Microsoft

Artykuł "technologiczny" w Gazecie Wyborczej, czyli wielkie nieporozumienie cz.2

Maciej Sikorski
Artykuł "technologiczny" w Gazecie Wyborczej, czyli wielkie nieporozumienie cz.2
Reklama

Kilka godzin temu na AW pojawił się tekst poświęcony "technologiczno-biznesowemu" artykułowi opublikowanemu w Gazecie Wyborczej. Artykułowi, który sta...

Kilka godzin temu na AW pojawił się tekst poświęcony "technologiczno-biznesowemu" artykułowi opublikowanemu w Gazecie Wyborczej. Artykułowi, który stanowi niespójny zlepek informacji prowadzących do dwóch wniosków: Microsoft jest w tarapatach, a odpowiada za to Steve Ballmer. Osobiście nie mogę się z tym zgodzić. Przynajmniej nie na podstawie "dowodów" przedstawionych przez Autora piszącego dla GW. Czas na kolejną część komentarza do artykułu „Stracona dekada Microsoftu. I co dalej?”.

Reklama

Z tekstu z GW można się dowiedzieć, iż wcześniejsze sukcesy Microsoftu wytworzyły w korporacji złe nawyki (to akurat nie jest domena jednej firmy – ten mechanizm znamy od tysięcy lat i jest on właściwy praktycznie dla wszystkich mocarstw oraz potężnych firm). Najważniejszą patologią jest "widzenie tunelowe". Oddaję głos Autorowi:

(…) widzenie tunelowe, czyli koncentracja wyłącznie na komputerach osobistych i oprogramowaniu, które pozwala je obsługiwać. Dopiero niedawno, kiedy sprzedaż komputerów osobistych zaczęła spadać na całym świecie, Ballmer zorientował się, że konieczne są inwestycje w inne technologie. Postawienie na konsole do gier z rodziny Xbox okazało się strzałem w dziesiątkę. Udział Microsoftu w rynku konsoli sięga dziś 47 proc. Od 2005 r. do klientów trafiło 67 mln samych Xboxów 360.

Microsoft koncentruje się wyłącznie na komputerach osobistych oraz na oprogramowaniu dla tychże? Wspominałem już wcześniej o produktach biznesowych Microsoftu, więc nie będę się powtarzał. Nie można jednak nie spytać o platformę Windows Phone (wcześniej także Windows Mobile), wyszukiwarkę Bing (o niej za chwilę) czy usługi w chmurze. Sam Autor wymienia projekt Xbox, ale z nieznanych mi powodów trochę miesza w chronologii. Xbox nie jest produktem młodym i Microsoft raczej nie wprowadził go do swojej oferty w momencie, gdy sprzedaż komputerów zaczęła spadać. Co więcej, gdy korporacja z Redmond wchodziła na rynek konsol, sprzedaż komputerów rosła i biznes kręcił się znakomicie. Jestem skłonny zaryzykować stwierdzenie, że Ballmer był przekonany o konieczności inwestycji w inne technologie na długo przed spowolnieniem w branży "pecetowej".

Zapowiedziałem wyszukiwarkę Bing i wracam do tego wątku:

Kiedy Ballmer decydował się na wejście w jakąś niszę, w większości wypadków tort był już pokrojony. Tak było z wyszukiwarką Bing, która miała zmiażdżyć Google'a. Wystartowała w maju 2009 roku. Dziś ma zaledwie 17,9 proc. udziałów w rynku, i w skali całej firmy generuje minimalne przychody. Google tymczasem wciąż ma pozycję hegemona. Bing to jednak jeszcze umiarkowana porażka. Microsoft Ballmera ma na swoim koncie znacznie gorsze posunięcia.

Po pierwsze, autor nie wspomina gdzie Bing ma te 17,9% rynku. Chodzi o USA, cały świat, Chiny? Po drugie, dlaczego zaledwie 17,9%? Jeżeli dobrze sobie przypominam, to iOS obecnie poważnie przegrywa z Androidem pod względem liczby sprzedawanych smartfonów i zajmuje niewiele ponad 14% rynku. Czy i w tym przypadku Pan Górecki napisałby, że jest to zaledwie 14,2%? Przecież w swoim tekście powoływał się na korporację z Cupertino jako na przeciwwagę dla zaliczającego prawie same wpadki Microsoftu. Co więcej, to Apple uważane jest za firmę, która zapoczątkowała smartfonową rewolucję. Microsoft natomiast wystartował ze swoją wyszukiwarką później niż Google i jest skazany na gonienie korporacji z Mountain View. Czas pokaże, czy ten pościg się powiedzie, ale pisanie o zaledwie 17,9% jest jakimś nieporozumieniem.

Kolejne akapity poświęcone są projektom Kin, Zune i Surface RT. Projektom nietrafionym. Trudno z tym polemizować, ale jednocześnie warto zauważyć, iż w każdym przypadku o niepowodzeniu zdecydowały inne czynniki. Rozumiem, że gazeta rządzi się swoimi prawami i nie można się zbytnio rozpisywać, by zostało miejsce na reklamy. Ale jednocześnie warto mieć na uwadze, że inne firmy też startują z projektami, które sukcesu nie odnoszą i prędzej czy później się z nich wycofują. Ile pieniędzy HP utopiło w platformie webOS? Ile pieniędzy Google wydało na projekty telewizyjne, które okazały się klapą? Czy HTC był potrzebny mariaż z Beats Electronics? Te inwestycje okazały się zbędne, ale o tym decydenci firm dowiedzieli się dopiero wtedy, gdy spróbowali. Eksperymentowali i eksperymenty się nie powiodły. Microsoft też eksperymentował (choć Autor omawianego tekstu uważa inaczej) i po prostu nie wyszło.

Reklama

Uwagę poświęcono również destrukcyjnemu systemowi oceniania pracowników Microsoftu. Stack rank, bo to o nim mowa, podobno rozsadza firmę od środka i jest krytykowany nawet, a może przede wszystkim, przez ludzi związanych z MS. Nie będę tego komentował, ponieważ temat nie jest mi znany. Zauważę jedynie, że Microsoft nie jest wyjątkiem, gdy mowa o systemach oceniania pracowników. Jedne są pewnie gorsze, drugie lepsze, ale uparty człowiek znalazłby minusy w każdym z nich. Możliwe, że rozwiązanie stosowane w korporacji z Redmond faktycznie jest kiepskie, lecz jego usunięcie wywołałoby pytania w stylu: dlaczego Microsoft nie ma systemu oceniania/wynagradzania/karania pracowników?

Koniec tekstu to chyba najciekawszy fragment całego "dzieła". Autor poświęcił go „problematycznemu charakterowi samego Ballmera”. Pan Górecki przywołuje tu jeden z ekstrawaganckich popisów Ballmera (film poniżej) i ma to chyba stanowić wstęp do pokazania palcem wariata. Dla ludzi zainteresowanych branżą nie jest tajemnicą, że CEO Microsoftu robił różne dziwne rzeczy i zdecydowana większość osób patrzyła na to z przymrużeniem oka. Sam Ballmer pewnie też. Tymi podskokami i okrzykami wzbudzał u widzów raczej pozytywne emocje. Warto w tym miejscu wspomnieć "teledyski" z Ballmerem i Gatesem w rolach głównych. Skoro współzałożyciel Microsoftu wziął w tym udział, to też należy stwierdzić, że jego charakter jest problematyczny? Przecież nie godzi się, by legenda branży brała udział w takich głupotach.

Reklama

Gorzej, że podobnie zachowywał się też w pracy. Kiedy Google zatrudnił dwóch doskonałych programistów z Microsoftu, miał rzucić krzesłem i wykrzyczeć: "Zabiję pie... Google'a".

Dziwne. Konkurencja przejmuje dwóch doskonałych pracowników, a CEO firmy jest zły. Nie wiem, jak na miejscu Ballmera zachowałby się Pan Górecki. Osobiście pewnie rzuciłbym krzesłem i wzywałbym Niebiosa, by trzęsienie ziemi zniszczyło Mountain View. Podobnie, jak robił to np. Steve Jobs uczulony na Androida. Podejrzewam, że podobne zachowania są właściwe dla wielu szefów. Nie tylko dyrektorów wielkich korporacji. Stres towarzyszy wszystkim i jakoś trzeba go odreagować. Czy pochwalam zachowanie Ballmera (zresztą, czy on się tak zachowuje codziennie? Jako przykład przywalono jakąś skrajną sytuację)? Nie. Czy je ganię? Też nie. To ludzka rzecz i nie ma w tym nic złego – nie pobił sekretarki w napadzie gniewu, nie porwał Schmidta (do niedawna CEO Google) i nie kazał go wykupywać duetowi Page-Brin za tyle złota, ile ważył…

Skoro już pojawia się Eric Schmidt:

Odnosząc się do dyrektora Google Erica Schmita, wrzeszczał: "Pogrzebię k... tego gościa. Zrobiłem to kiedyś i zrobię jeszcze raz". Chodziło o to, że Microsoft pokonał kiedyś Sun Microsystems i Novell, firmy, w których Schmit pracował.

Co jest nie tak? Błąd w nazwisku. Gdyby pojawił się raz, uznałbym to za literówkę. Wystąpił dwa razy, więc to nie przypadek. Niestety…

Na tym chyba przyjdzie kończyć cały wywód. Przynajmniej w zakresie komentarza. Zapewne można tekst Pana Góreckiego dalej rozbijać na czynniki pierwsze i analizować, ale chyba szkoda na to czasu. Artykuł nie jest zły. On jest bardzo zły. Czy wynika to z totalnej niewiedzy Autora? Trudno stwierdzić. Osobiście dostrzegałbym sporą dawkę złej woli. Pan Górecki postawił sobie na wstępie tezę: Ballmer zniszczył Microsoft i udowadniał ją na przestrzeni całego tekstu. Szkoda tylko, że zrobił to nieudolnie. Osobiście również popełniam błędy. Ba, robię ich całą masę. Ale na taki tekst, jak ten z GW raczej bym się nie zdecydował, bo ma on niewiele wspólnego z rzeczywistością. Microsoft nie jest firmą nieudaczników prowadzoną przez człowieka z łapanki i skazaną na klęskę z powodu „straconej dekady”.

Reklama

Wiadomością dzisiejszego dnia jest przejęcie przez Microsoft komórkowego biznesu Nokii. Moim skromnym zdaniem, dla korporacji z Redmond jest to spory sukces - zwłaszcza, gdy weźmie się pod uwagę cenę transakcji. Nie mam pretensji do Autora, że nie przewidział tego posunięcia. Mógł jednak nawiązać w jakikolwiek sposób do poczynań Microsoftu na arenie sprzętu mobilnego. O mariażu Nokii i Microsoftu głośno mówi się już od kilku lat. Gdyby jednak Autor nawiązał do tego wątku, to tekst nie byłby już tak jednoznaczny - straciłby trochę na sile rażenia. Nagle okazałoby się, że przez ostatnie lata firma budowała całkiem spójny ekosystem, który może się podobać, przyciągać klientów i generować zyski. Przy okazji konieczna byłaby odpowiedź na pytanie: co dalej.

Pan Górecki nie mógł wiedzieć o kupowaniu części Nokii, ale powinien wiedzieć o zmianach, jakie kilka tygodni temu ogłosił Microsoft. Przed opublikowaniem decyzji o rezygnacji, Ballmer stworzył plan przebudowy i dalszego rozwoju firmy. Plan, w który przejecie sporej części Nokii wpisuje się bardzo dobrze. Microsoft zyskał zrestrukturyzowanego i ponownie rozkręcającego się producenta smartfonów, a także ekipę, która wprowadziła nowe porządki. W tym CEO Nokii - Stephena Elopa, który ma spore szanse na przejęcie sterów w MS. Czy w spadku po Ballmerze przejmie on zdewastowaną i nic nie znaczącą firmę przynoszącą straty? Nie, nowy CEO (bez różnicy, kto nim zostanie) otrzymuje wszystkie narzędzia potrzebne do tego, by namieszać na rynku, postraszyć konkurencję, a ostatecznie poważnie ograniczyć jej wpływy.

Czy piszę to jako fan korporacji z Redmond? Nie – tak samo zareagowałbym na słaby tekst dotyczący Apple, Google czy HP. Skoro już publikuje się coś w dość poważnym i opiniotwórczym dzienniku, to warto zrobić to z sensem.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama