O potoku dobroci, jaki spłynął na nas, konsumentów w związku z rewolucją streamingową mówić nie trzeba. Spotify szturmem wziął ludzkie przyzwyczajenia i przekuł je na świetny biznes. Spotify, mimo problemów z niektórymi artystami, czy też licencjami dalej jest intratnym interesem i cały czas notuje wzrosty. Na tej samej fali chce popłynąć Tidal i Apple Music właśnie, które wezmę pod lupę. Czy rzeczywiście jest się czym ekscytować? Czy warto porzucać Spotify na rzecz usługi Apple?
Pierwszy rzut oka na Apple Music - cukierków moc...
Nie zrozumcie mnie źle. Nie mam nic do naprawdę wymyślnych, aczkolwiek przyjemnych ekranów wprowadzających do usług, szczególnie takich, które mają potem dostarczać mi na bieżąco najlepsze dla mnie treści. Po tym, jak wstępnie skonfigurowałem usługę, wskazałem kartę do późniejszych rozliczeń, ujrzałem "bańki", dzięki którym miałem wskazać Apple Music, co tak naprawdę w muzyce lubię. Zrobiły się leciutkie schody. Szybko przebrnąłem przez gatunki wskazując muzykę eksperymentalną i elektroniczną. Dalej już nie było wesoło.
Zamiast szybko wskazać - lubię to, to i to musiałem przebić się przez niekoniecznie intuicyjne, kolejne bańki z wykonawcami. Zastanawiam się, kto wpadł na tak genialny pomysł, że kazał mi dwukrotnie nacisnąć wykonawcę, którego lubię bardziej niż wszystkich i przytrzymać dłużej na tym, którego nie słucham. A raz na tego, którego lubię - ale bez szaleństw. Przesuwanie baniek jest nieprzyjemne, zamiast cieszyć - irytuje. Chyba za bardzo przyzwyczajony jestem do kompletnie ascetycznych, prostych, aczkolwiek intuicyjnych interfejsów użytkownika. No, ale wprowadzenie nie przesądza o jakości całej usługi, prawda?
Ciekaw jestem, czy przyzwyczajenie do Spotify pozwoli mi na cieszenie się usługą od Apple
Kompletnie różne sposoby prezentowania treści w Apple Music wprowadza zamęt w mojej głowie. Tam, gdzie powinno być to i to w Spotify jest coś zupełnie innego w Apple Music. Niekoniecznie łapię, gdzie trafiają zapisane na urządzeniu utwory. Ale to jest do przejścia. Jak na razie, szukałem m. in. Giorgio Morodera, Daft Punk, The Prodigy, Avicii, Kartell. Udało się, do pierwszej listy ulubionych utworów trafiły pierwsze pozycje. W trakcie testów usługi zobaczę, czy sugestie Apple w połączeniu z tym sposobem prezentowania treści pozwolą mi odciąć się od Spotify.
Nie martwi mnie również fakt, iż Apple Music podobno charakteryzuje się odrobinę gorszą jakością muzyki (Spotify - 320 kbps vs Apple Music - 256 kbps). Jestem z gatunku tych osób, którym słoń na ucho nadepnął i o ile zauważę 90 kbps (aż tak dziwny nie jestem...), tak różnic między 256 a 320 nie wskażę w ogóle. Jakość będzie dla mnie zatem jakością tylko na papierze, niekoniecznie przywiążę do niej uwagę.
Co dalej?
Prawdziwa batalia będzie toczyć się na polu sugestii. Jeżeli tutaj Apple Music się wykaże, będzie to mocny argument przeciwko Spotify, które na zmianę oferuje mi co tydzień całkiem trafne pozycje po to, by zalać mnie toną niekoniecznie trafiających w mój gust utworów. Jak na razie - w Apple Music niczego mi nie brakuje, choć obawiam się, że przyzwyczajenia wezmą górę i ostatecznie zrezygnuję z subskrypcji tej usługi streamingowej. Do biegu, gotowi... start!
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu