieje się w jego głowie, by w innej sytuacji niemożliwe było rozszyfrowanie jego myśli. W "Barrym" nie brakuje udanych postaci, ale nie ma żadnych wątpliwości co do tego, kto tu jest najważniejszy.
Odcinki "Barry'ego" trwają, jak niemal w każdym serialu tego typu, około pół godziny. To właściwa dawka humoru i pokory. Nie, nie przesadzam. Bo choć na wierzchu serwowane nam są czasem zwykłe, czasem niezwykłe sytuacje podszyte humorem, to gdzieś pod spodem udało mi się nawiązać więź z Barrym - temu facetowi można chwilami zazdrościć, a czasem współczuć. Reszta bohaterów jest dość stereotypowa, to prawda.
Ale niektórzy z nich nabierają głębi w następnych odcinkach, podczas gdy inni pozostają jednowymiarowi. Co ciekawe, to wcale nie przeszkadza, bo spełniają swoją rolę i większość z nich nie przeszkadza. Gangsterzy, z którymi współpracuje i rywalizuje jednocześnie Barry zostali napisani i zagrani fenomenalnie, ale nie można tego niestety powiedzieć o postaciach ze szkoły filmowej. Tutaj, oprócz włodarza, nikt się nie wyróżnia, a niektórzy momentami irytują. Kto wie, może właśnie takie było ich zadanie.
Jestem zaskoczony tym, jak zgrabnie udało się zmieścić tak wiele w zaledwie kilku odcinkach. Pierwszy sezon liczy ich zaledwie osiem, więc całość może udać Wam się zobaczyć w jedno, dwa popołudnia. I zaręczam, że nie będzie to stracony czas, ponieważ w chwilach, gdy mamy się zaśmiać, to robimy to naprawdę głośno, ale gdy robi się poważnie, to zmiana ta następuje bardzo płynnie, niemal niezauważalnie. Absolutnie nie mamy mowy o wypełnianiu czasu antenowego na siłę i dopisywaniu scen, które miałyby rozciągnąć odcinek o dodatkowe minuty.
"Barry" to 10 nominacji i 3 wygrane Złote Globy. Taki rezultat mnie kompletnie nie dziwi, bo pomimo bardzo luźnych konotacji z innymi serialami, nareszcie dostaliśmy coś świeżego. Lada moment na HBO premiera 2. sezonu, dlatego jeśli jeszcze nie widzieliście debiutanckiej serii, to odsyłam Was do HBO Go.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu