Felietony

Odkąd mam tych wszystkich asystentów moje życie stało się takie proste...

Maciej Sikorski
Odkąd mam tych wszystkich asystentów moje życie stało się takie proste...
Reklama

Kiedyś należało mieć odpowiednie stanowisko, być kimś ważnym lub przynajmniej bogatym, by mieć asystenta. Dzisiaj, w dobie wyrównywania szans, możliwości i dostępu do dóbr wszelakich, asystent staje się powszechny. Nie oznacza to jednak, że każdy zyska żywego pomocnika - ich rolę przejmą programy, które będą nam pomagać. We wszystkim: od gotowania, przez jazdę samochodem, po zakupy. A i do sfery intymnej pewnie dojdziemy tą ścieżka rozwoju....

Asystent na asystencie asystentem pogania - taka myśl pojawiła się któregoś dnia w głowie, gdy w radio usłyszałem reklamę jednego z koncernów motoryzacyjnych. Iluż tam było asystentów! Nie pamiętam, którzy konkretnie pojawili się w materiale promującym auto, ale z ciekawości sprawdziłem, jakie wsparcie oferują dzisiaj producenci. Ja zatrzymałem się na asystencie parkowania czy po prostu jazdy i okazuje się, że jestem bardzo zacofanym człowiekiem, bo mamy jeszcze asystenta hamowania, jazdy w korku, martwego pola, podjazdu, manewrowania z przyczepą, zmiany pasa. A to pewnie dopiero początek, dalej nie szukałem.

Reklama

Ta mnogość rozwiązań ułatwiających życie szybko przypomniała mi o aplikacjach - na tym polu też powstały już programy do wszystkiego. Ludzie pakowali je tuzinami do sprzętu mobilnego, by potem stwierdzić, że z nich nie korzystają i trzeba zwolnić miejsce. Na nowe aplikacje. Kiedyś doszedłem nawet do wniosku, że przeciętnemu człowiekowi niebawem ciężko będzie żyć bez aplikacji - skoro one służą do wszystkiego i wyręczą nas w każdej lub prawie każdej czynności. Po co się męczyć? Apka cię wyręczy!

Moda na aplikacje chyba minęła (czytaj: stały się czymś oczywistym), teraz pompowany i promowany jest asystent. Samochody to zaledwie wycinek rynku. Mamy przecież asystentów domowych od Google czy Amazona, mamy asystentów osobistych (inteligentnych) w postaci Siri czy Cortany. Do tego asystenci zakupowi, treningowi, kulinarni... Chociaż poprawna forma brzmi chyba "asytenty". A zatem asystenty kulinarne. Najciekawsze jest to, że one/oni mają swoje podgrupy i to będzie się rozwijać. Skoro nie wystarczy asystent jazdy, to dlaczego mamy się ograniczać w przypadku pieczenia? Piekarnik czy smartfon dopieści nas zatem asystentem pieczenia mięsa/ciasta/ryby/warzyw. Oczyma wyobraźni śledzę już reklamy niektórych urządzeń...

Ta mnogość asystentów może prowadzić do zabawnych sytuacji. Wyobrażam sobie, że uczestnik Jednego z dziesięciu mówi "Mam na imię Piotr, jestem bezrobotny, ale mam trzydziestu asystentów". W tym samym czasie do dziewczyny przysiada się w barze mlecznym młodzian z szelmowskim uśmiechem i zaczyna znajomość od "hej, ty tu tak sama siedzisz, a ja mam dwunastu asystentów". Na co ona prycha nad ziemniaczotto i odpowiada, żeby spływał, bo ona ma pięćdziesięciu. Podczas rozmowy kwalifikacyjnej padnie pytanie o liczbę asystentów, którzy obsługują potencjalnego pracownika, na pogrzebie usłyszymy, że Daniel miał niewielu znajomych, ale za to asystentów zostawił na pęczki.

Pewnie za dziesięć lat wielu czynności ludzie nie będą w stanie zrobić bez asystenta. Od porannej przebieżki, przez dojazd do pracy, zamówienie obiadu, zrobienie zakupów, po wieczorne mycie zębów. A kto wie, może i seks zostanie w to włączony: wybacz kochanie, dzisiaj odpada, bo jest jakiś problem z asystentem. Idę o zakłada, że amerykańscy naukowcy już nad tym pracują. Jeśli nie oni, to przynajmniej jakiś startup, który zbiera pieniądze an Kickstarterze. Bo czuć w tym piniondz.

W tym wszystkim najbardziej boję się tego, że którejś nocy obudzę się zlany potem i wykrztuszę "śniło mi się, że straciłem asystentów!" Aby się uspokoić i zasnąć, zacznę liczyć: jeden asystent, drugi asystent...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama