Naukowcy od dawna rozważają użycie broni jądrowej jako potencjalnego narzędzia obrony przed asteroidami. Ba, tego typu motywy mieliśmy nawet w filmach science-fiction. Gdyby duża asteroida (załóżmy tak) nagle znalazła się na kursie kolizyjnym z Ziemią, taka strategia mogłaby okazać się skuteczna. Amerykańscy badacze z ośrodka Sandia National Laboratories po raz pierwszy opracowali i przetestowali szczegółowy plan działania w tej kwestii. Udowodnili, że użycie broni jądrowej przeciw asteroidzie miałoby mnóstwo sensu.
Sandia National Laboratories co dzień zajmuje się bezpieczeństwem arsenału jądrowego USA. Postanowiono tam przetestować, jak eksplozja jądrowa wpłynęłaby na asteroidę. Naukowcy szczegółowo opisali, jak potężny impuls promieniowania mógłby dosłownie odparować fragment asteroidy. Zdarzenie wytwarzałoby tak ogromne ciśnienie, że asteroida zostałaby dosłownie wypchnięta z kursu kolizyjnego.
Taki wybuch byłby wyjątkowo gwałtowny – powierzchnia asteroidy pod wpływem impulsu nagrzałaby się do dziesiątek tysięcy stopni Celsjusza, co doprowadziłoby do jej szybkiej erozji i wytworzenia się rosnącej "kuli" gazu. To zaś wywołałoby siłę wystarczającą do zmiany trajektorii obiektu. Odparowany materiał wyrzuciłby asteroidę w przeciwnym kierunku, tworząc efekt podobny do działania rakiety. Taka asteroida — zbaczając wprost z kursu — mogłaby minąć naszą planetę po użyciu wyżej wspomnianych środków.
Uderzenia asteroid w Ziemię są rzadkością, jednak historia naszej planety nauczyła nas, że nie jest to scenariusz, który mógłby się wydarzyć jedynie w filmie. Naukowcy ustalili, co działo się około 66 milionów lat temu, gdy spora asteroida zakończyła panowanie dinozaurów. Wspomniany obiekt miał około 10 km średnicy, ale nawet znacznie mniejsze obiekty mogą być niebezpieczne. Przypomnijmy sobie meteor o średnicy 18 metrów, który eksplodował nad Czelabińskiem w 2013 roku — w efekcie raniąc ponad 1200 osób.
Właśnie dlatego naukowcy nieustannie badają różne metody ochrony Ziemi przed potencjalnymi kolizjami z asteroidami. W 2022 roku w ramach misji DART zderzyliśmy się z małym księżycem asteroidy Didymos, co wykazało, że takie uderzenie może być skuteczne, o ile wykonane zostanie z odpowiednim wyprzedzeniem.
Opcja nuklearna zarezerwowana jest natomiast dla większych obiektów i w sytuacjach, gdy nie ma zbyt wiele czasu na reakcję. Nie będzie to jednak akcja w stylu filmu "Armageddon". Wybuch nie ma na celu zniszczenia asteroidy, lecz jedynie odparowanie części jej powierzchni, co spowoduje zmianę trajektorii — tak, jak wskazaliśmy wyżej. Kluczem jest precyzyjne wymierzenie eksplozji i wykonanie jej w odpowiedniej odległości od asteroidy.
Zespół badawczy postanowił sprawdzić skuteczność metody "na impuls promieniowania" za pomocą symulatora asteroidy i intensywnych impulsów promieni X, które imitowały promieniowanie z wybuchu jądrowego. Po zniszczeniu podpór materiału symulowana asteroida została wyrzucona z prędkością prawie 320 km/h. Przenosząc to na warunki kosmiczne i ich skalę — oddziaływanie kinetyczne byłoby... cóż. Potężne.
Metoda może być skuteczna w przypadku asteroid o średnicy do 4 km, choć w przypadku większych obiektów też może "dać radę", jeśli wykryjemy je odpowiednio wcześnie. Niemniej, wielu naukowców woli w tej roli "impaktory kinetyczne" (czyli w uproszczeniu: "władowanie się" w asteroidę w odpowiedni sposób i z odpowiednią prędkością). Jednak w przypadku dużego obiektu i krótkiego czasu na reakcję, "opcja atomowa" może być jedyną dostępną i potencjalnie skuteczną.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu