Apple

Nadszedł listopad, a ja wciąż jestem niewolnikiem Apple Watcha. I dobrze mi z tym

Kamil Świtalski
Nadszedł listopad, a ja wciąż jestem niewolnikiem Apple Watcha. I dobrze mi z tym
21

Miało być kilka tygodni zamykania okręgów każdego dnia, a później trochę lżejszy tryb. Pięć dni w tygodniu wystarczy. Jak się jednak okazało — już pierwszego dnia nie wytrzymałem i ruszyłem zamykać okręgi, ale w sumie... co w tym złego?

W recenzji Apple Watch SE pisząc o zamykaniu okręgów wspominałem, że zależy mi na jednym perfekcyjnym miesiącu. Dla własnej satysfakcji chciałem zamknąć okręgi przez 31 dni października. Dla każdego z nich ustala się osobne cele, a pierścienie w Apple Watchu to: kalorie spalone w ruchu, czas ćwiczeń oraz czas spędzony na nogach w ciągu dnia (minimum minuta w ciągu godziny). Udało się. I zgodnie z planem: pierwszego dnia listopada po przebudzeniu nie zabrałem się za trening w domowych warunkach. Kilka godzin później ze smutkiem spojrzałem na niezamknięte okręgi i... mimo wszystko wziąłem się do roboty. Niedomknięty czerwony okrąg wydawał mi się jakiś taki niewiarygodnie smutny, a skoro miałem czas, chęć i możliwość, przebrałem się i zabrałem za jego zamykanie. Apple Watch vs. ja: 1:0. Mamy dziewiąty dzień listopada, a ja wciąż je domykam — bo nawet jeżeli wczoraj ominąłem trening, to kilkugodzinny spacer w mroźnym klimacie pozwolił sfinalizować dzienne cele.

To niewiarygodne, jakie działanie motywacyjne ma Apple Watch. Wiem, że nie jestem w tym osamotniony

Tak się złożyło, że w tym roku poza mną trzech kolegów także skusiło się na zakup tegorocznych Apple Watchów. Jedni wybrali SE, inni Series 6, ale wszyscy są zgodni z tym, że mimowolnie zerkają do aplikacji Aktywność. I kiedy widzą braki w okręgach czują się zmotywowani do tego, by wracając do domu zrobić sobie dodatkowy spacer dookoła osiedla. Bez tych pomiarów w zegarku... właściwie po co ktokolwiek miałby to robić? Niby można dla własnej satysfakcji, ale to aż tak efektywnie nie działa. Apple Watch dodaje element grywalizacji, który przemawia do wyobraźni i... działa.

Bycie niewolnikiem czy dobre nawyki?

Od niedzieli zastanawiam się, czy właściwie są jakiekolwiek powody do narzekań. Jako osoba która przez lata zmagała się z otyłością i wciąż ważąca swoje, musząca uważać na to ile i kiedy je, mam dostatecznie dużo powodów do aktywności fizycznej. Dlatego też nie będę narzekał na to, że zegarek zachęca i motywuje mnie do aktywności fizycznej. Nie będę też narzekał na to, że przypomina mi o tym by wstać i się poruszać, bo... najpewniej zasiedziałem się w fotelu przed komputerem czy konsolą. Choć przyznaję, czasem zdarza mi się być niepokornym i z pełną premedytacją je ignorować. Przecież zegarek nie będzie mi mówił jak mam żyć, prawda?

Najlepszy motywator jaki znam? Proste, że Apple Watch!

Dużo ludzi wytyka użytkownikom smart urządzeń, że żyją pod ich dyktando. I faktycznie - coś w tym jest. Kiedy zegarek zasugeruje mi ruch, zdarza mi się wstać i... przy okazji zmyć naczynia, czy chociaż odnieść je do kuchni. Kiedy zegarek mówi mi, że dziś ruszałem się tyle co nic, staram się to zmienić. Nie mam aplikacji przypominającej mi o piciu wody, pozbyłem się też tej kontrolującej jak długo myję dłonie. I mam ze sobą samym umowę, że od listopada okręgi mam zamykać pięć razy w tygodniu, więcej nie muszę. Ale jeżeli zdarzy się, że będę chciał, no to co poradzę — to przecież samo zdrowie. I tak długo jak wyluzowałem i nie uważam by konieczność zamknięcia okręgów 365 dni w roku była obowiązkiem to chyba nie ma w tym nic złego.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu