Wiele mówiło się o tym, że AppStore to bezpieczne miejsce i firma nie przepuszcza scamowych aplikacji. Prawda jest niestety nieco inna.
Twórcy aplikacji zarzucają Apple, że wpuszcza do AppStore szkodliwe aplikacje pobierające od użytkowników nietypowe opłaty. Co więcej, amerykańska firma potrafi wręcz promować takie programy, najwyraźniej nie wiedząc jak dokładnie działają.
Australijski AppStore opublikował u siebie artykuł promował aplikacje z bardzo wysokimi opłatami subskrypcyjnymi mimo tego, że programy nie oferują tak naprawdę nic konkretnego. Jako przykład podaje się tu appkę Jelly: Slime Simulator ASMR - bez subskrypcji appka jest wypełniona reklamami, odtwarza ich więcej niż jedną zanim w ogóle pozwoli użytkownikowi na jakąkolwiek interakcję. Oferuje również abonament wysokości 13 dolarów tygodniowo i to właśnie on usuwa reklamy.
Kłóci się to z wytycznymi Apple dotyczącymi sprawdzania appek przed wpuszczeniem ich do sklepu. W ich myśl firma powinna "odrzucać drogie aplikacje, które próbują oszukiwać użytkowników za pomocą irracjonalnie wysokich cen". W wielu przypadkach albo podczas sprawdzania przedstawiciele firmy byli zbyt pobłażliwi lub po prostu przymykają oko, bo choć to tego typu ocena jest zawsze nieco subiektywna, to jednak branżowi specjaliści uważają, że w przypadku takiego właśnie Jelly: Slime Simulatora, granice zostały przekroczone.
W sklepie Apple pojawiają się również aplikacje kradnące zasoby z innych appek. Jeden z developerów w rozmowie z serwisem ArsTechnica powiedział, że kiedy sam odkrył taki program i poinformował o tym Apple, amerykańska firma potrzebowała aż 10 dni na usunięcie szkodliwego programu, Google zajęło to raptem 1-2 dni. Co więcej, po usunięciu skradzionych zasobów został on przywrócony do AppStore, choć po takich praktykach powinien chyba dostać bana, nie sądzicie?
Jesteśmy więc świadkami absurdalnej sytuacji, w której Apple nie pozwala na istnienie zewnętrznych sklepów dla iOS i iPadOS tłumacząc się tym, że mogą być one niebezpieczne dla użytkowników - a w tym samym czasie nie dokładna odpowiednio dużych starań by wyeliminować szkodliwe programy na własnej platformie sprzedażowej. Problemem może nie być tu jednak brak chęci, a nieefektywne, czasochłonne procedury - co mocno pokazuje czas, jaki na te same działania był potrzebny Apple i Google.
Z jednej strony mamy więc powtarzanie utartych opinii o doskonałości i ogromnym bezpieczeństwie AppStore, z drugiej rzeczywistość, która nie jest już tak kolorowa. Ale jednak jeśli mam wybrać między AppStore a Sklepem Google - to wciąż stawiam na Apple. Używam równolegle dwóch platform i na Androidzie czasem ciężko znaleźć aplikację, która mnie interesuje - bo pierwsze wyskakują programy z podobną nazwą i ikoną. U Appla natomiast jest tego zdecydowanie mniej, choć nigdy nie mam 100% pewności, że ściągam coś, co nie zaatakuje mnie milionem reklam i nie będzie co chwila prosić o subkskrypcję. Zatarła się już też trochę tak widoczna wcześniej różnica w jakości komentarzy pod programami w obu sklepach. U Googla zawsze był śmietnik i głupoty, bardzo często podobne nieprzydatne treści widzę też w AppStore, choć to wina użytkowników, a nie samej platformy.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu