Czy autonomiczne samochody trafią masowo na drogi? Tak postawione pytanie powoli traci sens - teraz należy już pytać o czas, gdy to nastąpi. Kolejne duże firmy dają jasno do zrozumienia, że ten rynek bardzo je interesuje i ruszają na łowy w poszukiwaniu partnerów lub mniejszych graczy do przejęcia. Najświeższe doniesienia dotyczą koncernów Volkswagen i Hyundai, które będą współpracować ze startupem Aurora. Nie słyszeliście o nim? Nic dziwnego - to młoda i raczej "cicha" firma. Ale zarządzają nią ludzie, o których branża moto może się jeszcze bić.
Volkswagen i Hyundai chcą nas wozić taksówkami bez... taksówkarzy. Firmy złowiły ważne trio
Aurora powstałą zaledwie kilka kwartałów temu, lecz szybko przyciągnęła uwagę analityków i inwestorów. Chociaż startup nie robił wokół siebie szumu, wieszczono mu ciekawą przyszłość. Powód? Trio założycieli. Chris Urmson przewodził projektom z segmentu jazdy autonomicznej w Google (potem Waymo pod parasolem Alphabet), Sterling Anderson był top menedżerem pracującym nad Autopilotem Tesli, a Drew Bagnell pracował nad jazdą autonomiczną dla Ubera. Mocny skład, prawda?
Startup posiadający siedziby zarówno w Dolinie Krzemowej, jak i na Wschodnim Wybrzeżu, opracowuje pełne rozwiązania w zakresie jazdy autonomicznej. Z korporacją Volkswagen współpracuje już od pół roku, teraz kooperacja ma być rozszerzona. Oba koncerny chcą, by firma pomogła im stworzyć flotę autonomicznych taksówek. To bardzo istotne - pokaźna część korporacji działających na tym polu mówi wprost, że jeśli autonomia, to w wersji usługi, a nie na własność dla klienta. Z czasem pewnie się to zmieni, lecz na początek trzeba się przygotować na taksówki bez taksówkarzy. Odległa przyszłość? Niekoniecznie - Volkswagen i Hyundai celują w przełom dekad.
Istotne jest to, że umowy nie są na wyłączność, obie strony mogą (i pewnie będą) współpracować także z innymi graczami. Pozostałe koncerny prawdopodobnie analizują teraz ten ruch i zastanawiają się, co Aurora może dać im i konkurencji. Albo kto ma coś równie dobrego lub lepszego. W tym biznesie w najbliższych latach może się zrobić naprawdę gorąco, usłyszymy o dużych sumach i ciekawych sojuszach. Spece od jazdy autonomicznej będą rozchwytywani. Wystarczy przypomnieć, że na początku ubiegłego roku pisałem o korporacji Ford, która w ciągu pięciu lat zainwestuje miliard dolarów w startup Argo AI. Dlaczego stary wyjadacz postawił akurat ne tę firmę? Chodziło przede wszystkim o założycieli interesu:
Bryan Salesky, CEO Argo AI, był jedną z czołowych postaci w oddziale zajmującym się autonomiczną jazdą w Alphabet (Google), spędził tam trzy lata (przypominam, że ten biznes się rozkręca, niedawno ogłoszono powstanie Waymo). Z kolei Peter Rander, COO startupu, w ubiegłym roku opuścił Ubera, w którym zajmował się właśnie technologiami jazdy autonomicznej.[źródło]
Ruch Volkswagena i Hyundaia, związanie się z firmą Aurora, przypomina działania Forda sprzed roku. Możliwe, że czeka nas teraz wysyp startupów, w których główną rolę odgrywać będą nie pomysły czy gotowe produkty, lecz wiedza założycieli i pracowników. Skrajnym przykładem jest tu Otto. Firmę krótko po powstaniu kupił Uber za setki milionów dolarów. Ten ruch nie spodobał się jednak w Mountain View: startup Otto założył Anthony Levandowski, który wcześniej przez lata pracował w Google - m.in. nad technologiami jazdy autonomicznej. Zrobiła się afera, sprawa trafiła do sądu, bo według Google, Levandowski odszedł z danymi i wiedzą należącą do byłego pracodawcy. Uber kupił problem...
Takich spraw będzie pewnie przybywać. Im liczniejsza grupa dużych graczy, im szerzej otworzą oni portfele, tym więcej będą mieli do stracenia. Oczywistą kwestią jest to, że wszyscy chętni nie znajdą dla siebie miejsca w nowym biznesie: jedni zarobią krocie, inni odejdą z kwitkiem. To, w jakiej grupie się znajdziesz, w dużej mierze zależy od obecnych ruchów. Wyścig zbrojeń rusza w najlepsze.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu