Militaria

Atak dronów morskich na Sewastopol. Sukces Ukrainy, porażka Rosji i... ślepy zaułek

Krzysztof Kurdyła
Atak dronów morskich na Sewastopol. Sukces Ukrainy, porażka Rosji i... ślepy zaułek
Reklama

Interesujący się wojskowością wiedzą, że bezzałogowce stały się jednym z krytycznie ważnych elementów systemu. Są bezcenne w rozpoznaniu, potrafią tanim kosztem niszczyć cenne cele. Mowa tu jednak o konstrukcjach lotniczych, w innych domenach dronowa będzie mieć trudniej.

Atak na Sewastopol

W weekend byliśmy światkami kolejnej odsłony dramatu pod nazwą „Flota Czarnomorska”. Na stojące w porcie lub jego okolicy okręty rosyjskie Ukraińcy przypuścili bardzo ciekawy atak przy pomocy bezzałogowych łodzi-dronów (ocenia się, że było to coś pomiędzy 6 a 9 szt.). Mowa jest też o tym, że wsparło je kilka UAV (drony lub amunicja krążąca).

Reklama

W sieci pojawiło się sporo spektakularnych nagrań z tej akcji wyglądających na autentyczne. Ostatecznej skali zniszczeń zadanych Rosjanom wciąż nie znamy. Pojawiły się doniesienia, początkowo nawet z rosyjskich źródeł, o uszkodzeniu nowej fregaty rakietowej (i okrętu flagowego floty) „Admirał Makarow”. To jeden z okrętów, z których wystrzeliwane są pociski manewrujące „Kalibr”, którymi Rosja próbuje obecnie niszczyć infrastrukturę energetyczną Ukrainy.

Ostatecznie oficjalne konto putinowskiego MON potwierdziło jedynie uszkodzenie trałowca „Iwan Gołubiec” oraz infrastruktury portowej, takiej jak pływające pomosty. Ciekawostką jest, że te ostatnie znajdują się dość głęboko wewnątrz portu i stacjonowały przy nich rosyjskie okręty podwodne.

Na filmach krążących w sieci widać było, że przynajmniej jeden z dronów dotarł w bezpośrednie pobliże „Makarowa”, ale materiał z jego kamery nie daje odpowiedzi, czy zdołał w niego ostatecznie uderzyć. Na zdjęciach wykonanych z miasta widać za to gęste kłęby czarnego dymu, świadczące, że coś sporego, wypełnionego palnymi materiałami, mocno tam oberwało. Ukraińskie źródła podtrzymują, że flagowy okręt Floty Czarnomorskiej został uszkodzony.

Ze wspomnianych ujęć można też wywnioskować, że Rosjanie na ewentualność takiego ataku nie byli przygotowani. W porcie nie był widać pływających zagród, atak próbowano odeprzeć dopiero na „ostatniej prostej”, ratowano się prowadząc ostrzał przy pomocy działek okrętowych, a na kilku ujęciach było widać też ostrzeliwujący drony helikopter.

Tylko dzięki tym, wyglądającym na doraźnie, a wręcz desperacko wdrożone środki obrony nie wszystkie łodzie kamikaze dotarły do celów. Na jednym filmie widać wyraźnie eksplozję takiego drona (ładunek wydaje się być całkiem solidny), na innym filmie można było zauważyć, że ostrzał z helikoptera uszkodził napęd i zatrzymał „samobójcę”. Wydaje się jednak, że co najmniej trzy łodzie dosięgnęły swoich celów.

Brak odpowiedniego przygotowania ze strony rosyjskiej jest o tyle zaskakujący, że drona podobnego do użytych w tym ataku, raptem kilka tygodni temu, przejęto na krymskim wybrzeżu, właśnie w pobliżu zaatakowanego portu. Większość analiz, jakie wtedy można było napotkać, wskazywała że jest to łódź-kamikaze, a miejsce odnalezienia niedwuznacznie wskazywało, co mogło być dla niej najbardziej atrakcyjnym celem. Rosjanie najwyraźniej nie czytali...

Sukces Ukrainy

Atak na Sewastopol jest kolejnym dużym morskim sukcesem Ukraińców pokazującym, że improwizując potrafią ciekawe i skutecznie utrudniać Flocie Czarnomorskiej życie. Jednocześnie jest kolejną kompromitacją Rosjan, którzy udowadniają, że za nic mają zabezpieczanie swojej infrastruktury i nie potrafią wyciągać wniosków nawet z tak oczywistych wskazówek, jak opisałem w poprzednim akapicie.

Reklama

Na potwierdzenie uszkodzenia „Admirała Makarowa” trzeba więc na razie czekać, na dziś wiemy na pewno tylko to, co potwierdziła strona rosyjska. Co do samego przebiegu ataku ze strony Moskwy pojawiło się takie oświadczenie:

„Atak obejmował dziewięć bezzałogowych statków powietrznych i siedem autonomicznych dronów morskich. Szybkie działania podjęte przez siły Floty Czarnomorskiej zniszczyły wszystkie cele powietrzne”.

Tradycyjnie już dla rosyjskiej propagandy: „Nic się nie stało, Rosjanie nic się nie stało”...

Reklama

Co ciekawe, Putin po raz kolejny oskarżył o pomoc w przeprowadzeniu morskiej operacji Wielką Brytanię. Wcześniej oskarżenia w kierunku tego państwa wysunięto w związku z wysadzeniem rurociągów Nord Stream i Nord Stream 2. Można się tylko domyślać, że ze względu na problemy z ustabilizowaniem władzy w Londynie, Rosja stara się w ten sposób jeszcze bardziej podkręcić atmosferę wokół tego, jednego z najmocniej zaangażowanych w pomoc Ukrainie, europejskiego kraju.

Czego użyli Ukraińcy

W ataku na rosyjskie okręty użyto nieujawnionych z nazwy niewielkich łodzi o napędzie wodno-odrzutowym. Statki zostały wyposażonych w głowicę optoelektroniczną umożliwiającą zdalnemu operatorowi zdalne kierowanie z zestawem kamer czujników, w tym kamery termalnej. Na zdjęciach widać też solidny moduł antenowy, umożliwiający sterowanie tym USV (Unamanned Surface Vessel) z dużych odległości. Nie jest jasne, czy łódź ma jakieś systemy autonomiczne, czy od początku do końca musi być zdalnie kierowana przez człowieka.

Jeśli miałbym na coś postawić, to na tę drugą opcję, projekt wygląda na zaimprowizowany na szybko, a systemy autonomiczne wymagają ogromnej ilości pracy i testów. Sam dron jest niski, opływowy, budową przypomina nieco przerośnięty kajak. Do jego budowy użyto prawdopodobnie włókien szklanych lub węglowych. Dzięki tym cechom drony powinny być szybkie, a jednocześnie trudno wykrywalne na morzu, także za pomocą radarów. We wnętrzu kryją jak wiemy ładunki wybuchowe, których siły niestety nie znamy. Za ich detonację odpowiadają zapewne sensory umieszczone na dziobie łodzi, prawdopodobnie operator może to zrobić również zdalnie.

Tradycja i nowoczesność

Oceniając ten atak w kontekście przyszłego pola walki trzeba jednak zauważyć, że choć użyto tu dronów bezzałogowych, nie była to operacja mająca jakiś nowatorski charakter. Nowoczesne drony morskie, służące do takich celów, będą musiały być moim zdaniem, dalece bardziej wyrafinowane, a taktyka ich użycia będzie znacznie bardziej wielopoziomowa i skomplikowana.

Dlaczego? Po pierwsze w Sewastopolu zaatakowano znanych z bałaganiarstwa i olewactwa Rosjan i tylko dlatego ta operacja miała szansę się udać. Podobny napad, ale skierowany przeciwko bazie US Navy, szczególnie po doświadczeniach z atakiem na USS „Cole”, zakończyłby się zapewne kilkanaście kilometrów wcześniej. Warto dodać, że między innymi przeciwko takim zagrożeniom Amerykanie tworzą systemy broni laserowej dla swoich okrętów.

Reklama

Po drugie, poza brakiem bezpośredniego uczestnictwa człowieka, ten  atak nie różnił się specjalnie, a nawet był pod pewnymi względami bardziej prymitywny, od tego co robiono już choćby w czasie drugiej wojny światowej. W tamtym, tak odległym już czasowo konflikcie wielokrotnie używano żywych torped i miniaturowych okrętów podwodnych.

Czasem służyły jako nośniki torped, czasem jako „autobusy” dla minerów, w sumie przeprowadziły co najmniej kilka udanych samodzielnych ataków. Przykładami takich operacji były ataki na porty w Aleksandrii (1941), w Sydney (1942), „Operacja Source” (1943). Niewielkie okręty brały też często udział w ramach większych operacji, zdarzało się też, że polowały na okręty na otwartym morzu, o czym boleśnie przekonał się choćby nasz krążownik ORP „Dragon”.

Podsumowując, obecna operacja udała, pomimo że po odnalezieniu drona na Krymie Rosjanie mogli i powinni się takiego zagrożenia spodziewać. Flota to ostrzeżenie zbagatelizowała, ale nawet w ich przypadku ciężko przypuszczać, żeby po obecnej nauczce dopuścili do takiej sytuacji po raz kolejny. Chociaż... jak człowiek sobie przypomni wielokrotnie ostrzeliwaną rosyjską technikę, pchaną co chwilę na lotnisko w Czarnobajewce...

Przyszłość morskich dronów

Jeśli miałbym stawiać, w jakim kierunku pójdzie rozwój dronów morskich przeznaczonych do tego typu zadań, to obstawiam, że będą to znacznie bardziej rozbudowane, wielopoziomowe systemy przypominające... rosyjskie „matrioszki”. Ich „bazą” będą większe jednostki, głównie podwodne, które będą dostarczać w rejon ataku zestawy mniejszych bezzałogowych środków napadu, łącznie z powietrznymi.

Takie zespoły budowane do ataków na porty będą musiały składać się także z szeregu specjalizowanych jednostek pomocniczych, odpowiadających np. za zadania WRE, przynęte itp. Nieodzowne będzie też zbudowanie ich w oparciu o systemy o dużej autonomii, jedynie nadzorowane, a nie sterowane przez ludzkich operatorów. Taki kierunek obrano w Stanach Zjednoczonych, wiele świadczy o tym, że podobnie jest w Chinach.

Pojawienie się tego typu konstrukcji rozpocznie tradycyjny wyścig typu „pancerz-pocisk”, którego dziś jesteśmy też świadkami w domenie powietrznej (jak tanio powstrzymać tanie drony ofensywne i amunicję krążącą). Porty i floty będą musiał rozbudować własne systemy wczesnego rozpoznania, w tym te podwodne na znacznie większą skalę, niż ma to miejsce dziś.

Wydaje się, że początkowo będzie to trudny pojedynek dla obrońców. Woda, szczególnie w kontekście wykrywania mniejszych obiektów, jest trudniejszym środowiskiem dla sensorów niż powietrze. Z drugiej strony, siłą dronów lotniczych jest ich niski koszt i masowość, po nowoczesnych dronach morskich ciężko spodziewać niskiej ceny. Znacznie bardziej wymagająca będzie też umiejętność zarządzanie nimi.

Widać to wszystko choćby po zaawansowanych amerykańskich projektach, takich jak testowane ostatnio na manewrach RIMPAC 2022 okręty nawodne „Sea Hunter” i „Sea Hawk”, czy wprowadzanych obecnie na testy podwodnych dronów typu XLUUV (Extra Large Unmanned Undersea Vehicle) Boeing Orca. Są to projekty bardzo drogie, i wymagające dopiero wypracowania metod efektywnej i bezpiecznej współpracy z okrętami załogowymi.

Wojny morskich dronów

Wydaje się, że akwenem który ma szanse stać się swego rodzaju poligonem dla nowych konstrukcji i testem dla taktyki ich używania, będzie rejon Morza Arabskiego, Zatoki Perskiej i Morza Czerwonego oraz Tajwan. W tym pierwszym miejscy staną naprzeciw siebie Stany Zjednoczone, ze swoim ambitnym programem na bezzałogową część floty oraz piraci i różne organizacje terrorystyczne wyposażane w znacznie bardziej prymitywne drony morskie z Iran (a kto wie, czy nie spróbuje swoich sił sam Iran).

Znacznie ciekawsza technologicznie może być jednak wojna, miejmy nadzieję tylko podjazdowa, pomiędzy Stanami, a szybko rozbudowującymi swoją flotę Chinami. Państwo Środka również bardzo mocno stawia na drony, wygląda że rozumie multidomenową wartość bezzałogowców (że przypomnę mój artykuł o ich autonomicznym dronowym lotniskowcu), mają też odpowiednio zaawansowane technologie.

Jednocześnie w sytuacji napięcia statki bezzałogowe są dużo lepszym i bezpieczniejszymi narzędziami do sprawdzania przeciwnika, czy przeprowadzania drobnych prowokacji. Założę się, że w najbliższych latach w obu tych rejonach będziemy świadkami przynajmniej kilku ciekawych incydentów z ich użyciem. W okolicach Morza Arabskiego mamy zresztą już pierwsze jaskółki, świadczące o tym, że w kontekście dronów morskich niezbędne jest wypracowanie wielu nowych procedur ich użycia i nadzoru.

Te ostatnie potrzebne będą nie tylko do tego, żeby lepiej wykorzystać zalety tych technologii, ale też, o czym często się zapomina, lepiej poradzić sobie z ich wadami. Amerykańskie drony zwiadowczo-badawcze, choć zaawansowane technicznie,  już dwukrotnie prowokacyjnie były przechwytywane przez irańską marynarkę wojenną, ratowała je wtedy „tradycyjna” flota. Drony przyszłości z takimi zagrożeniami będą musiały radzić sobie lepiej.

Dron morski a sprawa (flota) polska

Temat dronów morskich rozpala też, szczególnie w Polsce, tradycyjną wojnę pomiędzy zwolennikami floty i większych okrętów, a tymi którzy uważają je za zbędną i bardzo drogą fanaberię. Moim zdaniem zmierzchu dużych okrętów, takich jak korwety, fregaty czy okrętów podwodnych, nie można się spodziewać. Wraz z rosnącą rolą dronów morskich, takie okręty będą mieć znacznie więcej pracy niż kiedyś.

Tylko przy ich pomocy, zarówno jako nośników dla zaawansowanych systemów radarowych i sonarowych, jak i nośników dla odpowiedniej ilości bezzałogowych systemów obronnych, będzie można tworzyć wystarczająco daleko wysunięte systemy ochrony infrastruktury przybrzeżnej i podwodnej. Tylko one są w stanie pełnić rolę huba, potrafiącego odpowiednio długo działać i wspomagać dronową „drobnicę” poza bazą.

Małe systemy potrzebują większych choćby do tego, aby móc uzupełniać paliwo/energię, czy móc być szybko przerzucane w rejony, w których są potrzebne. Armia czy flota, o sukcesie operacji rzadko kiedy decydują jednostki czy pojedyncze urządzenia, kluczem jest najczęściej sprawnie działający i zbalansowany system. W przypadku morza moim zdaniem znajdą w nim swoje miejsce tak fregaty, jak i wszelkiej maści i wielkości drony.

Podsumowując, atak na Sewastopol to ciekawa mieszanka improwizowanej, w miarę nowoczesnej techniki z tradycyjną, znaną od dekad taktyką. Odniosła sukces, gdyż zastosowaną ją na prymitywnym przeciwniku, który znany jest z regularnego potykania się o własne nogi. Z jednej strony jest jaskółką nadchodzących zmian, z drugiej pokazuje, jak przeszłość dronów morskich wyglądać na pewno nie będzie.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama