Firma Millward Brown po raz kolejny opublikowała swoje zestawienie 100 najdroższych marek świata. Podobnie jak przed rokiem ranking otwiera korporacja...
Firma Millward Brown po raz kolejny opublikowała swoje zestawienie 100 najdroższych marek świata. Podobnie jak przed rokiem ranking otwiera korporacja Apple. Gigant z Cupertino uzyskał poważną przewagę nad kolejnymi na liście firmami i na dzień dzisiejszy nie musi się obawiać utraty pozycji. Czy aby na pewno? I czy ich obecny status jest uzasadniony?
Zacznijmy od tego, że w pierwszej piątce zestawienia znalazły się te same firmy, co przed rokiem: Apple, IBM, Google, McDonald’s oraz Microsoft (kolejność jest jednak inna – w roku 2011 drugim miejscem cieszyła się korporacja z Mountain View). Jest to najlepszy dowód na to, że branża IT jest dzisiaj motorem napędowym gospodarki i w oczach inwestorów stanowi bezpieczną przystań w dość niepewnych czasach (może to być jednak złudne – największy wzrost w ciągu roku zaliczył Facebook, który obecnie znajduje się na 19 miejscu rankingu, a jego markę wycenia się ponad 33 mld dolarów. Ostatnie dni na amerykańskiej giełdzie pokazały jednak, że wcześniejsza wiara w tę firmę mogła być przesadzona).
Jak już wspomniano liderem rankingu 2012 BrandZ Top 100 jest Apple, którego markę wycenia się obecnie na 183 mld dolarów. Przed rokiem pierwsze miejsce także zajęło Apple z wynikiem 153 mld dolarów. W ciągu roku zanotowano zatem 19-procentowy wzrost. Co sprawiło, że producent, który wypuścił na przestrzeni ostatniego roku kilka urządzeń (rzecz jasna nie jest to nic nowego) nie tylko utrzymał swą pozycje, ale też zwiększył przewagę nad pozostałymi firmami?
Jeszcze ciekawiej sprawa wygląda, gdy rzucimy okiem tylko na sprzedaż "inteligentnych telefonów". W I kwartale bieżącego roku zrealizowano blisko 144,5 mln słuchawek, co w porównaniu z rokiem poprzednim oznacza wzrost na poziomie około 45%. W podobnej statystyce smartfony Apple osiągnęły wynik blisko 90%. Oznacza to, że sprzedaż iPhone’ów urosła dwa razy bardziej, niż sprzedaż pozostałych modeli z platformami mobilnymi. Na tych gadżetach świat się jednak nie kończy – przejdźmy do tabletów.
W tym przypadku roczny wzrost sprzedaży jest jeszcze bardziej widoczny. W I kwartale 2012 roku Apple sprzedało ponad 13,5 mln iPadów, czyli aż o 151% więcej, niż przed rokiem. Uczyniło to firmę niekwestionowanym liderem zestawienia i dało jej blisko 63-procentowy udział w ogólnej liczbie sprzedanych tabletów. Świetna sprzedaż smartfonów i tabletów, a także kilka innych segmentów pozwoliły Apple zarobić w poprzednim kwartale ponad 11,5 mld dolarów. A to jest wynik, który świadczy o bardzo silnej pozycji tej korporacji (zwłaszcza gdy dodamy, że aż 80% zysków z branży mobilnej trafia do giganta z Cupertino).
Ktoś może powiedzieć: przecież to tylko wyniki za poprzedni kwartał. A co z pozostałymi trzema, które były brane przy wycenianiu marki? W odpowiedzi można napisać, że IV kwartał roku poprzedniego był dla amerykańskiej korporacji równie dobry (a może nawet lepszy), co 3 miesiące następujące po nim. iPhone 4S podbił rynek (mimo początkowych gorszych recenzji) i udowodnił, że Apple nie musi całkowicie rewolucjonizować swych flagowych urządzeń, by cieszyć się dobrymi wynikami sprzedaży. Pojawiają się oczywiście opinie, przekonujące, że popyt na model 4S w dużej mierze napędzany był śmiercią Steve’a Jobsa, a zakup ostatniego gadżetu wizjonera z Cupertino miał stanowić formę hołdu składanego tej postaci. Nawet jeśli faktycznie tak było i współzałożyciel Apple pomógł swej firmie zza grobu, to warto zwrócić uwagę na inny czynnik związany z jego odejściem – korporacja przetrwała.
Gdy ponad roku temu Jobs udał się na urlop zdrowotny wiele osób wieszczyło, że Apple nagle się zawali, gdy jej legendarny CEO na dobre przekaże władzę w inne ręce. Pół roku później nowym dyrektorem generalnym oficjalnie został Tim Cook i na dobrą sprawę wydarzenie to przeszło bez większego echa – klienci nadal kupowali sprzęt Apple, a wycena akcji firmy nie poszła radykalnie w dół. Tym razem jednak pojawiły się glosy, które przekonywały, że Jobs nadal czuwa nad korporacją, ale tym razem z tylnego siedzenia. Zasiadając w radzie nadzorczej mógł kontrolować swego następcę i na dobrą sprawę decydować o losach Apple. Ostatecznie jednak nadszedł dzień, w którym owe spekulacje zostały przerwane – Steve Jobs umarł, a kapitalizacja jego dzieła nie uległa nagłemu skurczeniu. Nastąpiły oczywiście pewne wahania, ale nie były one tak drastyczne, jak mogło wynikać z prognoz części analityków. Na swoją obronę przekonują oni, że rynki wierzą w testament Jobsa i wskazówki, jakie pozostawił swym współpracownikom - zarówno w kwestii zarządzania firmą, jak i realizacji nowych gadżetów. Wiele wskazuje zatem na to, iż w tym przypadku będziemy mieli do czynienia z niekończącą się opowieścią – Jobs niczym Lenin pozostanie wiecznie żywy, a ewentualne sukcesy Apple będą uznawane za pokłosie jego pracy, a nie efekt działań nowego CEO. Wróćmy jednak do tematu przewodniego – czy Apple zasłużyło na pierwsze miejsce w rankingu?
Spójrzmy na to przez pryzmat kapitalizacji korporacji. Przed rokiem jedna akcja Apple wyceniana była na około 330 dolarów. Dzisiaj jest to ponad 550 dolarów, ale jeszcze kilka tygodni temu obserwowaliśmy wyniki na poziomie ponad 630 dolarów. Korporacja odnotowała zatem fenomenalny wzrost kapitalizacji i na przestrzeni kolejnych miesięcy łamała magiczne bariery. Gdy przekroczyła poziom 600 mld dolarów pojawiły się nawet spekulacje, iż wartość papierów wartościowych może wynieść ponad 1 tys. dolarów za sztukę, a kapitalizacja osiągnie pułap 1 bln dolarów. Oczywiście muszą być spełnione pewne warunki, by taki wzrost stał się realny. I tu dochodzimy do bardzo ważnego punktu – przyszłości Apple.
Prognozowane przekroczenie wspomnianych poziomów będzie możliwe, gdy Apple utrzyma dynamikę wzrostu sprzedaży obecnych gadżetów i… dostarczy na rynek coś nowego. Co? Od dawna mówi się o telewizorze ze stajni amerykańskiego giganta. Urządzenie Apple TV jest ponoć jedynie sondą, która ma zbadać sektor przed dostarczeniem finalnego produktu. Plotek i domysłów na temat telewizora ze znaczkiem Apple pojawiło się na przestrzeni ostatnich miesięcy mnóstwo. Jedne brzmią bardziej wiarygodnie, inne mniej. Przedstawiciele producenta z Cupertino nie komentują tego tematu, co wpisuje się w ich politykę utajnienia wszystkich działań firmy do czasu oficjalnej prezentacji nowego produktu. Steve Jobs wspominał kiedyś, że nosi się z zamiarem zrewolucjonizowania branży TV, ale czy jest to wystarczający dowód na potwierdzenie tezy, że Apple zaskoczy nas niedługo telewizorem z kosmosu? Jeśli nie telewizor, to…
Na rynku, zwłaszcza tabletów, krążą pogłoski, iż amerykański gigant przymierza się także do realizacji mniejszego iPada. Powód? Niespodziewany sukces produktu Kindle Fire, który w kilka miesięcy zdołał popsuć Apple statystyki. Za przykładem firmy Amazon mogą pójść inne firmy (pytanie, czy jest to możliwe, to już temat na odrębny wpis), co mogłoby się przełożyć na dalsze spadki udziałów Apple w segmencie tabletów. Podobno najlepszą obroną jest atak, więc niektórzy uważają, iż firma powinna zaprezentować w najbliższych miesiącach tablet z 7 lub 8-calowym ekranem. Sęk w tym, że Apple rzadko kiedy słucha podpowiedzi z zewnątrz i zazwyczaj dobrze na tym wychodzi.
Apple zdecydowanie zasłużyło na pierwsze miejsce w rankingu najbardziej wartościowych brendów świata, a najlepszym na to dowodem jest ponad 100 mld dolarów zebranych na ich kontach. Wątpliwości wzbudza jednak kwestia utrzymania tej pozycji – czy Apple nie stanie się ofiarą własnego sukcesu (odbiorcy oczekują od firmy coraz więcej) i nie załamie się nagle pod jego ciężarem?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu