Fabryki powracające do USA, miejsca pracy w przemyśle, tchnięcie nowego życia w miasta i regiony, które ucierpiały na przemianach gospodarczych - m.in. takie rzeczy obiecywał w kampanii wyborczej Donald Trump. A teraz próbuje je realizować. Pomóc mają w tym rodzime firmy, które "zachęca" do współpracy. Jedną z nich jest Apple. Według najświeższych doniesień, firma z Cupertino wybuduje w USA trzy fabryki. Bardzo ciekawe, ponieważ ten gigant polega raczej na podwykonawcach.
Apple pojawiało się w wypowiedziach Trumpa na długo przed tym, jak został prezydentem, potem wracało, podobnie jest teraz: w wywiadzie udzielonym The Wall Street Journal polityk stwierdził, że Tim Cook obiecał mu trzy duże fabryki: I spoke to (Cook), he's promised me three big plants - big, big, big. Brzmi przekonująco, prawda?
Na razie mediom nie udało się wyciągnąć komentarza na ten temat od samego Cooka lub innego przedstawiciela Apple, nie są też znane szczegóły: gdzie miałyby powstać te zakłady, jakie produkty byłyby w nich wytwarzane, ile etatów mogłyby stworzyć, kiedy inwestycja zostanie zrealizowana itd. Nic. Jeżeli jednak Trump rzucił konkretną liczbą i powołał się na Apple, a firma nie zaprzecza, można przyjąć, że coś jest na rzeczy. Zwłaszcza, że korporacja ma swoje sprawy do załatwienia: media donosiły niedawno, że giganci technologiczni, w tym Apple, poważnie zwiększają środki przeznaczone na lobbowanie w Waszyngtonie. Korporacja z Cupertino chce np. zyskać coś w kwestiach imigracyjnych i podatkowych. Aby to osiągnąć, będzie pewnie musiała dać trochę od siebie. Zwłaszcza, że Trump groził już firmom wysokimi podatkami, jeśli będą produkować poza USA.
Temat jest o tyle złożony, że Apple samo nie produkuje sprzętu. Ma jedną fabrykę w Irlandii, ale raczej ze względów sentymentalnych i podatkowych. Zdecydowana większość produkcji spoczywa na barkach podwykonawców, zwłaszcza tego największego, korporacji Foxconn. Jeżeli zatem Cook obieca fabryki w USA, pewnie będą je musiały wybudować inne firmy. I tu ciekawostka, bo Foxconn zapowiedział już, że przeniesie część produkcji do USA, inwestycja ma sięgać miliardów dolarów. Rozważano kilka lokalizacji pierwszego zakładu, największe szanse ma ponoć Wisconsin. Tyle, że teraz władze lokalne i centralne będą musiały "przekonać" tajwańskiego molocha.
Foxconn może i przyniesie miejsca pracy wraz z nowym zakładem, lecz nie zrobi tego za darmo. Liczy na zachęty sięgające olbrzymich sum. Wspomina się o minimum miliardzie, górna granica to ponoć 3 miliardy dolarów. W jakiej formie? Pewnie skończy się miksie: ulgi podatkowe, tanie kredyty, inwestycje w infrastrukturę, może nawet gotówka. Trzeba zapłacić za te etaty - znamy takie rozwiązania z polskiego podwórka, międzynarodowe korporacje nie przenoszą do nas miejsc pracy z uwagi na piękne krajobrazy. Pojawia się przy tym pytanie, jak wspomniane zachęty zostaną rozłożone w czasie i jak się nimi podzielą lokalsi i Waszyngton?
Kolejne pytanie dotyczy pozostałych zakładów - przecież Trump wspomniał o trzech fabrykach. Ta w Wisconsin to być może numer jeden, prawdopodobnie będą w niej produkowane wyświetlacze. Co z resztą? I czy w USA będą powstawać smartfony Apple? Gdyby do tego doszło, szybko wypłynie kwestia ceny tych urządzeń: możliwe, że wzrośnie. O ile? Oto jest pytanie. Wspomina się o kilkudziesięciu dolarach, które w Polsce oznaczałyby wzrost ceny o kilkaset złotych. Jak to wpłynie na sprzedaż firmy? Pewnie część osób stwierdzi, że gigant ma na tyle wysoką marżę, że zrezygnuje z jej części, by nie podnosić cen. Ale jakoś trudno uwierzyć mi w to, że korporacja odpuści nawet małą część swoich kosmicznych zarobków.
Fabryki pewnie powstaną - słowo się rzekło. Ale sam proces i jego skutki to na razie spora niewiadoma. W USA raczej nie powstanie iPhone City, pisałem też kiedyś, że kończenie z produkcją w Chinach może być naprawdę szkodliwe. Inna sprawa, że zostawanie w Chinach przy ewentualnej wojnie handlowej USA z Państwem Środka to równie kiepskie rozwiązanie. Trump ma argumenty, by skłonić firmę do współpracy...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu