Motoryzacja

Czy jesteście świadomi, że już dziś jeżdżą po naszych drogach autonomiczne samochody?

Tomasz Niechaj
Czy jesteście świadomi, że już dziś jeżdżą po naszych drogach autonomiczne samochody?
Reklama

Już sama nazwa „autonomiczny samochód” paraliżuje wielu, więc komentarze, które przeczytałem pod ostatnim wpisem Grześka dotyczącym właśnie nazwijmy to samodzielnej motoryzacji, nie były dla mnie żadnym zaskoczeniem. Przypominają mi one te obawy, które towarzyszyły powstaniu pierwszych komputerów kilkadziesiąt lat temu.

Już dziś można wskazać przynajmniej kilka modeli aut, które mogłyby z powodzeniem w pewnych warunkach samodzielnie jeździć gdyby nie ograniczenia narzucone przez producenta, a które wynikają z braku odpowiednich regulacji prawnych. Zacznijmy bowiem od tego, że technologia autonomicznej jazdy rozwijana jest już od przynajmniej kilkunastu lat i największym problemem obecnie jest prawo, które definiuje jedynie kierowców, pasażerów i pieszych jako uczestników ruchu. Do tego tematu wrócę jednak później.

Reklama

Co to jest autonomiczny samochód?

Na dobrą sprawę bardzo trudno jest jednoznacznie zdefiniować gdzie jest granica między pojazdami autonomicznymi, a tymi nazwijmy to „normalnymi”. No bo czy auto, które umożliwia jazdę ze stałą prędkością, z zachowaniem bezpiecznej odległości od poprzedzającego pojazdu oraz samodzielnie utrzymujące wyznaczony pas ruchu to przypadkiem nie autonomiczny pojazd? A takich aut jest już dziś przynajmniej kilkadziesiąt różnych modeli – mówimy więc o milionach aut jeżdżących po naszych drogach!


Idźmy dalej tym tropem: moim zdaniem auto, które wyposażone jest w system automatycznego hamowania w razie zagrożenia to także element autonomiczny – w końcu auto zatrzymało się pomimo, że kierowca nie wcisnął odpowiedniego pedału. Na tym nie koniec: system kontroli trakcji, który potrafi przyhamować konkretne koło nawet jeśli kierowca nie używa hamulca – to samo co wyżej, tyle że w prostszej formie. A co z ABS? Kierowca hamuje z całej siły, a mimo to pompa nie dopuszcza do wytworzenia żądanego ciśnienia, co w efekcie eliminuje problem zablokowanych kół. W systemy sterujące silnikiem nawet nie będę wnikał, ale tutaj również działanie człowieka jest jedynie informacją co kierowca chce osiągnąć, a nie poleceniem, które należy wykonać w 100%.

Tym sposobem dochodzimy do prostego wniosku, że 99% pojazdów jeżdżących po naszych drogach jest w JAKIMŚ stopniu autonomiczna. Rzadziej lub częściej poszczególne systemy poprawiają lub wręcz wyręczają człowieka w jego działaniach. Pytanie tylko co uznamy za akceptowalną ingerencję w nasze poczynania.

I tutaj dochodzimy do sedna sprawy: powszechnie dostępne badania i statystyki dobitnie potwierdzają znaczący spadek liczby zabitych w wypadkach samochodowych po każdym powszechnie wprowadzonym systemie bezpieczeństwa. Tak było z pasami bezpieczeństwa, z systemem ABS, z kontrolą trakcji. I to wszystko pomimo stale rosnącej liczbie użytkowników dróg. Tak też jest teraz gdy coraz powszechniejsze są aktywne systemy dbające o nasze bezpieczeństwo, czyli takie które samodzielnie zatrzymają samochód, ominą przeszkodę lub choćby zbudzą zdekoncentrowanego kierowcę.


ESC – Electronic Stability Control
ADAS – Advanced Driver Assistance System

Reklama

Wspomniane przeze mnie systemy to nic innego jak czasowe, częściowe lub całkowite przejęcie kontroli nad pojazdem przez zainstalowany w nim komputer. Możemy się z tym nie zgadzać, możemy się temu głośno sprzeciwiać, ale liczby są bezlitosne: to człowiek w zdecydowanej większości przypadków jest przyczyną wypadków. Czasem przyczyną jest nadmierna prędkość, czasem zmęczenie, a czasem zwykłe zagapienie się. Wypadki spowodowane pęknięciem opony, awarią zawieszenia czy hamulców są nieporównywalnie rzadsze. Zadaniem aktywnych systemów bezpieczeństwa jest właśnie naprawienie błędu popełnionego przez człowieka – nawet jeśli nie zauważył on pieszego, to radary, które cały czas monitorują sytuację przed naszym autem rozpoznają przechodnia i w ostatniej chwili w razie braku reakcji ze strony kierowcy, który otrzymał stosowne ostrzeżenia, uruchamiana jest procedura awaryjnego hamowania w celu uniknięcia potrącenia. Oto jak to wygląda w przypadku Forda Mondeo:

GWARANTUJĘ, że nawet jeśli ktokolwiek jest negatywnie nastawiony do tego typu asystentów poprawiających bezpieczeństwo zmieni swoje zdanie gdy ich bliski zginie potrącony przez np. zmęczonego kierowcę, który nie dostrzegł wczas przechodnia na przejściu – czego oczywiście nikomu nie życzę.

Reklama

To czy skuteczność tych systemów wynosi 20, 40 czy 99% ma drugorzędne znaczenie. To zawsze o 20, 40 czy 99% mniej potencjalnie tragicznych zdarzeń na drodze i mniejsza szansa że jednym z nich będzie ktoś z Twojej rodziny. Wystarczy obejrzeć to:

Dalszy komentarz w tej sprawie jest moim zdaniem zbędny.

Autonomiczne samochody, a komfort

Druga kwestia to komfort podróży – nasza wygoda po prostu. Nie wiem czy ktokolwiek czerpie przyjemność a jazdy w korku albo autostradą. W tym drugim przypadku mam na myśli zgodnie z nazwą autostradę, a nie np. drogę międzymiastową, czyli długie proste, przynajmniej dwa pasy, praktycznie brak zakrętów. Osobiście gdy auto oferuje możliwość jazdy autonomicznej autostradą lub w korku (oczywiście ograniczoną czasowo), to z tego chętnie korzystam. Tydzień po tygodniu byłem dwa razy w Toruniu – raz pojechałem Mercedesem E 220d z „zaledwie” 2-litrowym silnikiem diesla i napędem na jedną oś, ale ze wszystkimi systemami wspomagającymi, a drugi raz moim „przyjacielem” z „potężnym benzynowym V6 i napędem na cztery koła” – jedynym wspomagaczem był tempomat (zwykły).


Kocham samochody, uwielbiam jeździć, ale naprawdę: nie widzę żadnej przyjemności w kilkugodzinnej jeździe 140 km/h prostą jak stół drogą praktycznie bez zakrętów. Otwarcie butelki z napojem jest raczej problemem niż przyjemnością – bo jak to zrobić jedną ręką? W Mercedesie po prostu puściłem kierownicę, a auto przez ponad minutę jechało samo – mogłem w spokoju sięgnąć po butelkę, odkręcić, napić się, zakręcić i odłożyć i… nic się nie stało. Nie stałem się stałem się gorszym kierowcą, nie pojawiły się młodzieńcze pryszcze na twarzy, nie przybyło mi siwych włosów, nie oduczyłem się także jeździć.

Reklama

I taki właśnie kierunek rozwoju autonomicznej motoryzacji mi się podoba: kiedy chcę prowadzić, auto mi na to pozwala, kiedy jednak trzeba swoje odstać w korku – niech auto zrobi to za mnie. W tym czasie porozmawiam w spokoju z kimś bliskim przez telefon – z pewnością będę mniej zmęczony.

Obiecałem, że wrócę do regulacji prawnych. Obecnie najpopularniejszym trendem jest pozostawienie kierowcy jako osoby kontrolującej jazdę i mogącej w każdej chwili przejąć pełne sterowanie nad samochodem, a tym samym odpowiedzialnej za ewentualną kolizję. Z pewnością koncerny samochodowe nie pozwolą na to, by to one były odpowiedzialne za ewentualny wypadek. Myślę, że jeśli ustawodawstwo miało pójść w tę stronę, to sądzą że autonomiczna jazda pozostanie na obecnym poziomie – czyli możliwa, ale ograniczona czasowo, przez co uniemożliwiająca opuszczenie miejsca za kierownicą. Osobnym tematem będą samochody w pełni autonomiczne, jakie np. przygotowuje Google. To jednak temat wciąż otwarty.


Podsumowując:

Zobaczymy co przyniesie przyszłość. Wiemy, że budowane są samochody, które nie będą miały możliwości być prowadzone przez człowieka. Uważam jednak, że i takie auta będą nam potrzebne – np. jako taksówki. Ja takiego jednak nie zamierzam kupić i mam nadzieję, że zawsze będę miał możliwość nabycia samochodu, które będę mógł samodzielnie prowadzić, ale które będzie miało funkcję (to dobre określenie) autonomicznej jazdy.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama