Jeden z poprzednich wpisów poświęciliśmy wynikom finansowym Apple w II kwartale 2012 roku. Mimo iż są one bardzo dobre, to wzbudziły niezadowolenie in...
Apple: gorsze wyniki przez plotki. Czy nie wymagamy od tej firmy zbyt wiele?
Jeden z poprzednich wpisów poświęciliśmy wynikom finansowym Apple w II kwartale 2012 roku. Mimo iż są one bardzo dobre, to wzbudziły niezadowolenie inwestorów (firma zanotowała spore spadki na giełdzie) oraz rozczarowanie analityków. Doszło do kuriozalnej sytuacji, w której szefowie najdroższej firmy świata muszą się tłumaczyć, dlaczego zarobili tak mało, gdy w rzeczywistości zarobili fortunę.
Trzeci kwartał bieżącego roku finansowego oznaczał dla Apple przychody na poziomie około 35 mld dolarów. Analitycy liczyli jednak na ponad 37 mld dolarów i wyrazili swoją dezaprobatę dla wyników Apple. Natychmiast pojawiły się oczywiście komentarze, iż to koniec firmy i rację mieli ci, którzy przewidywali, że gigant z Cupertino nie pociągnie długo bez Steve’a Jobsa. Te same osoby nie zwracają jednak uwagi na inne fakty. Owszem, przychody i zyski są niższe od prognozowanych, ale w porównaniu z wynikami z analogicznego okresu roku poprzedniego da się zauważyć poważną poprawę wskaźników. Przychód wzrósł o 23% (z 28,6 mld dolarów do wspomnianych 35 mld), a zyski wzrosły z 7,3 mld dolarów do 8,8 mld dolarów. A to nie koniec dobrych informacji.
Wystarczy rzucić okiem na liczbę sprzedanych iPadów – w poprzednim kwartale nabywców znalazło 17 mln tabletów Apple. To aż o 84% więcej niż w okresie od kwietnia do końca czerwca 2011 roku. W przypadku iPhone’a wzrost wyniósł 28% (w poprzednim kwartale sprzedano 26 mln smartfonów amerykańskiego producenta). W przypadku komputerów Mac oraz iPodów wyniki nie są już tak okazałe (w pierwszym przypadku minimalny wzrost, w drugim spadek sprzedaży), ale tu nikt nie spodziewał się cudów (skoro już mowa o komputerach, to w Mac App Store pojawiła się najnowsza wersja OS X Mountain Lion).
W przypadku każdej innej firmy takie wyniki zostałyby uznane za świetne osiągnięcie, a jej akcje poszybowałyby do samego nieba. W tym przypadku jest inaczej i należy się zastanowić, czy rynki nie wymagają od Apple zbyt wiele. Inwestorzy spodziewają się, że gigant będzie notował coraz lepsze wyniki sprzedaży i nieustannie rósł, a dziennikarze branżowi, analitycy i przede wszystkim klienci liczą na kolejne rewolucyjne produkty. I tu dochodzimy do innej ciekawej sprawy.
Jeden z top menedżerów Apple - Peter Oppenheimer – wymienił trzy przyczyny, które wpłynęły na to, że firma osiągnęła wyniki gorsze od prognozowanych. Po pierwsze, sytuacja ekonomiczna na świecie, a zwłaszcza w Europie. Kryzys wydaje się nie mieć końca (może to dopiero jego początek) i spada poziom sprzedaży. Dotyczy to nie tylko Apple – ten argument jest orężem w dłoniach wielu innych firm (np. HTC). Po drugie, ostatnimi czasy umocnił się dolar, co niekorzystnie wpływa na sprzedaż korporacji poza granicami kraju. Po trzecie, i to chyba najważniejszy punkt, na wyniki giganta negatywnie wpływają plotki dotyczące ich przyszłych produktów. W tym przypadku nie sprawdza się zasada, która głosi, iż nie jest ważne, jak o tobie mówią, ważne, żeby mówili.
Na temat kolejnych generacji produktów Apple (a także wokół sprzętu, którego firma nie zamierza wypuszczać na rynek) powstaje mnóstwo plotek i domysłów, a te szkodzą producentowi. Jako przykład wymienia się tu kolejnego iPhone’a. Praktycznie co kilka dni pojawiają się nowe pogłoski na temat tego sprzętu. Niektóre już na pierwszy rzut oka brzmią niedorzecznie, ale podsycają one wyobraźnię potencjalnych klientów. I rezygnują oni z zakupu iPhone’a 4S, ponieważ wierzą, ze iPhone 5 będzie naszpikowany modułami i technologiami, które zmienią świat, dokonają podboju kosmosu, zniszczą wszystkie choroby i udzielą odpowiedzi na pytanie, kim był Kuba Rozpruwacz. Ta bańka nie tylko nie sprzyja modelowi 4S, ale może też poważnie zaszkodzić smartfonowi nr 5, jeśli okaże się, że Apple nie dokonało rewolucyjnych zmian. Warto się jednak zastanowić, czy wina leży tylko po stronie "rynku".
Oppenheimer ma pretensje do osób, które rozpowszechniają plotki, ale jednocześnie nie zdaje sobie chyba sprawy z tego, że owych pogłosek byłoby znacznie mniej, gdyby Apple na bieżąco informowało przynajmniej o niektórych kwestiach związanych z nowym sprzętem. Problem zostałby wówczas dość szybko rozwiązany. Rozsądniej do tematu podchodzi Tim Cook, który zdaje sobie sprawę z tego, że polityka tajności stosowana przez Apple jest bardzo restrykcyjna. Jednocześnie powtarza on, iż nie zamierza walczyć z plotkami. Nie tylko dlatego, że jest to walka skazana a niepowodzenie – jego zdaniem, pogłoski i dyskusje są czymś naturalnym i wpisują się w prawo do wolności wypowiedzi. Zabranianie komuś spekulacji na temat kolejnych gadżetów byłoby czymś bezsensownym i pewnie przybrałoby karykaturalne, a może nawet niebezpieczną formę.
Nie należy się zatem spodziewać większych zmian w zakresie strategii Apple i obrazu tej firmy – oni nie powiedzą nam nic nowego o sprzęcie, my nie przestaniemy plotkować. Korekta nastąpi być może w podejściu niektórych analityków oraz inwestorów do tej korporacji – liczenie na to, że zawsze będzie to kura znosząca złote jaja okraszone diamentami jest błędne. Czasem mogą to być zwykłe złote jaja.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu