Automatycznie subskrypcje są dobre, jeżeli ułatwiają życie. Gorzej, jeżeli użytkownik nie ma w ogóle pojęcia, że na jakąś się zapisał.
Pominąłbym maila i traciłbym 70 zł miesięcznie. Czemu wciąż zgadzamy się na takie praktyki?
Jakiś czas temu miałem przyjemność relacjonować dla was premierę telefonu HTC Desire 20 pro. Konferencja zorganizowana przez HTC była wyjątkowa, ponieważ odbyła się w pełni poprzez VR. HTC bowiem odpowiada za produkcję gogli z serii Vive oraz platformy do takich konferencji - Vive Connect - którą instaluje się za pomocą swojego konta na portalu Viveport. I na Viveport przez chwilę się skupmy, ponieważ posiadanie tam konta jest niezbędne do tego, by móc rozpocząć swoją przygodę z VR. Nie założysz profilu - nie pobierzesz odpowiedniego oprogramowania żeby gogle mogły wystartować. Jako, że gogle nie były moje (pożyczył mi je kolega z redakcji), naturalnym było, że przed konferencją musiałem przejść przez cały proces instalacji od zera. Wyobraźcie sobie więc moje zdziwienie, gdy w trakcie procesu Vive "poprosiło" mnie o podpięcie do niego... mojej karty. I był to krok którego nie dało się pominąć. W normalnych warunkach nigdy bym się na to nie zgodził, ale teraz miałem konferencje, na której musiałem się pojawić, więc nie zastawiałem się zbyt długo i skorzystałem z opcji podpięcia do usługi mojego konta PayPal. Jako, że wiele z aplikacji niezbędnych do działania sprzętu pobierało się ze sklepu Vive pomyślałem, że podpięcie konta niezbędne jest właśnie do korzystania z tego repozytorium.
W jakim ja byłem błędzie
Staram się czytać umowy licencyjne. Nie całe i nie wszystkie, ale i tak mam wrażenie, że jestem w tym zakresie nieco uważniejszy od "przeciętnego" konsumenta. Jakież więc było moje zaskoczenie, gdy do mojej skrzynki odbiorczej wpadł taki mail:
Ohohohoho... chwila, chwila, chwila. Nie przypominam sobie, żebym się zapisywał na jakikolwiek okres testowy jakiejkolwiek usługi. A już tym bardziej nie pamiętam, żebym zgadzał się na płacenie takiej kwoty za używanie zestawu VR, który za chwilę wróci do prawowitego właściciela. Dodałem jednak dwa do dwóch i zrozumiałem, że to właśnie po to był im mój numer karty. Żeby spróbować zarobić na najprostszym triku z wyciąganiem pieniędzy - automatycznie odnawiającej się subskrypcji, o której użytkownik mógł nawet nie wiedzieć.
Dlaczego my w ogóle pozwalamy na takie praktyki?
Jakiś czas temu miałem przyjemność współpracować z firmą CyberRescue zajmującą się pomocą osobom, które padły ofiarą przestępców internetowych i sztuczek takich, jak automatycznie odnawialna, płatna subskrypcja. Zapytałem ich, jak dużym problemem są takie sztuczki i z jakich źródeł najczęściej muszą takie subskrypcje usuwać.
Subskrypcje to jedno z najczęściej pojawiających się zgłoszeń w CyberRescue. Zwykle są one wynikiem podania danych karty np. w konkursie o iPhone za 2 złote lub na mało wiarygodnych portalach randkowych. Co gorsza zwykle są one całkowicie legalne - ale wykorzystują fałszywe reklamy i bardzo mały druczek, by nabrać ludzi do podania danych karty. Dane karty są podawane dalej i są załączane subskrypcje, które trudno jest wyłączyć. Takie sprawy mogą ciągnąć się miesiącami, co miesiąc inny podmiot może pobierać pieniądze i tylko wyzerowanie limitów, a dopiero potem zastrzeżenie karty może przerwać ten cykl. Mogą to być duże kwoty, ale często są to też niewielkie opłaty, które trudno jest zauważyć w naszych codziennych wydatkach. Nasi specjaliści prowadzą listę takich podmiotów, by ostrzegać Klientów przed zagrożeniem subskrypcji
Weronika Bartczak, koordynator zespołu ds. cyberbezpieczeństwa CyberRescue
Ja rozumiem, że w wielu przypadkach takie subskrypcje mają rację bytu. Co miesiąc z mojego konta 20 zł pobiera Spotify, pobodnie jest z karnetem na siłownie. Jednak tutaj mówimy o sytuacji w której, pomimo tego, że czytałem umowę, nie wychwyciłem tego, że zapisuje się na darmowy trial. Co więcej, taki mail, patrząc na jego tytuł, miał pełne prawo do tego, by wylądować w spamie, gdzie nigdy bym go nie odczytał. I oczywiście - gdybym stracił pieniądze, byłaby to tylko i wyłącznie moja wina. Nie doczytałem regulaminu, nie sprawdziłem maila. Jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jeżeli chodzi o obciążanie klienta jakimikolwiek kosztami, to każda sytuacja w której taka subskrypcja jest schowana gdzieś w punkcie 15. ustępie 4. regulaminu, a nie wytłuszczona wielkimi literami z osobną zgodą klienta, jest próbą jej ukrycia.
Kiedy rozmawiałem o tym z kolegami z redakcji, ich odpowiedź była jedna - dobrze, że HTC przynajmniej o tym informuje. Są bowiem firmy, które nie bawią się w maile i po prostu pobierają z twojego konta pieniądze dopóki się nie zorientujesz. A kiedy już to zrobisz, zazwyczaj ciężko jest z odzyskaniem pieniędzy - w końcu zgodziłeś się na regulamin. Nie jestem jednak przekonany, że to, co jest powszechne, powinno być tym samym akceptowalne. Nie zdziwiłbym się, gdyby taki proceder dotyczył tylko firm-krzaków, ale niestety, z tego co wiem, zaczyna też dotykać dużych marek. A szkoda. Takie firmy mają bowiem do stracenia coś więcej niż tylko potencjalnego klienta, a mianowicie - swoją reputację.
Najlepszy przykład dlaczego tak jest to moja reakcja na wspomnianego powyżej maila. Nie bawiłem się w próby anulowania subskrypcji VIVE. Od razu usunąłem całe konto wraz ze wszystkimi jego składnikami. I wiem, że jest bardzo nikła, jeżeli nie zerowa szansa, że z własnej woli tam wrócę. Nie znam lepszego sposobu by oduczyć firmy takich praktyk.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu